– Kaszubi tak gadają, że tego nie zrozumiemy. Nas można. Gwara kociewska jest prostsza. Napisałam o tym dwie książki. Jest tu nasza mowa, wiersze. Angażuję się w to, bo kocham Kociewie, chociaż urodziłam się na Mazowszu. Wyszłam za mąż za Kociewiaka i tak już zostało. Założyłam dwa zespoły muzyczne. Proszę zobaczyć, mam tu wycinki – mówi pani Emilia Rulińska, ludowa poetka z Kociewia, którą odwiedziliśmy w domu, bo z powodu kłopotów ze zdrowiem nie mogła przyjść do nas na przedzamcze. – Robię to, by zachować mowę naszych lulków (dziadków) – dodaje i martwi się, że nie została zaproszona do Radia Gdańsk. Stwierdziła, że musi wystąpić w trwającej godzinę audycji, żeby chociaż trochę opowiedzieć o swoim ukochanym Kociewiu.