Państwo Warpechowscy – właściciele osady agroturystycznej w okolicach Trzebunia – rozmawiali z naszym reporterem.
– Muszę powiedzieć, że jesteśmy w amoku. Codziennie rano jak się budzę od dwóch dni, to nie poznaję własnego podwórka. Nie wiemy co robić, na razie po prostu zbieramy to wszystko co spadło – mówili właściciele.
– Z momentem przyjścia całej wichury wszystko zostało przykryte ogromną ilością drewna. Nie mam pojęcia jak mielibyśmy teraz policzyć straty. Na razie próbujemy udrożnić dojazdy do domów, jest jeszcze jedno gospodarstwo, które nie ma kontaktu ze światem – opisywali.
– Wszystko przyszło na tyle niespodziewanie, że ludzie byli cały czas w namiotach. Nie mogli wiedzieć, że tak nagle dojdzie do załamania pogody. To można porównać do tsunami. Wzięło się znikąd i zniszczyło wszystko po drodze.
W osadzie agroturystycznej nie ma łączności telefonicznej ani prądu i wody. – Strażacy tu dotarli, ale po prostu odblokowali dojazd, nic poza tym. Na tę chwilę nie wiemy jak sobie damy radę. Staramy się wspierać strażaków jak możemy, ale nie możemy ich nawet napoić. Oni nieprzerwanie pracują w terenie, by pomagać ludziom. Cud, że tutaj wszyscy przeżyli i skończyło się na zadrapaniach – dodawali właściciele ośrodka agroturystycznego Dzika Zagroda.