Wiele kobiet zaczęło swoją przygodę z bieganiem, za namową partnera lub męża. Jednak rzadko się zdarza, aby to mężczyzna za namową biegającej żony – dał się przekonać do biegania. Taka jest niecodzienna historia Agnieszki Turskiej, która namówiła swojego męża Mariusza – do truchtania. Cieszy to, że coraz więcej małżeństw wspólnie pokonuje ścieżki biegowe. Wieczorna przebieżka z ukochaną osobą jest najlepszym sposobem, aby odprężyć się i ukoić nerwy po ciężkim dniu.
Mamy nadzieję, że historia Agnieszki zachęci inne pary, aby razem dzielić biegowe zamiłowanie.
Maciej Gach: Niedawno ukończyłaś XXI Maraton Solidarności, który był Twoim trzecim biegiem na dystansie 42 km i 195 m. Jednak ten maraton był wyjątkowy, gdyż pomagałaś swojemu mężowi w debiucie na królewskim dystansie?
Agnieszka Turska: Dokładnie tak. Udało mi się Mariusza namówić na treningi w ramach akcji „Aktywuj się w maratonie”, ale z góry zakładał, że w PZU Gdańsk Maraton nie pobiegnie, bo nie da rady. Chciałam, żeby zobaczył jak wyglądają treningi biegowe, że to nie tylko nabijanie kilometrów. W dzień maratonu żałował jednak, że nie biegnie, więc obiecałam mu, iż razem pobiegniemy Maraton Solidarności.
Wiele kobiet zaczyna swoją przygodę z bieganiem za namową męża lub partnera. Ty Agnieszka jesteś jednak wyjątkiem, ponieważ najpierw zaczęłaś biegać, a później Mariusz. Zanim jednak do tego dojdziemy – opowiedz dlaczego postanowiłaś biegać?
Po założeniu rodziny, sport odszedł na dalszy plan. Dziecko, praca, dom – tak wyglądało życie. Kiedy córka poszła do przedszkola miałam więcej czasu dla siebie. Zastanawiałam się nad jakąś forma ruchu i tak padło na bieganie. Na początku chodziłam na boisko piłkarskie obok lasu, blisko domu i kręciłam kółka. Nie ma to jak posłuchać muzyki i się zmęczyć oraz pobyć chwilę ze sobą samym, aby przemyśleć wszelkie problemy. Również jednym z głównych powodów mojego biegania, była chęć pozbycia się kilku zbędnych kilogramów.
Miałaś wcześniej do czynienia ze sportem np. w szkole czy coś trenowałaś?
Odkąd pamiętam to zawsze lubiłam być w ruchu. W szkole podstawowej chodziłam do klasy sportowej, jednak to była bardziej ogólnorozwojówka. Potem poszłam do liceum sportowego i zaczęłam trenować piłkę ręczną w AZS-ie. Codziennie po lekcjach udawałam się na treningi, natomiast w czasie weekendów rozgrywałam mecze ligowe.
Twoim debiutem biegowym był gdyński Bieg Niepodległości w 2013 roku. Osiągnęłaś wtedy bardzo dobry czas 50 minut. Długo się przygotowywałaś, aby uzyskać taki wynik na 10 km?
Biegałam już około 5 miesięcy i Mariusz zażartował, że może w końcu gdzieś wystartuję? Rok wcześniej uczestniczyliśmy w tym biegu, ale jako kibice. No i paść musiało na Bieg Niepodległości w Gdyni. Małe przetarcie przed dychą zrobiłam podczas „Gdańsk Biega”. Chciałam zobaczyć jak się biegnie w takim tłumie i przetestować moje pierwsze buty biegowe.
Jesteś stałą uczestniczką parkrun Gdańsk i można powiedzieć, że pokochałaś tę imprezę. Co jest powodem, że tak wciągające są cosobotnie poranki w Parku Reagana?
Mimo, że sobota jest dniem wolnym od pracy, to jednak warto wstać rano, żeby dotrzeć do Parku Reagana. Fajnie jest się spotkać ze znajomymi, porozmawiać i oczywiście przebiec 5 km. Poza tym dzień jest wtedy dłuższy jak wstaniemy na parkrun. Podoba mi się również w parkrunie to, że w ramach biegów prowadzone są akcje mające na celu pomocy innym. Po prostu sobota bez parkruna, to nie sobota.
W ubiegłym sezonie zajęłaś trzecie miejsce w rocznej klasyfikacji punktowej parkrun Gdańsk – to Twój największy sukces biegowy?
W zeszłym roku udało mi się zająć drugie miejsce w Biegu po Rybę na dystansie 5 km. Jednak 3 miejsce w klasyfikacji parkrun jest dla mnie cenniejsze, gdyż na to pracowałam prawie cały rok.
W tym roku zadebiutowałaś w maratonie i osiągnęłaś cel – jakim było przebiegnięcie 42 km i 195 m poniżej 4 godzin. Planujesz w przyszłym roku poprawić rezultat maratoński?
Zgadza się. Prawdopodobnie będzie kontynuacja treningów „Aktywuj się w maratonie” z Radkiem Dudyczem, więc jest ogromna szansa, aby poprawić obecną życiówkę maratońską.
Osiągasz niezłe wyniki na dystansie 5 km i 10 km. Może warto skupić się na krótszym metrażu, aby poprawić rezultaty, bo wtedy jest duża szansa, żebyś stawała bez większych problemów na podium w swojej kategorii wiekowej?
Nigdy nie myślałam w ten sposób o bieganiu. Moje wyniki na tych dystansach może nie są najgorsze, ale czy takie niezłe, to chyba trochę przesadzasz. Na razie na tych dystansach królują siostry Tuwalskie, a widzę, że mi do nich sporo brakuje. Oczywiście jest radość i duma jak się stanie na podium, bo to są efekty ciężkiej pracy, ale mi nie chodzi tylko o wygrywanie. Najważniejsza jest przede wszystkim dobra zabawa.
Jak to się stało, że Twój mąż Mariusz – postanowił biegać? Jaki był tego główny powód i czy długo musiałaś namawiać go do wspólnych treningów?
Mariusz grał w piłkę nożną dwa razy w tygodniu z kolegami. Wiadomo, że jest to gra zespołowa, więc potrzeba sporo osób. Niestety coraz trudniej było znaleźć tylu chętnych, aby można było normalnie pograć. Brakowało mu ruchu, a na rowerze można pojeździć jedynie kilka miesięcy. Pamiętam jak już dał się namówić na pierwsze truchtanie, to mówił – „że kilometra nie przebiegnie”. Ja tłumaczyłam, że grał w piłkę, więc bez problemu da radę. Po pierwszych przebiegniętych 2 km był zdziwiony, a zarazem zadowolony. Po trzech miesiącach biegania udało mi się namówić go na Bieg Niepodległości w Gdyni. Obiecałam, że pobiegnę z nim i wykręciliśmy czas 54:51. Takim sposobem szybko złapał bakcyla biegowego.
Początki u niego były trudne? Miał chwile kryzysowe, że jednak bieganie nie jest dla niego?
Dotychczas kryzys miał tylko jeden. Mianowicie po maratonie powiedział, „że ten dystans nie jest dla niego”, ale na szczęście mu przeszło. Myślę, że obeszło się bez większych trudności, gdyż nie zaczynał od zera, ale nikt nie mówił, że będzie lekko. Zawsze do biegania motywowało go endomondo. Podobało mu się to, że biegnie coraz dalej i coraz więcej kilometrów ma na liczniku. Dlatego zwątpienia jako takiego nie było, tylko chęć pobicia kolejnego rekordu w postaci większej ilości kilometrów.
Razem z Mariuszem przebiegłaś XXI Maraton Solidarności. Jak wyglądała walka Mariusza nie tylko z dystansem, ale przede wszystkim z warunkami pogodowymi?
Połowę dystansu zrobiliśmy według zakładanego planu. Niestety około 30 km upał dał się we znaki. Zaczynało brakować mocy i zaczęły łapać go skurcze. Wtedy przeszliśmy do marszobiegu. Walka z upałem była. Zaliczył wszystkie kurtyny wodne na punktach odżywczych. Wodę braliśmy ze sobą bardziej do wylewania na siebie, niż do picia. Nieoceniona była pomoc w postaci znajomych na rowerach, którzy dodawali mocy jadąc obok nas – co na pewno pomogło Mariuszowi dobiegnąć do mety.
Jakie masz najbliższe plany i cele biegowe?
Obecnie przygotowuję się do Ultra Maratonu Bieszczadzkiego na dystansie 52 km. Później półmaraton Gdańsk oraz biegi parkrun Gdańsk.
Rozmawiał Maciej Gach
Fot. Alicja Kołecka, Agata Masiulaniec i MOSiR Gdańsk