Czterdzieści lat minęło jak jeden dzień – tak brzmią słowa słynnej piosenki z serialu „Czterdziestolatek”, którą śpiewał Andrzej Rosiewicz. Cóż, czterdziestka na karku to dla wielu mężczyzn ostatni dzwonek, aby po latach uśpienia mięśni, w końcu powrócić do kondycji sprzed lat. Lepiej późno niż wcale – chciałoby się powiedzieć. Niestety normą jest, że większość panów po skończeniu szkoły średniej, zapomina o wysiłku fizycznym i w pełni oddaje się uciechom dorosłego życia – myśląc, że zawsze będą piękni i młodzi.
Niestety rzeczywistość jest okrutna. Śmieciowe jedzenie, alkohol i mało snu powodują, że w pewnym momencie dochodzimy do ściany i czujemy, że jest coraz trudniej, mimo stabilizacji finansowej i rodzinnej.
Takimi trudnościami jest wszechobecne przemęczanie, obniżenie popędu seksualnego, zwiększenie masy tłuszczowej czy łapanie zadyszki przy samym wejściu po schodach. Natomiast wskazanie przez żonę i dzieci, że tatuś wygląda jakby był w szóstym miesiącu ciąży, kończy się karczemną awanturą.
Jednak przekroczenie czterdziestki to nie wyrok, gdyż przed nami jeszcze druga połowa życia. Nie jest wystarczająco późno, aby dojść do pełnej sprawności fizycznej, po ciężkich zaniedbaniach naszego organizmu. Łatwo nie będzie, ale każdy prawdziwy mężczyzna powinien wziąć się w garść i poukładać to, co przez całe lata sam burzył.
Zrozumiało to już wielu czterdziestolatków, którzy obok trzydziestolatków – stanowią największą grupę biegaczy podczas imprez biegowych.
Wraz z Rafałem Obłuskim, który powrócił do aktywnego wysiłku fizycznego – namawiamy panów po czterdziestym roku życia do przełamywania barier – gdyż to naprawdę nie boli, a wręcz pomaga w życiu codziennym.
Maciej Gach – Zastanawiałeś się kiedyś, dlaczego tak wielu Twoich rówieśników po czterdziestym roku życia, nagle przypomina sobie, że w końcu trzeba ruszyć się z kanapy?
Rafał Obłuski – Na pewno jest sporo powodów, dla których ludzie po 40-tce wracają do aktywności albo wręcz rozpoczynają swoją przygodę ze sportem. Jednym z nich jest niewątpliwie większa stabilizacja życia zawodowego i rodzinnego. Dzieci są już wystarczająco duże i nie absorbują rodziców 24 godziny na dobę. Pojawia się więcej wolnego czasu, który można wykorzystać na aktywność.
Tylko od nas samych zależy jak go zagospodarujemy. Nie ma w tym nic złego, że tata lub mama idą na jedną czy dwugodzinną przebieżkę. Dzieci zazwyczaj to akceptują i zapamiętują, że po bieganiu tata jest jakby bardziej zadowolony. Kodują sobie: sport równa się uśmiech.
Z wiekiem stajemy się również bardziej świadomi tego jak funkcjonujemy i jak działa nasz organizm. Nasz metabolizm zaczyna spowalniać i dociera do nas, że już nie wystarczy zagrać raz w tygodniu w piłkę czy tenisa, żeby utrzymać kondycję. Ta chęć wyrównania deficytu ruchu popycha nas ku częstszej aktywności.
Jeszcze inni podejmują się zabawy w sport, chcąc zerwać z nałogiem np. paleniem papierosów. Znam przypadek mojego serdecznego kolegi (pozdrawiam Cię Piotr), który jak sam mówi był już typowym „kanapowcem”. Nie wchodząc w szczegóły, doszło u niego do sytuacji, w której po operacji kolana (spisanego przez lekarzy na straty) rozpoczął rehabilitację. Pod właściwym nadzorem dobrego terapeuty, zaczęła ona przynosić tak dobre rezultaty, że mógł pozwolić sobie na coraz to nowe wyzwania. Efektem stał się start w zeszłorocznej edycji Herbalife Triathlon na dystansie 1/2 IM z bardzo dobrym wynikiem.
Tak więc są różne aspekty dla których osoby po 40 roku życia wracają do sportu lub rozpoczynają z nim swoją przygodę. Pewnie jest ich więcej. Z resztą powód dla którego zaczniemy się ruszać jest drugorzędny, Najważniejsze abyśmy aktywnie spędzali wolny czas.
Tak jak mówisz – osoby po 40-tce bardzo często wracają do sportu. U Ciebie też tak było?
Zgadza się, w wieku 11 lat zacząłem trenować siatkówkę i do 18 roku życia, jako junior, grałem w Stoczniowcu. To był wspaniały czas bardzo intensywnych codziennych treningów. W sezonie dochodziły do tego sobotnio-niedzielne mecze. Wszystko w siermiężnej, szaro-burej kolorystyce PRL-owskich standardów. Ale radziliśmy sobie znakomicie i dzięki przyjaźniom, które trwają do dzisiaj, wspominam ten czas bardzo dobrze. Dodam na marginesie, że choć uwielbiałem grać w siatkówkę, to wtedy bieganie było dla mnie największą karą (śmiech).
A co u Ciebie spowodowało, że zmieniłeś tryb życia na bardziej aktywny?
To pytanie nawiązuje do początku naszej rozmowy, o powody powrotu do aktywności. Jednak mój przypadek jest jeszcze inny. Przez pewien czas mieszkaliśmy z rodziną pod Gdańskiem. Niby fajnie, ale po przebiciu się przez korki i ogarnięciu obowiązków związanych z domem i ogrodem, na trening nie było czasu ani siły. Wtedy mój kontakt ze sportem był jakby to powiedzieć, wakacyjno-okazjonalny.
Trzy lata temu przeprowadziliśmy się z powrotem do Gdańska. Nagle okazało się, że zyskałem ok. 1,5 godziny czasu, które do tej pory traciłem w korkach. I to była decyzja chwili. Pomyślałem, jeżeli nie zagospodaruję tego czasu właściwie to zmarnuję go pewnie w fotelu przed telewizorem. Pojechałem do sklepu, kupiłem buty biegowe i na początku grudnia 2012 odbyłem swój pierwszy trening. Chociaż trening to jednak zbyt duże słowo. Był to czterokilometrowy marszobieg, który od razu obnażył moje możliwości wydolnościowe. Przynajmniej poznałem moje miejsce w szeregu, ale najważniejsze, że zrobiłem pierwszy krok i ruszyłem się z domu.
Początki biegowe były trudne?
Oj były bardzo trudne. Byłem przewrażliwiony w kwestii intensywności treningów i czasu na regenerację. Za wszelką cenę chciałem uniknąć kontuzji, która wyeliminowałaby mnie na jakiś czas i prawdopodobnie zniechęciła do dalszego biegania. Wręcz książkowo wydłużałem czas treningów i zmieniałem proporcję: bieg – marsz na korzyść tego pierwszego. Pamiętam moją radość, gdy udało mi się dojść do pułapu 30 minut ciągłego biegu. To był mój pierwszy sukces. No i obyło się bez kontuzji.
Twoim marzeniem jest przebiegnięcie maratonu i tutaj można powiedzieć, że jesteś dobrym przykładem, aby do celu zmierzać małymi kroczkami, a nie od razu rzucać się na głęboką wodę bez przygotowania.
O tak, przebiegnięcie maratonu to moje absolutnie największe, sportowe marzenie. Zawsze podziwiałem i podziwiam maratończyków. Zmierzyć się z królewskim dystansem stało u podstaw podjęcia decyzji o bieganiu. Dużo w tym zasługi Krzysztofa, mojego kuzyna, wielokrotnego maratończyka, który bardzo pomógł mi uniknąć błędów początkującego biegacza.
Ostudził moje plany szybkiego startu w maratonie, za co jestem mu bardzo wdzięczny. Z perspektywy tych 2,5 roku biegania wiem, że tu nie ma mowy o drodze na skróty. Bieganie to proces, który trwa i nie można przeskoczyć żadnego etapu. Wiem, że są osoby, które niejako z marszu podchodzą do maratonu. To indywidualna decyzja, choć powinna być skonsultowana z lekarzem.
Nie chciałbym, aby mój pierwszy maraton był moim ostatnim. Na razie jestem w połowie drogi. W zeszłym roku przebiegłem cztery półmaratony – w tym AmberExpo Półmaraton Gdańsk, który szczęśliwie odbył w dniu moich urodzin. Oczywiście niezmiennym celem jest wystartowanie i ukończenie maratonu.
Tydzień temu udało Ci się osiągnąć sukces w postaci życiówki podczas Nocnego Biegu Świętojańskiego.
Wyjątkowo lubię Nocny Bieg Świętojański. Oświetlone ulice, przebrani biegacze, wielu kibiców, wszystko to tworzy specyficzną atmosferę zawodów. Zazwyczaj jest też chłodniej, co bardzo mi odpowiada. Stąd też moje szczególne nastawienie do tego biegu. Pobiegłem bez żadnych rozpraszaczy typu zegarek, smartfon itd. Chciałem po prostu przebiec na maksimum swoich możliwości. Udało się i poprawiłem rekord życiowy o prawie dwie minuty z czego bardzo się cieszę.
Obecnie przygotowujesz się do lipcowego triathlonu. Skąd pomysł, aby wystartować w tej dość wymagającej dyscyplinie, łączącej pływanie, rower i bieganie?
Pomysł na start w gdańskim triathlonie wziął się… z radia. Usłyszałem o konkursie organizowanym przez Radio Gdańsk, w którym do wygrania był udział w przygotowaniach do tych właśnie zawodów. Wysłałem zgłoszenie i szczęśliwie, wraz z 59 innymi osobami, zostałem wybrany. Poza tym, cały cykl treningowy idealnie wpisywał się w mój plan zmierzenia z dystansem maratońskim.
Jak oceniasz przygotowania w ramach akcji „Aktywuj się w Triathlonie”?
„Aktywuj się w Triathlonie” jest akcją bardzo dobrze zorganizowaną. Zajęcia odbywają się prawie codziennie, a na tak zwane dni wolne rozpisane są treningi indywidualne, dopasowane do poziomu zaawansowania uczestników. Bardzo ciekawe są również konsultacje z trenerami, na których pojawia się wiele istotnych informacji dotyczących sprzętu, odżywiania i specyfiki startu w triathlonie.
Systematyczne treningi już dają pierwsze efekty. Zrobiłem ogromny postęp w pływaniu, a wynik z ostatniego biegu w Gdyni mówi sam za siebie. Treningi rowerowe sprawiły, że mogę teraz ze spokojem pokonywać kilkudziesięciokilometrowe wyjeżdżenia. Jestem bardzo zadowolony, że mogę uczestniczyć w tym programie. Jeżeli w kolejnych latach będzie kontynuowany to serdecznie wszystkim polecam i zachęcam do wzięcia w nim udziału. Naprawdę warto.
Co w tych treningach jest najtrudniejszego?
Nie ma co ukrywać, że treningi są dość wymagające, ale tak jak wspomniałem – jesteśmy podzieleni na grupy zaawansowania, więc każdy z uczestników może odnaleźć swój poziom intensywności treningów. W miesiącach zimowych, dużo potu wylewaliśmy na spiningu. Bardzo ciekawe są też specyficzne dla triathlonu tzw. zakładki czyli treningi łączone. Na przykład jazda na rowerze kończy się w zaaranżowanej strefie zmian, przebierasz buty i kontynuujesz biegnąc. Kilka takich zmian i już jesteś bogatszy o nowe doświadczenia i miękkie nogi.
Jednak dla mnie największym problemem jest… deficyt snu. Kiedy zajęcia na pływalni kończą się o północy, to zanim dojedziesz do domu i uspokoisz organizm – robi się już prawie druga, a o szóstej pobudka.
Liczysz na jakiś konkretny rezultat, bo po zawodach w Brodnicy na dystansie 1/8 IM jesteś niezwykle zadowolony?
Po zawodach w Brodnicy byłem bardzo zadowolony, a najbardziej z tego, że udało się je ukończyć. Jechałem tam, żeby oswoić się ze specyfiką zawodów. Jak zachować się w strefie zmian, jeszcze przed zawodami oraz w ich trakcie. Jak zachowa się mój organizm podczas prawdziwej rywalizacji i czy wytrzymam to kondycyjnie. Udało się. Uplasowałem się w połowie stawki, a debiut uznałem za udany. Chciałem też zobaczyć jak robią to doświadczeni zawodnicy.
W Gdańsku nie nastawiam się na żaden konkretny rezultat. Ponieważ dystans będzie dwa razy dłuższy, a pływanie odbywać się będzie w Zatoce, więc będą to zupełnie inne warunki. Chciałbym po prostu ukończyć te zawody.
Jak na Twoje zmagania patrzą żona oraz córki?
Żona i córki to moje największe fanki. Zaakceptowały moje hobby, którym jest sport. Szczególnie żona często towarzyszy mi w zawodach biegowych i głośno dopinguje. Bardzo lubimy również taką formę spędzania wolnego czasu, gdy łączymy zawody ze zwiedzaniem np. Warszawy czy Torunia.
Zresztą bez wsparcia i pomocy mojej żony nie byłoby mi tak łatwo trenować, bo przecież jest jeszcze jedna, bardziej prozaiczna strona biegania. Podobno jestem w naszej rodzinie największym dostarczycielem rzeczy do prania, ale jest to informacja niepotwierdzona. Korzystając z okazji chciałbym mojej kochanej żonie serdecznie podziękować za to, że wspiera mnie w realizacji mojej pasji. Często odwdzięczam się Jej za to smakołykami z bogatej kuchni biegacza.
Starsza córka preferuje zajęcia w klubie fitness, ale zdarza się jej również biegać. Liczę, że już niedługo uda nam się wystartować w jakimś biegu na dystansie 10 km. Młodsza córka jeszcze szuka swojego sposobu na ulubioną aktywność, ale w szkole bardzo chętnie pływa i gra w piłkę nożną.
Uważasz, że na przygodę ze sportem nigdy nie jest za późno?
Oczywiście, że nigdy nie jest za późno. Może poza szczególnymi przypadkami zdrowotnymi, nie ma moim zdaniem bariery wieku dla aktywnej formy spędzania wolnego czasu. Mając na myśli sport nie musimy przecież od razu trenować jak zawodowcy. Kiedyś, bardzo popularną regułą na aktywność, była zasada 3 x 30 x 130 czyli trzy razy w tygodniu, przez trzydzieści minut z tętnem 130. Myślę, że jest to osiągalne dla każdego, niezależnie od wieku.
Nie żałujesz, że wcześniej nie zacząłeś biegać, pływać ?
Jakbyś zachciał namówić panów po 40-tce do zmiany trybu życia na bardziej sportowy, których jedyną rozrywką jest telewizor, piwo i golonka?
Telewizor, piwo i golonka to bardzo silne argumenty. Proponowałbym może na początek nie rezygnować z nich od razu i spróbować zrobić coś oprócz, a nie zamiast. Rower, bieganie, spacery z kijami… . Możliwości jest sporo. Zachęcałbym do wykorzystania swoistej mody na aktywność, bo to naprawdę nakręca.
Jednak trzeba być konsekwentnym i wytrwałym. Dopiero regularne ćwiczenia przynoszą efekty. W miarę upływu czasu i pojawiania się pozytywnych zmian w postaci spadku wagi, lepszego samopoczucia czy poprawy snu i wszystkiego co określiłbym lepszą jakością życia, wspomniane na początku pozycje będą pojawiały się rzadziej. Uwierzcie mi panowie – warto!
Rozmawiał Maciej Gach