Urzędnicy deklarują, że robią co mogą, by jak najmniej ścieków dostało się do Motławy. Chodzi nie tylko o przekierowanie części ścieków do znajdującej się na Oruni przepompowni Motława.
– Uruchomiliśmy zrzut kanałem, którym kiedyś ścieki oczyszczone odpływały do kanału Władysława IV z dawnej przepompowni Zaspa przy Hallera. Tam odcinek do morza jest krótszy i dlatego nastąpi szybsze wymieszanie ścieków z wodami morskimi. Również w celu minimalizowania skutki wpływu do Motławy zakontraktowaliśmy trzy barki, na które – jak tylko zostaną podstawione – będziemy pompować ścieki. Te nieczystości będziemy wywozili do utylizacji – tłumaczy Stanisław Mikołajski, dyrektor do spraw technicznych Saur Neptun Gdańsk.
Źródło: Gdansk.pl
Wyniki badań wody z kąpielisk i Motławy będą znane pod koniec tygodnia. Sanepid prewencyjnie prosi mieszkańców o nie wchodzenie do wody. Nadal aktualny jest apel o minimalizowanie zużycia wody.
Jednak barki jeszcze nie dotarły na Motławę. To oznacza, że ścieki z przepompowni cały czas trafiają do rzeki i kanału na Stępce. Staje się to coraz bardziej problematyczne ze względu na dość silny północno wschodni wiatr. On sprawia, że zanieczyszczona woda nie spływa tak szybko, jak przewidywano, w kierunku Zatoki Gdańskiej.
– Wcześniej mówiłem, że można odnieść wrażenie, że woda w kanale – do którego trafia najwięcej ścieków – delikatnie się cofa. Teraz tych wątpliwości już nie mam, bo ewidentnie można dostrzec cofkę. To oznacza, że woda nie tylko nie płynie w stronę zatoki, ale wręcz jest wpychana w przeciwnym kierunku. Stężenie zanieczyszczeń w wodzie rośnie, a efektem tego jest nie tylko większy smród, ale również większe zagrożenie przyduchą, czyli brakiem tlenu dla ryb – relacjonuje nasz reporter Sylwester Pięta, który jest w miejscu zrzutu ścieków do Motławy.