Mały i przytulny prywatny port to miejsce, w którym zacumowaliśmy po raz ostatni. Czujemy się pełni dumy, że mimo fal, mimo deszczu, udało się nam bezpiecznie dotrzeć do finału.
Finał oczywiście musiał być zakończony nietypowo. Tym razem już bez żadnych obiadów restauracyjnych, po raz kolejny nasz los oddaliśmy w ręce kapitana Arka Chomickiego i zjedliśmy przygotowane przez niego kiełbaski z grilla. Kolejny dowód, że jesteśmy w dobrych rękach.