– Uważam, że ta akcja przeciwko wykorzystywaniu udziałowi zwierząt w spektaklach cyrkowych jest jakimś przedziwnym przejawem poprawności politycznej czy czegoś takiego. Ludzie, którzy się w to angażują, mają dziwne wyobrażenie na temat relacji zwierząt z ludźmi z XIX wieku. Każdy, kto ma do czynienia ze zwierzętami, wie, jak one są chętne do współpracy. To nie jest jakaś katorga. Polecam teksty Radziwinowicza „Creme de la Kreml”, gdzie on opisuje wizytę w cyrku kocim. Wiadomo, że z kotów inaczej niż po dobroci się nic nie wykrzesze. Tam jest rozmowa z treserem o specyfice nawiązania wręcz intelektualnego kontaktu tresera ze zwierzęciem – mówi Marek Ponikowski.
– Cyrk to pewna magia, częścią tej magii są występy zwierząt. Bardzo jestem wyczulony na wszelkie objawy krzywdy zwierząt. Tego w cyrku nigdy nie zaobserwowałem. To jest rodzaj sztuki, która wymaga dobrego kontaktu człowieka ze zwierzęciem – dodaje.