Chrzci się dzieci, młodzież na koloniach i uczniów po przyjściu do nowej szkoły. Chrzci się też piłkarzy po przyjściu do nowej drużyny… O piłkarskich chrzcinach, które odbywają się najczęściej na zgrupowaniach przed rozpoczęciem sezonu, z piłkarzami Lechii Gdańsk rozmawiał Sylwester Pięta.
Sebastian Madera opowiada, że w chrztach uczestniczy cała drużyna łącznie ze sztabem trenerskim. – Nowy zawodnik staje na środku sali. Klub wymyśla dla niego dowcipne zadania. Dla zebranych dookoła to śmieszne, ale dla nowego gracza bardzo stresujące, tłumaczy.
Obrońca Lechii Gdańsk wspomina też swój chrzest. Koledzy dali mu pasek od spodni i kazali z nim walczyć jak z wężem. – Trzeba było pokazać trochę aktorskiego rzemiosła. Musiało to śmiesznie wyglądać.
Chrzty zapadły w pamięć również jednemu z najmłodszych wychowanków Lechii Przemysławowi Frankowskiemu. – Kasprzycki musiał odpowiedzieć, kto jest największym drewnem Lechii, czyli zawodnikiem, który nie potrafi przyjąć piłki. Wybrał Marco Bajica, pomimo że technicznie to bardzo dobry zawodnik.
Pomocnik Marcin Pietrowski zdradza z kolei, że podczas chrztu nowemu piłkarzowi zadaje się różne pytania. Dotyczą one m.in. historii danego klubu i… partnerek zawodników np. „Która z żon kolegów jest najładniejsza?” Jeżeli odmówi się wykonania zadania, ponosi się konsekwencje. – Mogą to być np. klapsy, od których można się wykupić.
O tym jak wyglądały chrzty dawniej, a jak dziś opowiada obecny trener Lechii Gdańsk Michał Probierz. – Kiedyś wyjazdy były dłuższe, imprezy huczniejsze. Teraz wszystko się zmieniło, zawodnicy mogą przecież nagrać wszystko na komórki.
Selekcjoner ujawnia tylko jedną humorystyczną anegdotę zza kulis. – Jeden z piłkarzy dostał pytanie gdzie chciałby grać. Kiedy odpowiedział, że wysoko, koledzy skwitowali „To idź na Giewont”. Innych opowieści nie mogę zdradzić, to tajemnice szatni.