Manolo Cadenas komplementuje Wybrzeże

Wybrzeże powinno utrzymać się w ekstraklasie, a Polska zasłużenie zdobyła brązowe medale MŚ – mówi w rozmowie z Anitą Kobylińską Manolo Cadenas – trener szczypiornistów Orlen Wisły Płock i reprezentacji Hiszpanii.
Ostateczna różnica w punktach spora, ale nie od samego początku wszystko było tak łatwe i oczywiste.

Przeciwnicy zawsze mocno na nas naciskają. Początek meczu w wykonaniu Wybrzeża był bardzo intensywny, ze skuteczną obroną i wieloma faulami, które uniemożliwiały nam grę i nie pozwalały swobodnie atakować. Później jednak nabraliśmy tempa i zdobyliśmy ważne bramki przeciw dobrej defensywie Gdańska. To ułatwiło nam końcowe zwycięstwo, które tak naprawdę ustanowione zostało jeszcze w końcówce pierwszej połowy.

Który to już mecz dla Orlen Wisły Płock bez  porażki ?

…oj, nie wiem!

Było ich jednak wiele, prawda?

Tak, całkiem sporo. Istotne jest to, że w lutym nie przegraliśmy ani jednego meczu, w marcu również.

Co sądzi Pan o walorach Wybrzeża ?

Wykonują świetną pracę. Jest wśród nich wielu młodych zawodników, wraz z Dawidem Nilssonem i Marcinem Lijewskim, którzy pomagają młodszym robić postępy. Uważam, że to drużyna, która zasługuje na pochwałę, bo z młodym zespołem są w stanie konkurować w pierwszej lidze.

Jak ocenia Pan szanse na utrzymanie się Wybrzeża w Superlidze? Póki co ciężko jest mu opuścić strefę spadkową.

Tak, to nie jest łatwe, ale uważam, że ostatnio grają lepiej. Udowodnili to m.in. remisując z Górnikiem Zabrze, który ma znakomitych zawodników na wspaniałym poziomie. Takie mecze pokazują, że Wybrzeże jest w stanie pozostać na najwyższym poziomie ligowym.

Czy piłka ręczna to jedyna dyscyplina sportu, w której ten sam trener może być szkoleniowcem dwóch drużyn? To chyba dość ciekawy szczegół.

Pewnie mówisz to ze względu na mnie? Myślę, że w innych sportach również jest to możliwe, aby trenować zarówno reprezentację Hiszpanii, jak i drużynę klubową. Ciekawie było podczas ostatnich mistrzostw świata, kiedy w niedzielę przegraliśmy w Katarze mecz o brązowy medal, bo ten zdobyła Polska. W poniedziałek byłem bardzo smutny – to była ciężka do zaakceptowania porażka, bo w grze był przecież medal. We wtorek z kolei wróciłem do Polski i smutek częściowo zmienił się w radość, bo pięciu zawodników mojej drużyny zdobyło przeciwko mnie i Hiszpanii brązowy medal mistrzostw świata – a zatem przeżyłem ten mecz z obu stron. Pewnie, że wolałbym, aby to Hiszpania wygrała, ale zwycięstwo Polski również przyniosło mi satysfakcję. To moja druga reprezentacja, w której składzie gra pięciu zawodników Wisły Płock i oni też walczyli o ten medal.

Co pamięta Pan z tamtego spotkania? Śni się Panu ono jeszcze czasami w nocy?

Nie, ale doskonale pamiętam jego końcówkę. W Polsce pewnie mówi się, że tutejsza reprezentacja pod sam koniec meczu odżyła, a u nas o tym, że pozwoliliśmy, by szansa, którą mieliśmy, wymsknęła nam się z rąk. Ale taki jest sport, a Polska została sprawiedliwym zwycięzcą. Wierzyli do samego końca i potrafili się podnieść, no i w dogrywce byli lepsi.

Co uważa Pan o takiej drużynie jak Katar, który z zaledwie jednym Katarczykiem na boisku został wicemistrzem świata?

Sądzę, że pieniądze są ważne, by promować sport, ale nigdy nie powinny być faktorem decydującym, tak by drużyna z zaledwie jednym Katarczykiem na boisku… zaczekaj, na pewno tylko jednym…?

W drużynie było ich więcej, ale na boisku tylko jeden.

No właśnie, nie wydaje mi się to w porządku i nie jest to dobra promocja naszego sportu. Należy zmienić zasady. W koszykówce na przykład mamy w reprezentacji Hiszpanii dwóch naturalizowanych zawodników, ale grać może zawsze tylko jeden. Taka zasada przydałaby się również w piłce ręcznej, by jednocześnie grać mógł tylko jeden bądź dwóch piłkarzy naturalizowanych – i to naturalizowanych z przyczyn społecznych, tak to nazwijmy, a nie sportowych. Naturalizacja zawodnika dla celów sportowych nie jest według mnie sportowym zachowaniem.

machnik
Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj