Sebastian Mila po podpisaniu kontraktu z Lechią, w Radiu Gdańsk dokonał podsumowania swojej dotychczasowej kariery w rozmowie z Włodzimierzem Machnikowskim. Zaczął od spotkania z trenerem Michał Globiszem, a skończył na tym, że z Lechią zamierza grać o najwyższe cele.
Włodzimierz Machnikowski: Po 14 latach, witam ponownie w Radiu Gdańsk.
Sebastian Mila: Witam serdecznie.
WM: Reprezentant Polski. Gdy zapowiadaliśmy tą rozmowę, dotyczyły one też Urszuli, partnerki życiowej i sześcioletniej Michalinki. No i gdzie one są?
SM: Teraz mamy naprawdę wiele spraw do załatwienia pomiędzy Gdańskiem a Wrocławiem. Przeprowadzka będzie nas kosztowała trochę czasu. Dlatego właśnie Ula została we Wrocławiu i musi pozałatwiać wszystkie formalności.
WM: Dziewczyny zatem we Wrocławiu. Ty w piątek również byłeś w tym mieście.
SM: Dokładnie, byłem pożegnać się z kibicami.
WM: Ktoś, kiedyś powiedział o Tobie. „Wrażliwe dziecko, które trzeba pogłaskać”. Mówiłeś do tego kogoś „tato”. Wiesz o kogo chodzi?
SM: Jak się nie mylę, to trener Michał Globisz. Pamiętam, że zawsze trener wspominał, że takim człowiekiem jestem. I zgadza się. Boisko, treningi, szatnia to jest coś innego niż rzeczy, które się odbywają później. To wszystko nabiera różnych wymiarów. Inaczej kocha się mamę, inaczej dziewczynę, inaczej córkę. Te miłości są różne. Człowiek jest inny na boisku i inny w życiu prywatnym.
WM: Inaczej kocha się także Lechię. Powiedziałeś, że masz dług wdzięczności wobec tego klubu. Względem czego? Masz jakiś kredyt do spłacenia?
SM: Tak, zaciągnąłem. I teraz chce go rzetelnie spłacić. Kredyt polega na tym, że jako młody człowiek przyjechałem do Gdańska, do miasta, w którym się wychowywałem jako nastolatek, do miasta, w którym chodziłem do szkoły średniej. Jako zawodnik grup juniorskich chodziłem na mecze pierwszej drużyny, kibicowałem tej drużynie. Kibice szanowali moją osobę przez całą karierę. Do dnia dzisiejszego darzą mnie wielkim szacunkiem. To jest właśnie ten dług, który muszę teraz spłacić. I zamierzam to zrobić. Jestem na to przygotowany. Proszę się nie martwić o mój kontrakt. Jeżeli będę grał słabo, to nie zamierzam z tego powodu ubolewać ponieważ wiem, że nie ma takiej możliwości. Jestem zdesperowany i głodny sukcesów z tą drużyną. Także proszę się nie martwić. Te 3,5 roku, na które mam podpisany kontrakt, w zupełności mi wystarczy, żeby osiągnąć ten cel, który sobie wyznaczyłem.
WM: Trener Michał Globisz odkrył Ciebie na turnieju halowym, gdy miałeś 14 lat. Po kilku latach ściągnął Cię tutaj do Gdańska, do Ośrodka Szkolenia Piłkarskiego. Razem zdobyliście wicemistrzostwo Europy do lat 16 w Czechach, w 1999 roku. W 2001, w Finlandii zostaliście mistrzami Europy. Potem odszedłeś z Lechii. Odszedłeś, bo nie było Lechii na Ciebie stać? Ja pamiętam rozmowy z tamtych czasów. Podobno miałeś 700 złotych stypendium?
SM: Dokładnie 600. Dlaczego odszedłem? To był moment, kiedy drużyna się rozpadała. Towarzyszyły jej problemy finansowe. Pamiętam, że drużyna spadała do trzeciej ligi i to był taki przełomowy moment, że jako 18-latek musiałem zmienić miejsce, aby rozwijać się jako piłkarz i jako zawodnik, który grał w reprezentacji młodzieżowej i to był jedyny powód. Jednym z powodów była także pomoc dla Lechii, ponieważ wszystkie pieniądze z transferów trafiały właśnie do klubu. To też był powód, dla którego chciałem to zrobić. Bałem się, że to był ostatni moment, kiedy mogłem tu wrócić. Nie wiedziałem kiedy to się stanie. Cieszę się bardzo, że jestem już na miejscu.
WM: Powędrowałeś do Płocka, to nie był dobry wybór. Potem miałeś szczęście, że powstała taka drużyna jak Groclin Dyskobolia Grodzisk Wielkopolski. Tam miejscowy milioner miał kaprys, żeby zorganizować sobie drużynę. Trafił z trenerem, bo był to gdańszczanin Bogusław Kaczmarek i razem odnieśliście wspaniałe sukcesy. Wicemistrzostwo Polski, Super Puchar, udział w Pucharze UEFA, zwycięstwo nad Herthą Berlin, Manchesterem City. To Ty byłeś bohaterem tego drugiego spotkania. To był przełom w Twojej karierze. Tego wolnego strzeliłeś tak, że zachwyciła się Tobą cała Europa.
SM: Fakt. To był fantastyczny moment. Jeżeli chodzi o wybór Groclinu, to całą robotę zrobił trener Kaczmarek. Wiele czasu poświęcił mi jako młodemu człowiekowi. To był wybór absolutnie trafiony i również przemyślany, bo w Grodzisku była bardzo dobra baza treningowa. Z bramkarzem Sebastianem Przyrowskim spędzaliśmy na boisku po 8-9 godzin. Siedzieliśmy od samego rana, ćwicząc różne elementy jak np. stałe fragmenty gry. My z tego boiska nie chcieliśmy schodzić. To był właśnie powód dlaczego ten Grodzisk był trafioną decyzja. Potem wicemistrzostwo, Super Puchar, gra w Europejskich Pucharach i pokonanie takich drużyn jak Hertha Berlin czy Manchester City powodowało, że ta kariera nabrała rozpędu.
WM: Nabrała, a potem szybciutko straciła. Jesteś charakternym gościem. Obdarzonym lewą nogą, jedną z najlepszych w historii piłki w Polsce. Dlaczego w takim razie, gdy w 2003 roku spróbowałeś podbić Europę, nie udało się w skądinąd przeciętnych klubach: Austria Wiedeń, Valarenga Oslo. Bardzo przeciętne drużyny i dla nich za słaby był Sebastian Mila?
SM: Powiem tak. W Austrii był o mnie kręcony taki materiał, to w klubie nie było nawet żadnego mojego zdjęcia.
WM: Wymazali Ciebie z historii klubu?
SM: Na to wygląda. Niestety dla mnie i dla nich nie był to udany transfer. Tak jest czasami w życiu, że nie zawsze wszystkie decyzje są trafne. Ja jestem człowiekiem, który szuka w życiu nowych wyzwań. Nigdy się nie poddaje. Nigdy nie myślę, że czegoś nie można osiągnąć. Widziałem, że będę szukał do momentu, aż mi się to uda. Przyszedł taki, że zmieniłem na Oslo. Był też taki, że zmieniłem na Polskę. Nie bałem się tego. Jak wracałem z Oslo, to moje zarobki spadały o 80 procent. To zupełnie mnie nie przestraszyło, bo w życiu miałem jeden cel: że futbol to jest Twoja miłość, którą się musisz kierować i tak robiłem przez całe życie. Dzięki temu mam teraz niesamowite wspomnienia, niesamowitych przyjaciół, dlatego, że nie zaprzątałem sobie głowy takimi sprawami.
WM: Te zarobki są nadal istotne, czy masz już taką kupę pieniędzy, że do końca życia wystarczy Tobie i Twojej rodzinie?
SM: Niestety nie. Nie dam rady, żeby mieć górę pieniędzy.
WM: Chybione inwestycje?
SM: Nie, bez przesady. Prowadzę godne życie, nie jestem rozrzutny, nie roztrwaniam pieniędzy absolutnie. Mam fantastyczne życie, a jest ono fantastyczne dzięki mojej rodzinie, a nie dzięki temu, że zarabiam pieniądze. Zarabiam pieniądze dlatego, że gram w piłkę. I nie ma niczego lepszego. Jestem wdzięczny rodzinie i wszystkim, którzy dali mi taką możliwość. Cenię, każdą minutę treningu i pobytu w szatni. Reprezentowanie takich klubów jak Śląsk, czy Lechia jest dla mnie zaszczytem.
WM: W 2006 roku, gdy wróciłeś do kraju, przez Łódź do Wrocławia, Śląsk to była taka namiastka Lechii? Bo kolorystyka podobna. Jak znalazłeś się w Śląsku?
SM: To była niesamowita sprawa. Przyszedłem do beniaminka i pamiętam, że jeden z kibiców na prezentacji powiedział, że dobrze mi w zielonym. To nie tylko odnosiło się do Groclinu, ale także do Lechii. Powiem szczerze, że chyba coś mi w tamtym momencie zaszczepił. Powiedziałem „Tak, ta zieleń mi pasuje.” I wszystko się dobrze potoczyło. Fantastyczny okres dla mnie, dla mojej rodziny. We Wrocławiu urodziła się moja córeczka. Miałem też trudne chwile, ale o tych smutnych nie pamiętam.
WM: 2011/2012 mistrzostwo Polski ze Śląskiem Wrocław. Największy sukces w karierze?
SM: Nie, zdobyłem jeszcze mistrzostwo Europy i mistrzostwo Austrii, puchar Austrii. Generalnie każde z tych trofeów bardzo cenie, ale proszę mi uwierzyć, że mam jeszcze sporo miejsca w swoim pokoju, żeby coś tam jeszcze zmieścić i teraz mam czas, żeby popracować, aby coś jeszcze się na tej półce pojawiło, bo wciąż jest mi mało.
WM: Okoliczności rozstania ze Śląskiem Wrocław. Ten temat pojawił się już latem. Czy to była konsekwencja tego, że przytyłeś? Do tego jeszcze utrata opaski kapitana drużyny. Wtedy się interesowałeś tym, żeby wrócić do Gdańska?
SM: Rzeczywiście, latem był temat powrotu do Gdańska. W tym momencie, kiedy nastąpił cały problem z moją nadwagą. Wiedziałem jednak, że nie mogę odejść do Lechii. Wiedziałem, że muszę unormować sytuację we Wrocławiu. Nie mogłem pozwolić na to, żeby kibic, który mnie dopingował przez cały pobyt we Wrocławiu zobaczył, że odchodzę w momencie, kiedy mam nadwagę, a drużyna jest nisko w tabeli. Nie był to najlepszy moment. Powiedziałem też to do działaczy, że odejdę, kiedy będzie wszystko unormowane. Kiedy drużyna będzie na miejscu, w którym ma być. I dokładnie w taki sposób zrobiłem. Takim jestem człowiekiem.
WM: W poniedziałek byłeś spakowany, żeby we wtorek polecieć ze Śląskiem Wrocław na zgrupowanie do Turcji. W niedzielę wylatujesz z Lechią do Hiszpanii. Co wydarzyło się we wtorek wieczorem? Podkreślasz rolę Adama Mandziary. Co on takiego zrobił?
SM: Prezes Mandziara był niesamowicie zdeterminowany i tak heroicznie walczył o to, że strasznie mnie to motywowało, że muszę taką decyzję podjąć. Tym bardziej, że jest to klub, który darzę ogromnym szacunkiem i największą miłością jaką zawodnik może darzyć klub. To było coś niesamowitego, że ktoś jest tak zdeterminowany. Zrezygnowałem z części pieniędzy, żeby dorzucić się do transferu. Mój menadżer również się dorzucił. Wielu osobom bardzo zależało na tym. Pokazało to, że nie liczą się tylko pieniądze, tylko chęć stworzenia tutaj drużyny, która będzie walczyła o najwyższe cele.
WM: Przypomnę, rozbieżność dotyczyła pół miliona złotych. Śląsk chciał 1,5 miliona, Lechia proponowała milion. Podobno górą z tych negocjacji wyszedł Śląsk.
SM: O tym nie mam zielonego pojęcia. Ja mogę powiedzieć jedno: kto zrobił jaki interes, to proszę poczekać. Na razie wszyscy mówią, że to Śląsk zrobił dobry interes. Ja jestem wojownikiem. I jak ktoś mnie nie zna, to mnie dopiero pozna.
WM: Pięknie to zabrzmiało. Nie możemy się doczekać piłkarskiej wiosny. Podpisałeś kontrakt na 3,5 roku. Wcześnie była mowa o umowie piłkarsko-pracowniczej. Mógłbyś uchylić rąbka tajemnicy?
SM: Kontrakt zawodniczy mam na 3,5 roku. Dwa lata są dodatkowe w postaci pracy scouta, bądź innej pracy związanej z młodzieżą. Jednak wszystko będzie uzależnione, czy jedna jak i druga strona będzie chciała to robić. Mamy umowę spisaną, ale jest ona bardzo dżentelmeńska. Ja nie przyszedłem tutaj zarabiać pieniędzy. Ten etap mam za sobą. Co miałem zarobić, to zarobiłem. To jest moment, żeby spłacić dług wdzięczności wobec drużyny, w której zaczynałem. Nie szukałbym tutaj podtekstów z długością kontraktu. Nie wykluczam, że nie będę przedłużał kontraktu z Lechią Gdańsk. Jeżeli ktoś myśli, że będzie mnie oglądał tylko przez 3,5 roku, to mogę go jeszcze zaskoczyć. Wszystko będzie jednak uzależnione od tego, czy będę zdrowy i czy moja forma będzie optymalna, bo jak nie będzie, to oczywiście nie będę zniechęcał kibiców do przychodzenia na stadion. Wiem, że kibic musi mieć najwyższą jakość, jaką tylko można pokazać, a ja mam nadzieję, że taką jakość będę prezentował.
WM: Mieszkanie, dom, pałac kupiłeś już tutaj?
SM: Powiem tak. Żonę mam z Warszawy, a już jest bardzo blisko tego, żeby podjąć decyzję, aby zostać tutaj na stałe. Ja taką decyzję podjąłem 15 lat temu. Ona ją podejmuje teraz. Chcemy zostać tutaj na stałe i musimy się rozejrzeć za czymś, gdzie będziemy chcieli docelowo być.
WM: Zaczęliśmy rozmowę od tego szczęśliwego roku 1997 i jeszcze piękniejszego 2001, w którym zostałeś mistrzem Europy. Powiedz co się stało z Waszym pokoleniem. Rocznik 1982. Tam był Paweł Brożek. Był Kuszczak, Kaźmierczak, Grzelak, Mierzejewski. W tej chwili reprezentantem Polski jesteś Ty, mimo, że 32 lata, to jest siła wieku jeżeli chodzi o piłkarza. Dlaczego się nie udało?
SM: To bardzo trudne pytanie. Wiele czynników wpływa na to, że rozwój piłkarza nie jest najlepszy. Nawet jak spojrzę na siebie. Czasami złe wybory. Każdy z nas popełnił mnóstwo błędów. Czasami się wydaję, że coś potrafimy robić, a wcale tak nie jest. To jest złożony problem. I tak bodajże ośmiu piłkarzy zadebiutowało w pierwszej reprezentacji. To jest docelowe zadanie trenera, który prowadzi reprezentacje młodzieżowe. Trener Globisz poprowadził tylu zawodników do pierwszej reprezentacji, więc wydaje mi się, że akurat ten trener wywiązał się z tego w 100 procentach.
WM: Która bramka w Twojej karierze była najważniejsza? Ta z Manchesterem City, która pokazała Cię w Europie, czy ta bramka z Niemcami, kiedy widziałeś przed sobą Manuela Neuera? Ty rzeczywiście chciałeś strzelić przy tym prawym słupku, to swoją doskonałą lewą noga?
SM: Jeżeli chodzi o sam strzał, to było zamierzone, że ta piłka ma iść w tamtym kierunku. Bramkarz nie miał szans się tak szybko przemieścić. Powiem szczerze, że ta bramka sprawiła mi wiele radości. Sprawiłem także wiele radości mojej rodzinie. Tak wiele osób cieszyło się z tego na trybunach, czy przed telewizorami, że nie mogłem sobie wymarzyć lepszego prezentu do końca życia. Jestem wdzięczny wszystkim tym kibicom, którzy tak wierzą we mnie i dają mi motywację do dalszej pracy.
WM: Czyli bramka strzelona mistrzom świata przebiła tamtą strzeloną Manchesterowi City. Choć pamiętam, że na temat tamtej bramki udzielałeś wywiadu, w którym opowiadałeś, że dzwoniłeś do taty i mówiłeś „Widziałeś jak ja to zrobiłem?”
SM: No tak. Dokładnie to pamiętam. Wtedy byłem jeszcze młodym zawodnikiem. Teraz jestem starszy i na pewno bardziej stonowany. Proszę mi uwierzyć, że po tym meczu bardzo mało spałem, byłem bardzo rozkojarzony. Cała kariera mi przez głowę przeszła. Pomagało mi wtedy bardzo wiele ludzi. I Ula, i Michalina musiały wysłuchiwać tych moich narzekań i karmiły mnie tymi różnymi daniami. Po części było trochę wesoło, trochę heroicznie. Byłem zmotywowany do tego, żeby osiągnąć sukces.
WM: Podobno, gdy wszedłeś do reprezentacyjnej szatni, to od razu przyjęto Cię do starszyzny. Do roli tego, który decyduje o czym rozmawiacie, jak się motywujecie.
SM: (śmiech)
WM: Postawiłeś do pionu Lewandowskiego?
SM: Nie, nie. W reprezentacji oczywiście panują hierarchie, ale raczej nie chciałbym zdradzać jak to wygląda, jak to się wszystko odbywa. Uważam, że nie jest to moja rola i każdy z nas musi dbać o najmniejszy detal tej reprezentacji. Pilnować siebie, ale także kolegę, który tam jest. Uważam, że teraz jest taki super zespół, który powoduje, że piłkarz w Polsce bardzo by chciał występować w tej reprezentacji. I teraz proszę nie traktować tych słów jako podlizywanie się do kibiców, ale te mecze z Niemcami i Szkocją spowodowały, że kibice uwierzyli w ten zespół i nas nieśli na tym meczu i wiedzieliśmy że nie przegramy żadnego z tych meczów. Proszę uwierzyć, że na nas to działa. Motywacja, którą dostajemy od kibiców z trybun powoduje, że wyzwala się w nas jeszcze więcej. Jedyne o co mogę prosić, nie tylko kibiców reprezentacyjnych, ale i gdańskiej Lechii, żeby w nas wierzyli i wspierali, bo wspólnie naprawdę możemy przenosić góry.
WM: Bardzo wierzy w Ciebie Jerzy Brzęczek i to zarówno jeżeli chodzi o rolę, którą rozegrasz na boisku, ale także rolę, którą odegrasz w szatni. Tam potrzebny jest dowódca.
SM: Dzisiaj wszedłem do szatni pierwszy raz. I zobaczyłem bardzo dużo młodych ludzi. Zobaczyłem też doświadczonych, reprezentacyjnych zawodników i widziałem siebie, który tam wchodzi i po co tak naprawdę? Powiem szczerze, że jestem pełen optymizmu, wiary w to, że ta drużyna stanie na nogi, że będzie dumą dla kibiców, że kibice Lechii będą dumni z takiej drużyny i uważam, że nie musimy się martwić oto jaka jest teraz atmosfera, bo ona naprawdę nabiera rozpędu.
WM: Skoro kibice w roli głównej, to zakończmy tym wątkiem kibicowskim. Oni mieli szansę, żeby zadać Tobie pytanie. Zatem „Przemas” pyta: – Cześć Seba! Zadałem już to pytanie na tt, ale pewnie nie miałeś czasu na wszystko odpowiadać, więc zapytam tutaj – co z frotką Lechii? I nie pytam o wypranie. Pójdzie w odstawkę? Czy może teraz…pograsz w „Śląsku” na ręce? pozdrowienia dla całej „Milowej” familii i do zobaczenia na meczach!. Dla, którzy nie wiedzą, Sebastian w Śląsku grał z frotką Lechii Gdańsk na ręce.
SM: Dokładnie tak. Dostałem ją od jednego z gdańskich kibiców, który zawsze mnie wspierał, przez te wszystkie lata, które nie było mnie w Gdańsku. Frotka wylądowała w muzeum Lechii Gdańsk. Jeżeli chodzi o frotkę Śląska, to nie zastanawiałem się nad tym. Nie miałem w planach, aby występować we frotce Śląska Wrocław w gdańskiej drużynie. Możliwe, że pomyślę o czymś na sam mecz z wrocławianami. Nie będę już nosił ani frotki Lechii, ani Śląska. Będę miał herb Lechii na koszulce i to wystarczy.
WM: No i właśnie tego dotyczy pytanie Karoli. – Czy w meczach ze Śląskiej będzie Ci trudno zagrać?
SM: Będzie mi trudno zagrać. Tak jak trudno było mi grać przeciwko Lechii. Pamiętam jak przyjeżdżałem tutaj, to zawsze wiedziałem o jednej rzeczy. Musze zagrać jak najlepszy mecz przeciwko Lechii, po to żeby kibice mnie za to szanowali, że oddaje siebie w 100 procentach dla drużyny, dla której gram. Wtedy mają pewność, że jak będę grał dla ich klubu, to samo będę robił, kiedy będę grał przeciwko innym. Tak samo będzie, kiedy będę grał przeciwko Śląskowi. Zamierzam grać najlepiej w tym dniu jak tylko potrafię, po to żeby wygrać dla swojej drużyny. Po to żeby kibic Śląska wiedział o tym, że ten gość zawsze się oddawał w 100 procentach.
WM: To jak zagrasz będzie bardzo istotne. Ale istotne będzie też ile wsparcia dadzą koledzy. Oto pyta Bartek: – Co sądzisz o piłkarzach Lechii. Na papierze wygląda to rewelacyjnie: Maki, Pawłowski, Borysiuk, Łukasik. Dlaczego to nie wypaliło? Wróciłeś tu gdzie wszystko się zaczęło. Doszedł Wojtkowiak i Wawrzyniak. Jaki masz pomysł na Lechię, żeby to odpaliło?
SM: Bardzo fajne pytanie. Dzisiaj się uczyłem wszystkich ksyw chłopaków w drużynie. Też uważam, że ten potencjał jest bardzo duży. Proszę dać mi jeszcze chwilę, żebym mógł się wypowiedzieć na ten temat. Chciałbym z nimi potrenować i zobaczyć na treningu jak to wszystko funkcjonuje. Jestem ogromnym optymistą, ze względu na to, że widzę zaangażowanych młodych ludzi, którzy chcą coś osiągnąć. Widzę też działaczy, którzy za wszelką cenę chcą, aby ta drużyna grała w górnej części tabeli. Widzę kibiców, którzy czekają na sukcesy swojej drużyny, którzy są i zasługują na to, żeby one były. Więc dlaczego, to wszystko co powiedziałem, nie miałoby się spiąć w klamrę i dlaczego miałoby się to nie udać. Dlatego tutaj przyszedłem, bo wierzę w to tak mocno, że się uda i proszę trzymać za nas kciuki. Jak każdy będzie nas wspierał, to naprawdę będzie dobrze.
WM: Offside pyta. – Witam Seba! Pamiętam jak debiutowałeś w Lechii, miałem wtedy 9 lat. W drugim swoim meczu na stadionie przy ulicy Traugutta strzeliłeś swoją pierwszą bramkę dla biało-zielonych, zresztą bardzo ładną. Pamiętasz w jaki sposób udało Ci się strzelić tego gola?
SM: Pamiętam to doskonale. Strzeliłem ją z przewrotki i sam nie mogłem w to uwierzyć. Wielu kolegów, którym opowiadam ta historię, stuka się w głowę i mówią, że ja już zupełnie zwariowałem po tej bramce z Niemcami. Ale ja mam to udokumentowane na kasecie VHS! Więc proszę pomyśleć jak dawno temu to było.
WM: Masz na czym odtwarzać to jeszcze?
SM: (śmiech) Mam, ale nie wiem czy to jeszcze działa. Jeszcze ciekawostką jest to, że moim menadżerem był Daniel Weber, który w tym meczu również strzelił bramkę i wygraliśmy z Radomskiem 2:0. Niesamowita historia.
WM: – Czy to jakiś przypadek, że podpisałeś kontrakt z Lechią w Dzień Dziadka? Większość forumowiczów – szczególnie z Gdyni pisało, że przyszedłeś do Gdańska na emeryturę, zapytał Łukasz. Trudne pytania też się zdarzają.
SM: W Polsce musimy się nauczyć jednej rzeczy, odnośnie piłkarzy. Grają piłkarze po prostu najlepsi. Nie najszybsi, najbardziej wytrzymali, czy najwolniejsi, czy z najlepszym strzałem. Dajmy piłkarzom grać, do kiedy są najlepsi. Ja na razie nie jestem najlepszy, ale mam nadzieję, że zdołam to udowodnić. Ale na szczęście, to było z Gdyni, a w Gdyni jak wiemy…
WM: Jak Arka awansuje do ekstraklasy, to będziemy mieli derby.
SM: To wtedy pogadają z dziadkiem (śmiech).
WM: Ostatnie pytanie Mateusza. To takie pytanie, które spina, to co wydarzyło się w Twoim życiu, czyli opuszczenie Śląska i powrót do Lechii: – Witaj Seba! Jestem kibicem Śląska i bardzo lubiłem patrzeć na twoją grę. Chciałbym bardzo Ci podziękować za te wszystkie osiągnięcia klubowe i indywidualne. Dziękuję najbardziej za mistrzostwo Polski pod wodzą kapitana i za bramkę strzeloną Niemcom. Jeszcze raz dziękuje za to wszystko. P.S Pozdrowisz moją babcię?
SM: Oczywiście, serdecznie pozdrawiam. Naprawdę bardzo dziękuję za tak miłe podsumowanie i również pozdrawiam babcię. Proszę kibicować mi teraz jak będę grał w Lechii. Jeśli chodzi o te pytania, to wielu życzliwych ludzi poznałem we Wrocławiu.
WM: Lechia trzynasta w ligowej tabeli. Tylko cztery punkty przewagi nad strefą spadkową. Rokowania na wiosnę.
SM: Nie boję się tego. Jestem pewien, że uda nam się grać w tej rundzie dużo lepiej i że będziemy zdobywać więcej punktów. Teraz miejsce nie zależy tylko od nas, ale także od innych drużyn. Teraz spekulowanie, czy będziemy w górnej, czy dolnej części tabeli, jest nie na miejscu. Wiem, że damy radę. Będzie dobrze.
WM: W takim razie Sebastianie. Witaj w domu. Lechia, to nasze wspólne dobro. Życzę Ci powodzenia na nowej drodze życia, w nowym miejscu, w nowym etapie kariery.
SM: Bardzo dziękuję. To jest naprawdę niezmiernie trudne zadanie dla mnie. Jednak jestem gotowy. Proszę mnie tylko wspierać i trzymać za mnie kciuki.
WM: Dziękuję za rozmowę.
SM: Dziękuję.
POSŁUCHAJ ROZMOWY Z SEBASTIANEM MILĄ: