Od maja ubiegłego roku w internecie wydawany jest Trener – lokalny miesięcznik o bieganiu, który w trójmiejskim środowisku amatorskiego biegania, cieszy się coraz większą popularnością.
Na pomysł stworzenia Trenera wpadła Joanna Sztybor, która pełni obowiązki redaktora naczelnego – Premierowy numer miał tylko okładkę i powstał tydzień po gdańskim PZU Maratonie. Projekt był skierowany głównie do osób, które przygotowywały się do maratonu w ramach akcji Aktywuj się w Maratonie, konkretnie w grupie 4:30. Miesiąc później Joanna zrobiła następną okładkę i w pewnym momencie zaczęły pojawiać się strony redakcyjne. I tak to zaczęło się kręcić – opowiada redakcyjny „Mistrz„ zdjęciowy, Paweł Marcinko.
Do dzisiaj wyszło osiem numerów Trenera. Każdy numer publikowany jest pod koniec danego miesiąca. Magazyn jest nie tylko subiektywnym podsumowaniem miesiąca, na który składają się starty, treningi czy wydarzenia. To coś znacznie bardziej poważniejszego – Chciałabym, aby Trener z założenia był połączeniem sztuki i sportu, ponieważ te dyscypliny łączą się w piękny sposób. Dzięki temu można zobaczyć biegających znajomych trochę z innej perspektywy – mówi naczelna, Joanna Sztybor.
Sztuka i piękno sportu
Dla Joanny każdy człowiek jest piękny, bo jak wyjaśnia – Piękno to pojęcie pejoratywne, ale ja nie mam na myśli tego piękna fizycznego. Po prostu mam taką życiową misję, aby pokazywać ludzkie relacje, które pomimo różnić, potrafią łączyć… .
Niezwykłą zaletą miesięcznika są artystyczne zdjęcia, które wspaniale komponują się w treść danego tekstu. Te niesamowite połączenie sztuki oraz sportu widać wyraźnie, choćby na poniższym zdjęciu, na którym pięknie prezentują się dojrzałe biegaczki.
Magazyn to także oryginalne artykuły z misją w tle. Redakcja chętnie opisuje wydarzenia, które mogą być swoistą pracą społeczną środowiska biegowego. Na łamach Trenera zachęcano do oddawania krwi, włączenia się w akcję Szlachetnej Paczki, czy zebrania funduszy na wózek biegowy dla Tomka Lulewicza.
Stałymi rubrykami pisma jest między innymi: Sztuka biegania, która przedstawia temat wiodący numeru. Poza tym nie może zabraknąć coś dla łasuchów, a więc Biegam, bo lubię jeść. Natomiast ogromną popularnością cieszy się komiks – Trenerskie Storyjki – o którym piszemy poniżej.
Trener od technicznej strony
Trzyosobowa redakcja zgodnie przyznaje, że największą bolączką podczas przygotowania Trenera jest brak czasu. Mimo to, planów na nowe numery nie brakuje – Pomysły na kolejne numery wychodzą w praniu, spontanicznie. Mamy też pomysły na kilka numerów w przód. Swoją drogą to najtrudniejsze są dla mnie właśnie chwile, gdy ekran monitora jest pusty jak głowa. Potrafię siedzieć trzy dni nad tekstem, który na przemian kasuję, piszę i znów zaczynam od początku. Potem przychodzi dzień olśnienia i klawiatura nie nadąża za mną – opowiada Szefowa, Marta Marczuk.
– Generalnie tematy nasuwają się same, choćby podczas długich wybiegań, aż czasem człowiek żałuje, że nie ma kartki i ołówka, aby wszystkie zapisać – wyjaśnia Joanna.
Każda z osób w magazynie ma swoją działką. Zdjęcia to zadanie należące do Joanny i Pawła – Jak nam brakuje to podbieramy Agacie Masiulaniec, albo innym. Oczywiście wszystkie obrazy, fotografie i teksty skrupulatnie podpisujemy. Wiadomo, że prawa autorskie to rzecz święta i bardzo o to dbamy – podkreśla naczelna.
Marta odpowiada za Quchnię, czyli Biegam, bo lubię jeść – Uwielbiam gotować i niestety też jeść. W Trenerze prezentuję za każdym razem swój inny przepis. Do moich obowiązków dołączyło także fotografowanie jedzenia, które przygotowuję i muszę przyznać, że to jest bardzo trudne.
Z racji tego, że Marta jest polonistką – zajmuje się także wyszukiwaniem błędów, gdyż najwięcej byków robi redaktor naczelna – Tekst trzeba sprawdzić kilka razy, bo wzrok bywa zawodny i czasem coś się przegapi – wyjaśnia Marta.
Cykl Bieganie to sztuka to konik Joanny, gdzie może dać upust swojej wyobraźni. W razie czego zawsze swoje pomysły konsultuje z Pawłem i Martą.
Komiks Trenerskie Storyjki, który jest najbardziej poczytnym elementem gazetki, to również oryginalny pomysł Asi. Stali czytelnicy mogą się domyślać, że to właśnie Naczelna ma największe poczuci humoru – co podkreślają członkowie redakcji.
Charakterystyczne zdjęcia wykorzystywane do komiksu, nigdy nie zostałyby opublikowane, ponieważ sens nabierają jedynie z warstwą tekstową, opowiadającą jakąś ciekawą historyjkę – Nie ukrywam, że czasami śmieję się sama do monitora jak widzę te uchwycone momenty, miny, ruchy. Uwielbiam to! Poczucie humoru mamy wszyscy i to spore. Gdyby opublikować nasze rozmowy to odebraliby nam dzieci – mówi Joanna.
– Dyskusje, które prowadzimy w trakcie powstawania Trenera, nadają się do jakiegoś kabaretonu – dopowiada Paweł.
Jednym słowem grupa wzajemnie się wspiera i mobilizuje do pracy – Bardzo się uzupełniamy. Każdy z nas ma inną osobowość. Asia jest artystyczną duszą, czasem wizjonerką. Pawła milczenie na naszych łączach jest czasem przerażające, bo mam wrażenie, że nie zdążymy, a on pracuje sobie po cichu i nagle okazuje się, że wszystko jest na czas – podkreśla Marta.
Redakcyjne bieganie
Do redakcyjnych obowiązków należy również bieganie. Oczywiście nie robią tego za karę. Biegają, gdyż kochają poruszać kopytami. Joanna, Marta i Paweł mają za sobą wiele pokonanych kilometrów – zarówno na treningach jak i na zawodach – z maratonami włącznie.
Najczęściej można ich spotkać podczas nocnego biegania z wilkami i czołówkami, które odbywają się w każdy wtorek. Także pojawiają się na czwartkobiegach Sklepu Biegowego, prowadzonych przez Agatę Masiualniec oraz w soboty w ramach parkrun Gdańsk.
Można powiedzieć, że ich przygoda z bieganiem rozpoczęła się w tym samym czasie. Należy jednak zaznaczyć, że przye poznali się znacznie później, będąc już wprawionymi truchtaczami.
A jak wyglądały ich początki biegowe. Przeczytajcie…
Trzy lata temu zaczęła się ta piękna przygoda, bynajmniej nie z porywu serca. Przytłaczała mnie wizja posiadania ćwierć wieku na karku (tak, tak wiem, że to może zabawne) i zerowa kondycja. Do tego po dwóch porodach waga zbliżała się prawie do setki! Chciałam po prostu schudnąć.
Zaczęłam biegać w sierpniu po sopockich lasach owinięta w szeleszczącą folię spożywczą – to miało przyspieszyć spalanie tłuszczu. Do tego przemierzałam kilometry w zwykłych dresach i trampkach.
Po jakiś czasie postanowiłam wystartować w gdyńskim Biegu Niepodległości. Jako, że jestem uparta i zawzięta, to pomogło mi to ukończyć zawody – wprawdzie bez oszałamiającego wyniku i to z przerwami na marsze, ale na szczęście dobiegłam do mety.
Biegałam zazwyczaj sama, bo bieganie było takim odpoczynkiem od domu i dzieci. Wyniki poprawiały się z miesiąca na miesiąc i to mnie dodatkowo motywowało. Wprawdzie nie mam wybitnych osiągnięć, bo moja prędkość jest raczej w okolicach świńskiego truchtu, ale nie przejmuję się tym, gdyż również dla takich biegaczy jest miejsce na linii startu.
Zdradzę też tajemnicę biegowej alkowy – uwielbiam biegać w deszczu do tego stopnia, że jestem w stanie poczekać, aż deszczowa chmura nadciągnie.
Brałam udział w wielu zawodach, w tym w maratonach. Największy niedosyt pozostawił PZU Gdańsk Maraton. Mam z nim nie wyrównane rachunki i zamierzam pokonać królewski dystans bez zatrzymywania się, nie popełniając przy okazji wszystkich podstawowych błędów, jak to miało miejsce rok temu.
Dodam, że pierwsza edycja powyższego maratonu – zmieniła bardzo wiele w moim życiu. Zaczęłam biegać nie tylko sama, ale również poznałam wspaniałych ludzi z pasją, przyjaciół i osób z pozytywnym nastawieniem do świata.
Już w szkole podstawowej uwielbiałam biegi na 3000 m. Nawet potrafiłam po lekcjach wybrać się ze znajomymi na małe wybiegania w okolice mola w Brzeźnie, gdy tam go jeszcze nie było! To były czasy. Regularnie biegam od kilku lat. Pierwszy maraton przebiegłam w 2012 roku. Był to Maraton Solidarności, który uwielbiam, gdyż ta impreza naprawdę kształtuje charakter, bo biegacz jest zdany sam na siebie. Natomiast w tym roku chciałbym złamać cztery godziny na królewskim dystansie.
Do biegania zmotywował mnie pies Lupus. Z moim czworonożnym przyjacielem zacząłem dreptać na jesieni w 2012 roku, kiedy Lupek miał ok. 6 miesięcy. Zrodził się pomysł startu w dogtrekkingu i w ramach przygotowań rozpoczęliśmy dłuższe spacery (5-15 km). Były one o tyle przyjemne, że nie chodziliśmy sami, ale mieliśmy wspaniałe towarzystwo innych psiarzy z huskymi, goldenami, owczarkami i terrierami. Tak postała nasza grupa spacerowa Sfora Suchanino, a później drużyna sportowa Sfora Suchanino, obecnie Sfora Pomorze PL, startująca w dogtrekkingu.
Pierwszy wspólny start mieliśmy 9 marca 2013. Zawody dogtrekkingowe. Ciężko było, brak kondycji, ale daliśmy radę. Pomogły długie spacery, ale to nie to samo, co bieganie. Natomiast nasze prawdziwe bieganie zaczęło się 30 kwietnia. Wtedy odbył się pierwszy trening Akademii Biegania, w ramach akcji Radia Gdańsk – Pomorze Biega. Od tamtej pory zacząłem biegać regularnie.
W tym roku liczę na jakiś wyjazd biegowy w innej części Polski. Poza tym standardowo dogtrekkingi oraz cotygodniowe Nocne Biegania z Wilkami i Czołówki. Co uda się zrealizować? Zobaczymy.
Marta – Marzy mi się wydanie drukowanego trenera, co zapewne wiąże się z dużymi kosztami… Chcemy poszerzyć naszą ramówkę i nad tym się skupiamy. Czy będzie to dla Trenera rok przełomowy? Na pewno chcemy być lokalnym miesięcznikiem, w którym spotkacie znane osoby, dowiecie się co zjeść, gdzie i z kim biegać, a to wszystko z lekkim przymrużeniem oka. Nie mamy merytorycznego przygotowania, aby być poradnikiem, gdyż plany biegowe, rankingi obuwia i testy sprzętów zostawiamy fachowcom.
Paweł Marcinko dodaje, że można spodziewać się 12 numerów Trenera i masy niespodzianek. Natomiast Asia również chciałby, aby Trener był drukowany, choćby jako dodatek do jakiegoś lokalnego pisma. Poza tym Trener ma łączyć ludzi związanych z biegami, aby pokazać ich wspólną pasję.
Podziękowania od Naczelnej
Specjalnie na końcu dodam, że bez Marty i Pawła Trener nie mógłby pojawiać się w takim formacie, jakim jest tworzony. Dziękuję Wam za to! W zespole pracuje się lepiej – w końcu co trzy głowy, to nie jedna. Ja do różnych sesji fotograficznych proszę moją starą, dobrą znajomą o zrobienie make up-u lub stylizacji. Czasami Paweł wykorzystuje swoje prywatne kontakty. Marta ostatnio poprosiła swoją siostrę – dietetyczkę o kilka porad. Wszyscy pomagają nam bezinteresownie – nie oczekując żadnej gratyfikacji. I za to też bardzo dziękuję – mówi wzruszona Joanna Sztybor.
Fot. – archiwum prywatne Joanny, Marty i Pawła.
Strona: Trener – lokalny miesięcznik o bieganiu.
Opracował Maciej Gach