– Pamiętam te czasy żeglarskie, bo pływam od 1950 roku. A bakcyla złapałem w Gdańsku. Na morzu też pływałem, stacjonowałem dwa lata na Westerplatte – opowiada pan Stanisław Kunca, prawdziwy wilk morski.
– Chciałbym, żeby każde dziecko wiedziało chociaż, gdzie jest dziób i rufa – mówi pan Krzysztof Pestka.
Naszymi gośćmi są też uczestnicy obozu żeglarskiego, który za chwilę wypływają w rejs: Hubert Staś Michał i Staś. – W zeszłym roku otrzymałem patent żeglarski i mogę żeglować sam. Jak wyglądają obozy? Żeglujemy i pozwalamy sobie na odpoczynek. Wychodzimy, czasem oglądamy filmy. Pływamy na różnych jednostkach. Na Omedze, Orionie, teraz na rejs wypływamy na Chojnicach, to większa łódź.
Jest bezpiecznie? – Nigdy większego wypadku nie mieliśmy. Sami też pływamy i dobrze sobie radzimy. Jesteśmy doświadczeni. Dużo czasu spędziliśmy na dużej wyspie na Jeziorze Charzykowskim. To największa wyspa.
– Młodzież mieszka w budynku klubowym. Oczywiście są różne warunki, w zależności od wieku. Ale muszą sobie ugotować, posprzątać, umyć naczynia. To najbardziej wspominają – dodaje pan Krzysztof.
Podstawowymi węzłami są węzeł płaski, ósemkowy, a najważniejszy jest ratowniczy, który każdy żeglarz potrafi zrobić ww kilka sekund. – Kiedy stanie się coś na wodzie, on musi się obwiązać. Jeśli chodzi o sprawy budowy jachtów i prac bosmańskich to po dwóch godzinach adepci to potrafią – opowiada pan Stanisław.
– Pływałem na różnych wodach. Zaczynałem tutaj. Moje pierwsze kroki stawiałem w kubie żeglarskim w Gdyni. Moja przygoda to nie tylko żeglowanie tutaj. Znam także Mazury, tamtejsze jeziora też znam. Jeśli chodzi o wygląd nabrzeża, wolę tutejsze tereny. Tutaj każdy brzeg ma swoją zatoczkę, swoje drzewo. Przywiązałem się do tego.
Kormoranów jest tutaj coraz więcej… – Nie jest problemem dla kormorana zjeść półtorametrowego węgorza. Podrzuci go kilka razy i już. W latach 50. tutaj był jeden, dwa, trzy ptaki. Potem jezioro nam się pobrudziło. Można było farbą, która powstała w jeziorze, malować płoty. Kiedy jezioro się polepszyło, wróciły. Na jednym turnusie naliczyliśmy ok. 256 kormoranów. Więc można policzyć, ile ryb one zjadają. Potrafią nurkować do 30 metrów wgłąb. A tam, gdzie są kormorany, są i mewy. Jeśli kormoran wraca w jakąś zdobyczą, mewa próbuje mu to zabrać.
Charzykowy to też legenda. – Na Górze Zamkowej mieszkał książę, który kiedyś wyruszył na łowy. Zauważył łunę nad swoim zamczyskiem i wrócił, by je ratować. Okazało się, że rabusie napadli, zabrali skarby. Podobno były 3 skrzynie. Uciekali w kierunku małej wyspy, tam był most zwodzony. Kiedy książę ich gonił, uciekali w kierunku Charzyków. Książę zatopił ich i skarby. Poszukiwania były kontynuowane. Ciężko je wydobyć, bo na dnie zalega ok. 1-metrowa warstwa metanu – dodaje pan Stanisław.