Niedzielne śniadanie z dodatkową butelką wody mineralnej i kawałkiem arbuza. Kawa z gara do woli. Ile kto chce. Chce niewielu. Dżemik, chlebek. W każdej ilości. Paróweczki. Po dwie.
Studenci i laureaci uśmiechnięci. Jakby w ogóle nie przeczuwali grozy, która czai się w słowach „inspekcja techniczna na żaglowcu”. A ta jeszcze przed południem.
INSPEKCJA NA ŻAGLOWCU
Komendant Żaglowca dostał od studentów rano wielkie brawa. Znalazło się bowiem dodatkowe pomieszczenie na torby podróżne i walizki, które w kubrykach studentów zabierają cenne miejsce. To ważne, bo dziś, jak wiadomo, cotygodniowa inspekcja na żaglowcu. A tu żarty się kończą.
Ci co mają tzw. dobówkę w kuchni i pod pokładem chyba w największym stresie. Pralki z brudnymi kombinezonami od rana załadowane i chodzą aż idą iskry. Od rana odkurzacze, ścierki, mopy, pasty do polerowania, wiertarki i szczotki w rękach u wszystkich.
Już wczoraj cały dzień pokładowy cieśla, malarz, ślusarz i elektryk mieli pracowity dzień. Nawet czajnik elektryczny w pentrze załogowej udało się naprawić. Bosmani i starsi wachty też ocierają pot z czoła. Wszystko musi lśnić czystością
I moim zdaniem lśni.
Już od 7.00 rano było zamiatanie i mycie pokładu. Za kilkanaście minut godzina prawdy i pierwsze nagany. Ale i pochwały.
Komendant Szymański docenia, jak trzeba. Umie pochwalić. Ale „nie ma zmiłuj” jak coś znajdzie. Wtedy bywa surowy.
Inspekcja nie przerywa pracy studentów przy brasowaniu żagli. Dali sobie radę. Płyniemy na 19 z 26 które są na Darze. Nie wszystkie zostały postawione. Wiatr jak na Niegocinie. Czyli spokojne błękitne Karaiby.
Płyniemy cały czas kursem na Florydę. Teraz jesteśmy na wysokości Kuby. Gdybyśmy zrobili zwrot, pewnie w środę dotarlibyśmy do Hawany. Niestety płyniemy twardym kursem. 8 lutego mamy rzucić cumy w porcie w Miami. A potem już skok przez Atlantyk i do domu.