Są szczęśliwi dopiero, gdy wiatr dochodzi do 30 km na godzinę. Nad polskie morze i Zatokę Pucką zjechali kitesurferzy.
Kolorowe latawce nad Zatoką Pucką z mknącymi po falach zawodnikami to widok zapierający dech w piersiach. Ale żeby tak pływać albo latać konieczne są lata nauki i setki wypływanych godzin.
POLACY KOCHAJĄ KITESURFING
– Po liczbie kite’ów, które latają na Półwyspie Helskim wnioskuję, że Polacy są zakochani w kitesurfingu. Na początek nie polecam jednak pływać samemu. Jest mnóstwo szkół. Nie jest to trudny sport, powiedziałbym nawet, że relatywnie łatwy. Po paru godzinach można się go nauczyć, czyli pływać już lewo-prawo i wykonywać ewolucje – tłumaczy Tomasz Janiak, mistrz Polski i mistrz Europy Masters w kitesurfingu.
Trzeba również wybrać odpowiedni zbiornik wodny. Dla początkujących kitesurferów optymalna głębokość wody wynosi 1 metr. Dno powinno być piaszczyste i czyste. Uprawianiu kitesurfingu sprzyja również niewielki stopień zasolenia wody, a w Bałtyku wynosi on od 2 do 12 procent.
SPRZĘT W WALIZKĘ I W DROGĘ
Kolejnym ulubionym miejscem entuzjastów kitesurfingu jest Zatoka Pucka. Panują w niej zmiennie warunki wiatrowe i jest duża różnorodność akwenu. Po opanowaniu techniki, zaawansowani kitesurferzy mogą kontynuować przygodę z tym sportem na pełnym morzu i niemal we wszystkich zakątkach świata.
– Kitesurfing jest o tyle przyjaznym sportem, że przy obecnej technologii można zapakować sprzęt w małą walizkę i latać tak naprawdę po całym świecie, nie martwiąc się o to, czy wpuszczą nas do samolotu i czy zapłacimy fortunę za bagaż – mówi Tomasz Janiak.
Polskie wybrzeże uważane jest przez miłośników sportów wodnych za jedno z najlepszych miejsc do nauki i uprawiania kitesurfingu. Wiatr w Jastarni i Chałupach wiał dziś z prędkością ok. 30 km/h.
Anna Rębas/amo