Zaczęła się odbudowa żeńskiej koszykówki w Gdyni. Fundamentem będzie autorytet i wciąż znakomite umiejętności Agnieszki Bibrzyckiej. Najlepsza koszykarka Europy w roku 2003, triumfatorka Final Four Euroligi w barwach Spartaka Moskwa postanowiła zakończyć karierę tam, gdzie 14 lat wstępowała na koszykarskie salony. Włodzimierz Machnikowski rozmawiał z popularną „Bibą” o przeszłości i sportowych marzeniach. Włodzimierz Machnikowski: „Biba is back”. Na początek zapytałbym dlaczego, gdybym się z tego nie cieszył. Zatem, dzięki czemu wróciłaś do nas i postanowiłaś grać dalej w koszykówkę?
Agnieszka Bibrzycka: Jest kilka powodów mojego powrotu. Rzeczywiście zamierzałam skończyć karierę i po sezonie w Fenerbahce miałam takie plany. Po rozmowach z rodziną, moją siostrą, która także szykuje powrót do Gdyni, doszłyśmy do wniosku, że fajnie by było zatoczyć koło i tam gdzie się zaczęło, skończyć karierę, bo myślę, że ten sezon będzie moim ostatnim. Chcemy przyciągnąć kibiców, jeśli się uda zrobić jakiś fajny wynik, bo jednak gdyńska koszykówka trochę podupadła. Wielu mówiło, że jak ja wracam, to moja siostra też wraca, a było trochę na odwrót. Magdzie zaproponowano kontrakt i ona „mimochodem” powiedziała, że może wrócę z Agnieszką i prezes razem z Kasią Dydek podchwycili to i tak się zgadaliśmy, że jestem jeszcze w stanie i mam chęci do dalszego grania.
WM: Agnieszka, Magda, ale jeszcze Danuta to ważna osoba. Nie sądzę, żeby to wszystko nie było konsultowane z mamusią?
AB: Jak najbardziej. Śmieję się, że nasza mama jest moją i Magdy agentką, bo gdy ja kończyłam sezon w Turcji, to mama była na rozmowach z prezesem Witkowskim. Ale to bardziej w kwestii Magdy. Potem ja już sama dopinałam wszystko, jeżeli chodzi o kontrakt
WM: To jeszcze jedna ważna postać. Na imię ma Kasia, nazwisko Dydek. Ona tutaj na pewno też namieszała, bo to taki most, łączący tamte wspaniałe czasy, kiedy Wy grałyście, z bardzo złymi , bo ratujemy ligę właściwie „dziką kartą”.
AB: Tak. Kasia bardzo mi pomogła i to był też jeden z powodów, dlaczego wróciłam. Trener jest bardzo ważny i gdy dowiedziałam się, że Kasia obejmuje drużynę, to był to jeden z powodów mojego powrotu. Będziemy się starały tę gdyńską koszykówkę wyciągnąć . Na pewno nie będą to tamte lata świetności, ale myślę, że to jest dobry moment, gdzie prezes Witkowski dogadał się z prezesem Krawczykiem i to wszystko po prostu idzie w dobrą stronę.
WM: Dwie Bibrzyckie i jedna Dydek, to za mało by drużynę ratowało. Tutaj wszyscy liczą już na to, że Katarzyna Dydek uruchomi amerykańskie kontakty. Czy możliwe jest to, że Ty także zabawisz się w menedżerkę i którąś ze swoich koleżanek, czy ze Spartaka Moskwa, czy z Fenerbahce, czy z UMMC, przyciągniesz tutaj?
AB: Szczerze mówiąc, patrząc na nasze finanse, to trochę za wysoka półka. Te dziewczyny, z którymi ja grałam, to na ten sezon jeszcze nie. Rzeczywiście, te moje kontakty na pewno się przydadzą i Amerykanki jakieś tam będą. Szczególnie Kasia jako trener się tu udziela i szuka tych zawodniczek, które mogłyby nam pomóc. Na tę chwilę nie mamy jeszcze żadnych nazwisk. To jednak jest kwestia kilku tygodni i te nazwiska się pojawią.
WM: Gdy opuszczałaś Fenerbahce i rozważałaś zakończenie kariery, to znaczy, że już się wypaliłaś, że jesteś koszykarką spełnioną ? Jak się wygrywa Final-Four, to jednak nic więcej, nic wyżej być nie może. Czułaś taki objaw wypalenia i tego, żeby już zacząć nowy etap życia zawodowego, prywatnego?
AB: Jednym z tych elementów, była chęć powrotu do Polski. Dokładnie nie powiedziałam, że kończę karierę, ale bardziej, że kończę tą międzynarodową i dziennikarze to podchwycili i trochę za mnie zakończyli tą karierę. Powiedziałam, że ze względu na córkę, która musi chodzić do przedszkola, chciałabym, żeby to było w Polsce i dlatego też stwierdziłam, że zakończę karierę międzynarodową. Natomiast w Polsce zastanawiałam się nad różnymi opcjami i ta gdyńska najbardziej mi pasowała. Zawsze chciałam tutaj wrócić nad morze, tutaj mieszkać i tutaj spędzić resztę życia. Czy jestem wypalona? Myślę, że nie. Chyba nie można tak powiedzieć o sportowcu, bo ja ciągle chciałabym wygrywać. Od kiedy gram w koszykówkę to mi towarzyszyło i gdybym teraz skończyła na pewno by mi tego brakowało. Dlatego chciałam ten sezon pograć jeszcze w Polsce. Też dlatego, żeby przypomnieć się kibicom.
WM: Mając już pewność, że mamy Ciebie, zapytam o Wisłę Can-Pack Kraków. One grają w Eurolidze. Przez jakiś czas mieszkałaś w Krakowie. Twój partner życiowy też przecież jest stamtąd. Bliżej miejsca urodzenia również, bo jesteś góralką, a nie dziewczyną znad morza. Nie rozważałaś opcji Krakowa?
AB: Jestem Ślązaczką z Bytomia. Co roku praktycznie, odkąd opuściłam Gdynię, temat Krakowa powracał, bo tam z Bartkiem mieszkamy już od ośmiu lat, ale nie było mi nigdy po drodze do Wisły Can-Pack. Jakieś tam rozmowy były, ale one w pewnym momencie się kończyły. Tak że ja nigdy nie byłam związana z tym klubem nawet przez to, że tam mieszkam. Zawsze było mi bliżej do Gdyni i myślę, że tym moim ruchem to udowodniłam. Tutaj mam wspaniałych ludzi, z którymi mam kontrakt i z którymi współpracowałam wiele lat temu.
WM: Motywuje, czy zniewala – że wszystkie oczy będą skierowane na Ciebie. Drużyna, która miała spaść z ligi szczęśliwie się uratowała, ale tu kontekst pozasportowy się pojawił. Teraz Agnieszka Bibrzycka ma tu wszystko podnieść wysoko, gdzieś na podium mistrzostw Polski.
AB: Ja tam nie czuję żadnej presji. Mówiąc wprost, chyba już jestem na to za stara, żeby się odczuwać presję. Grałam już w tak wielu klubach. Byłam w różnych rolach w tych zespołach, więc ja po prostu będę robić swoje. Nie mam już 20 lat i mam nadzieję, że wszyscy to zrozumieją, że nie jestem tą samą „Bibą”, która grała 40 minut i się nie męczyła. Jestem teraz graczem doświadczonym, który na pewno tym doświadczeniem będzie chciał wspomóc inne dziewczyny. Ten zespół będzie dość młody i to ja będę tą doświadczoną, która będzie się starała poprowadzić zespół. Chcę być liderką, ale mam nadzieję, że dziewczyny, w szczególności Amerykanki, też będą mnie wspomagać. Presji nie czuję. Jestem matką i mam inne priorytety. Traktuję to jak swoją pracę, którą zawsze staram się robić najlepiej jak mogę.
WM: 32 lata to chyba za wcześnie na emeryturę. W Polsce trzeba dłużej pracować.
AB: Wcześnie zaczęłam. W wieku 15 lat wyjechałam z domu. Przeszłam szkołę sportową. Później były lata tutaj w Gdyni, następnie Moskwa, tak że ja już kupę lat gram w tą koszykówkę i te 15 lat na topowym poziomie, to jest dla sportowca bardzo dużo. Teraz jestem przede wszystkim matką i na to też muszę zwracać uwagę. I ze względu na to, chce już powoli zakończyć swoją karierę w jakiś fajny sposób.
WM: Reprezentacja w perspektywie Eurobasketu, który już niedługo, to rozdział zamknięty?
AB: Tak. Wszyscy myśleli, że przez to, że grałam w Fenerbahce, pod wodza trenera Winnickiego, który jest selekcjonerem reprezentacji, to zdoła mnie namówić, ale ja jestem Ślązaczką i swoich decyzji nie zmieniam. Reprezentacja to już na pewno zamknięty temat.
WM: Córeczka zaczyna nowy etap swojego dojrzewania. Pójdzie do przedszkola. Zdradza już „objawy” matczynego talentu. Ma skłonności do łapania piłki i rzucania?
AB: Jeżeli chodzi o jej wzrost, to na pewno będą to predyspozycje typowo koszykarskie lub siatkarskie, bo moja Gosia będzie wysoką dziewczyną. W którą stronę pójdzie, zobaczymy. Myślę, że ma charakter i dyspozycję by uprawiać sport. Zobaczymy jak się jej życie potoczy.
WM: Do końca życia nie będziesz tylko matką. Jakie masz plany? Najpierw odbudowanie gdyńskiej koszykówki. A co potem? W sporcie, koszykówce, menedżerce, trenerce, czy absolutnie nowy rozdział. Pewnie nie musisz się oglądać, bo te wszystkie rosyjskie, tureckie „wpływy” zapewniają komfort.
AB: Zapewniają. Kariera sportowa, czy koszykarska jest dość krótka i jeszcze przede mną kupa lat życia i za coś trzeba się utrzymywać. Ciężko powiedzieć, co będę robić. Tutaj to jest mój ostatni rok i na pewno takie myśli mi przychodzą, co robić. Mam wiele koleżanek, które kończą, skończyły lub zaraz będą kończyć i to jest takie odwieczne pytanie, co po karierze? Razem z moim Bartkiem mamy swój biznes. Mamy firmę developerską, z którą działamy w Krakowie przez to, że Bartek od wielu lat siedzi w tym interesie i staramy się to rozwijać. Jest to dla mnie jakieś wyjście, ale nie ukrywam, że na pewno coś w koszykówce chciałabym robić po zakończeniu kariery.
WM: Pełna rodzina to mama, tata i rodzeństwo. U Was jest na razie tylko córeczka. W tej kwestii jakieś plany?
AB: Plany są, ale plany mogą się zmieniać i być różne. To jest w kwestii marzeń. Gosia też chciałaby mieć rodzeństwo, więc mam nadzieję, że w przyszłości coś się pojawi.
WM: Dziękuję za rozmowę.
AB: Dziękuję.