Wieża Eiffla, Luwr, Pola Elizejskie: w dzień meczu z Niemcami my, Polacy, byliśmy wszędzie. Pod Łukiem Triumfalnym również. – Jak zwycięstwo, to przecież tylko świętowane pod Łukiem! – powiedziała żartując moja siostra. Przeczucia przed pierwszym gwizdkiem można było mieć różne i moje faktycznie były mieszane. Jak się później okazało, zdenerwowanie znowu zupełnie niepotrzebne.
Łuk Triumfalny, około godziny 13:30. Na ostatnich na mojej drodze światłach, przecinających słynne Champs Élysées, ktoś zostawił biało-czerwone barwy. Im bliżej do celu, tym barw więcej – już spersonalizowanych, śpiewających i tańczących. Nastroje w stolicy Francji od rana przypominały wczoraj świętowanie po odniesionym zwycięstwie. A przecież mecz miał się dopiero za niecałych 8 godzin zacząć!
„POLSKA I JAK DALEJ??”
Nie świętowaliśmy sami. Podczas gdy duża grupa Polaków bawiła się w najlepsze, wokół zgromadziła się wycieczka irlandzkich dzieci. – „Polska” i jak dalej? – pyta z entuzjazmem jednego z naszych kibiców około 15-letnia dziewczynka. – Polska, biało-czerwoni! – ten odpowiada. Chwilę później przyśpiewka na cześć Polaków rozbrzmiewa ze szczerą radością z ust całej irlandzkiej grupy. Co chwilę mocno pada deszcz, ale to nie psuje zabawy. Do Polaków przyłączają się kolejni turyści, prosząc o wspólne zdjęcia. I tylko Niemcy jacyś tacy niemrawi.
ZDJĘCIE? TYLKO JEŚLI WYGRAMY
Niesione szampańską atmosferą panującą wokół Łuku Triumfalnego, i pomimo wspomnianego, wciąż nawracającego deszczu, ściągamy z siostrą kurtki i dumnie pozujemy pod obiektem w koszulkach Roberta Lewandowskiego. – No to jeszcze wspólne, plecami do obiektywu. Niech wszyscy wiedzą, że ten numer 9 nie jest przypadkowy – stwierdzamy.
Proszę o zrobienie zdjęcia miłą blondynkę, od której w odpowiedzi słyszę: – Tylko jeśli dziś wygramy! Odebrałam to jako życzenia powodzenia. Dopiero po podziękowaniu za przysługę zauważyłam, że towarzysz sympatycznej pani ma na sobie koszulkę reprezentacji Niemiec. No cóż, życzenia powodzenia zatem to chyba jednak nie były 😉
DWIE LEWANDOWSKIE
Spod Łuku Triumfalnego przenosimy się ponownie pod Wieżę Eiffla. Tam wita nas fotograf, z którym rozmawiałyśmy dzień wcześniej. – A ja panny Lewandowskie już dziś widziałem, byłyście pod Wieżą! – usłyszałyśmy tego samego dnia od kolejnego kibica, już po meczu, na stacji metra. Niby obcy kraj, do domu ponad 2000 kilometrów, a tu sami swoi!
Zmierzając do paryskiej strefy kibica, aby obejrzeć w niej szlagierowe starcie Walijczyków z Anglikami, słyszymy za plecami: – Dwie Lewandowskie! Konsekwencją paradowania po Paryżu w koszulkach Roberta były coraz to kolejne sesje z Wieżą Eiffla w tle, i tym razem nie obyło się bez kolejnej. – Skąd jesteście? – Z Gdyni. – O matko, toż to Śledzie są! – brzmiała reakcja, jak się później okazało, jednego z kibiców Lechii Gdańsk.
Niesamowite w kibicowaniu reprezentacji jest jedno: to, że dalej razem przyjaźnie spacerowaliśmy w stronę wspomnianej Fanzony, mało tego – umówiliśmy się na wspólne zwiedzanie Nicei dwa dni później. Arka, Lechia, dwa bratanki – przynajmniej wtedy, gdy gra Polska!
BILETY NA MECZ… SĄ!
Mecz jaki był – każdy widział. Obie z siostrą miałyśmy to szczęście, że podczas gdy miliony Polaków oglądały potyczkę Polaków z Niemcami przed telewizorami, my zasiadłyśmy w jednym z dolnych sektorów Stade de France, bardzo blisko murawy legendarnego stadionu.
Do Francji jechałyśmy bez biletów na mecz, w najgorszym wypadku planując obejrzenie go właśnie w paryskiej Fanzonie na Polach Marsowych. Wieża Eiffla w tle, tysiące kibiców – czego można chcieć więcej? Emocje, jakie przeżywali w niej tego samego dnia Walijczycy po golu Garetha Bale’a, zupełnie nie do opisania. Już jednak oglądając mecz Anglii z Walią wiedziałyśmy, że prosto ze strefy kibica popędzimy właśnie na Stade de France, bo zwolniły się dwa miejsca z puli biletów od PZPN – i istnieją jeszcze osoby, które bezinteresownie potrafiły wykonać w dzień i przeddzień meczu kilka telefonów, upewniając się, że nie obejrzymy go nigdzie indziej, tylko na trybunach.
NIEDOSYT I CISZA NA STADE DE FRANCE
Najbardziej wymownym obrazkiem z całego spotkania byli polscy kibice udający się ze stadionu na stację metra. Szli w ciszy. Nie było przyśpiewek, które słychać było, gdy zmierzali w przeciwną stronę. – Naprawdę znakomite spotkanie, gratuluję wam! – usłyszałam dziś rano od sprzedawcy w kiosku, kupując najnowsze wydanie dziennika L’Equipe. Satysfakcja, że nie ulegliśmy Niemcom na pewno była duża. Ale we Francji odczucia były dokładnie takie same, jak w kraju: to Niemcy powinni się z tego remisu cieszyć, bo Polska mogła ten mecz wygrać.