Prawie 6,5 mln funtów zainkasował Claudio Ranieri za dokonanie tego, co jeszcze do niedawna wydawało się rzeczą niemożliwą: doprowadzenie Leicester City do zdobycia mistrzostwa Anglii, zaledwie dwa sezony po awansie z Championship. Piłkarze Lisów w kwestii dodatkowego wynagrodzenia mogą się jednak tylko obejść smakiem, bo w ich kontraktach klauzuli o premii za tytuł mistrza – brak.
Posłuchaj audycji:
Brak zapisu w umowach zawodników Leicester City na temat premii za zdobycie mistrzostwa kraju jest kolejnym dowodem na to, jak niespodziewane było to osiągnięcie – niespodziewane dla kibiców, ale i samego klubu. Niewzięcie pod uwagę tego faktu wynagrodzi piłkarzom premia za przeskoczenie przedsezonowych oczekiwań włodarzy Lisów. Jakie to oczekiwania? 12. miejsce, zaledwie o dwa oczka wyższe, niż pozycja w tabeli w ubiegłym sezonie. Dzięki spełnieniu tego – jak się okazuje – niewygórowanego wymogu, piłkarze podzielą między sobą 8,3 mln funtów. Lepszy rydz niż nic.
GLIK: KIERUNEK ANGLIA?
Poczynaniom klubu w środkowej Anglii przygląda się Kamil Glik. A raczej to jemu przygląda się tajlandzki właściciel zwycięscy Premier League, Polaka nieśmiało obserwuje także wicemistrz, Tottenham. Po czterech latach z reprezentantem Polski będącym trzonem obrony Torino FC, włoski klub zrozumiał, iż czas najwyższy pozwolić mu odejść. Dokąd? Zapewne dokąd tylko Kamil sobie życzy. Warunek jest jeden: oferta powyżej 10 milionów euro. Zarówno Leicester, jak i Tottenham stać na taki wydatek.
SĘDZIA MILIONER NA FINAŁ LIGI MISTRZÓW
Sędziuje, bo lubi. Pieniędzy nie potrzebuje, bo dzięki inwestycji sprzed dziesięciu lat, w udziały w firmie, która sprzedaje prawa telewizyjne do transmisji sportowych w Europie, Azji i Oceanii, zer na koncie ma więcej, niż by chciał. O kim mowa? O Jonasie Erikssonie, który – jeszcze nieoficjalnie – wytypowany został do poprowadzenia pierwszego w swojej karierze finału Ligi Mistrzów. Co tam wypłata, kolejne marzenie szwedzkiego sędziego – odhaczone.