– Jest taka dzielnica, która jest wylęgarnią dżihadystów. Ja tam się nie zapuszczam. To dzielnica Molenbeek. Niektóre miejsca to właśnie takie niebezpieczne rejony i tam nie zaglądała policja. Problem był bagatelizowany. Szerzej trzeba spojrzeć na słabości Belgii. To państwo podzielone językowo i strukturalnie.
– Jest przyzwolenie na tworzenie gett. Młodzi ludzie nie widzą dla siebie szans w Belgii i docierają do nich te radykalne hasła. To nie tylko problem belgijski, on dotyczy także na przykład Francji.
– Mam nadzieję, że władze wyciągną konsekwencje z zamachów, że policja będzie sprawdzać tę dzielnicę. Po ataku w Paryżu wszyscy w to wierzyli. Siatka terrorystyczna liczyła 30 osób, nie udało zapanować się nad dzielnicą. Po listopadzie zmieniły się przepisy terrorystyczne. Teraz można wejść do domu w nocy, jeśli jest taka potrzeba, a nie, że jest cisza nocna. W Belgii było duże przywiązanie do swobód obywatelskich. Francja jest wielu lat w stanie wojny i inaczej na to patrzy.