– Tytuł nieoficjalnego mistrza w poławianiu bursztynu nadała mi prasa i telewizja. To moja pasja, można ją porównać do gorączki złota. Tata zabrał mnie na połów, gdy miałem 6 lat. Od tej pory zawsze po sztormie idę szukać bursztynu. Nic mnie nie zatrzyma. Czekam, aż woda zacznie wyrzucać patyki. Najlepszym wskaźnikiem są mewy. Żadne wykrywacze nie są potrzebne. Najlepiej łowi się jesienią i zimą. Niestety klimat się zmienia, czekamy na wiatr północny. Jest coraz więcej kobiet i to mnie bardzo cieszy – opowiada poławiacz bursztynu Sylwester Malucha.