Naszym gościem jest Józef Ciężki, artysta. Człowiek wielu pasji. Rzeźbiarz, malarz, poeta, żeglarz, fotograf. – Jak nie mam serca do jednej rzeczy, biorę się za inną. Robię między innymi kufry, wyglądają jak kufry posażne, które kiedyś dziewczyny dostawały w posagu – opowiada.
– Pochodzę ze Śląska, urodziłem się w Brzegu. Znalazłem się tutaj przez przypadek. Lubiana poszukiwała fachowców i wszyscy, którzy szukali pracy trafili tutaj. Otrzymaliśmy mieszkanie.
– Byłem zachwycony Kaszubami. Zaraz pierwszego roku wujek zabrał mnie na domek, w kajaku łapaliśmy ryby. To był mój pierwszy zachwyt.
– Od małego za malowanie po ścianach I futrynach obrywałem. Mną się chwalono, jak przyjeżdżali goście. „Dziecko, namaluj króliczka”.
– Moje Wdzydze to taki mały domeczek, który miałem nad samym brzegiem. W nim rodziły się wszystkie najważniejsze pomysły w moim życiu. Miałem też jachcik. Później wybudowałem dom, w którym mam pracownię Odyseja. Dlatego, że moja babcia pochodziła z Grecji.
– Ten skrawek ziemi, który nazywamy Kaszubami jest niczym w porównaniu z tym, co było tu kiedyś. Były zamki, wielkie tereny. A potem te tereny sprzedawano. To, co zostało to skrawek, ale bardzo piękny. Chyba nie ma takiego drugiego w Polsce.
Bardzo lubię malować formy abstrakcyjne. Ale także pejzaże. Mam drogę, której teraz już nie ma. Dom pani Aneczki, którego nie ma, a ona sama już nie żyje. Jestem trochę kronikarzem z przypadku.