Dzięki bieganiu można osiągnąć wiele, wystarczy chcieć i być wytrwałym – mówi Przemek Szwed

7 copy

Prowadzenie aktywnego trybu życia staje się coraz bardziej popularne wśród ludzi młodych, co można zauważyć na alejkach biegowych czy w salonach fitness. Jednak sytuacja nie jest tak kolorowa, jakby się na pierwszy rzut oka mogło wydawać. Polskie nastolatki są w europejskiej czołówce pod względem otyłości. Nie ma się co dziwić, skoro ponad 60% dorosłych Polaków ma nadwagę i jest zagrożona chorobą wieńcową. 

Na nic zdadzą się wszelkie programy żywieniowe i zdrowotne, jeśli od małego dzieci nie są uczone przez rodziców prowadzenia zdrowego życia. W końcu wiadomo, że zdrowe społeczeństwo, to szczęśliwe społeczeństwo. 

Dlatego przed chorobami cywilizacyjnymi najlepiej uciekać na własnych nogach, czego przykładem może być Przemek Szwed, który przygodę z bieganiem rozpoczął już w liceum.

Mamy nadzieję, że rozmowa z Przemkiem Szwedem będzie dla wielu z Was inspiracją, aby założyć buty i wyjść potruchtać. Właśnie tak zaczynają się marzenia, które mogą za jakiś czas przełożyć na korzyści, otwierające furtkę do wielu bram sukcesów.

Maciej Gach: Pamiętasz kiedy pierwszy raz wyszedłeś pobiegać i stwierdziłeś – od dzisiaj rozpoczynam swoją przygodę z bieganiem?

Przemek Szwed: Pamiętam jakby to było wczoraj. Ogólnie przygodę z bieganiem rozpocząłem w dość śmieszny sposób. Spędzałem wtedy wakacje u Dziadków. Tata uczęszczał już od jakiegoś czasu na treningi Akademii Biegania prowadzone przez Aleksandrę Mazur. Przed każdym treningiem dzwonił do mnie, czy nie mam ochoty pójść z Nim i moim młodszym Bratem Dominikiem na trening? Myślałem wtedy, że bieganie jest nudne i najzwyczajniej wolałem wieczór spędzać z kumplami na osiedlowej ławeczce

Jednak któregoś dnia postanowiłem pójść tylko po to, aby Tata dał mi spokój z telefonowaniem i nieustannym namawianiem na wspólny trening. Na pierwszych zajęciach pokonałem około 6 km po leśnym terenie i o dziwo dałem radę nadążyć za grupą. Wtedy jeszcze nie byłem pewien, czy bieganie to na pewno ta dyscyplina sportu, która jest dla mnie. Na szczęście dzięki Tacie i rewelacyjnej grupie znajomych oraz chęci rywalizacji z samym sobą  mam tutaj na myśli ustanawianie nowych rekordów życiowych  wkręciłem się w to „nudne” bieganie. Muszę również dodać, że do biegania zmotywowała mnie moja ówczesna dziewczyna, za co z perspektywy czasu jestem jej również wdzięczny.

Warto dodać, że Twoje bieganie zaczęło się na poważnie od wspólnej akcji Akademii Biegania i Pomorze Biega, w ramach której odbywały się treningi przygotowujące do 51. Biegu Westerplatte. 

Dokładnie tak. Jak powiedziałem, treningi prowadziła Ola Mazur pod bacznym okiem prof. Wojciecha Ratkowskiego. Odbywały się one dwa razy w tygodniu. Wykonywaliśmy treningi z zakresu siły biegowej oraz budowania szybkości. Każde zajęcia miały też w sobie elementy ogólnorozwojowe, czego w obecnym treningu bardzo mi brakuje. Pamiętam te treningi jako dość wymagające, jak na ówczesny poziom zaawansowania, lecz fantastyczna atmosfera jaka panowała na nich, motywowała do działania. Właśnie dzięki akcji Akademii Biegania i Pomorze Biega, poznałem moich dzisiejszych biegowych znajomych.

Jednak zanim zacząłeś truchtać, najpierw były piesze wycieczki, na które zabierał Ciebie Twój Tata Paweł.

Było to w czasach gimnazjalnych. Początkowo to Tata chodził z moimi wujkami na takie marsze. Z czasem postanowił zabrać mnie i mojego kolegę Rafała. Były to marsze na orientacje, organizowane w nocy po pomorskich lasach przez Studenckie Koło Przewodników Turystycznych. W tym wieku, samym w sobie przeżyciem była noc spędzona w lesie, gdzie w oddali słychać było dziką zwierzynę. Lubiłem też moment kiedy wychodziliśmy z lasu i przechodziliśmy przez wioski, a ludzie ze zdziwieniem spoglądali z okien, co my tu robimy w środku nocy? W sumie nabrałem teraz ochoty na start w takim marszu na wiosnę, ale że jestem na bakier z mapą, to Tata musi mnie przygarnąć pod swoje skrzydła.

Jak na Twoje bieganie patrzyli wtedy rówieśnicy z liceum, bo raczej w szkole średniej, mało kto dba o sportowy tryb życia? 

Wbrew pozorom miałem wielu kolegów, którzy uprawiali różne sporty. W piłkę nożną lubiłem pograć, lecz nigdy nie szło mi to jakoś wybitnie. To nie było to, co bieganie. Koledzy wiedzieli, że startuję w jakiś tam „maratonach”, ale ja zbytnio nie afiszowałem się z tym, że uprawiam taką dyscyplinę sportu. W sumie bieganiem zacząłem zajmować się pod koniec liceum, więc to były dopiero początki.

Swoją drogą, to zdarzało Ci się podczas ery szkolnej jak to jest obecnie w przypadku Twojego młodszego brata Dominika coś trenować? Czy jednak nie miałeś takiej smykałki i zacięcia sportowego?

Raczej byłem typem dziecka, może nie grubego czy otyłego, ale pulchnego, co w chwilach słabości da się zauważyć nawet teraz. Często muszę walczyć z wagą jak w chwili obecnej, aby móc poprawiać swoje życiówki. Niestety słodycze i Coca-Cola mi w tym nie pomagają. Na szczęście regularny trening przez trzy tygodnie, przynosi już w miarę pożądany efekt

Wracając do pytania. W szkole podstawowej przez rok trenowałem hokej na lodzie. Kiedy byłem młodszy, wszystkie weekendy od rana do wieczora, spędzałem na graniu w piłkę nożną czy zabawy takie jak podchody z kolegami na podwórku. W sumie ciągle się zastanawiam jak byłem w stanie biegać po podwórku przez około 10 godzin z 20 minutową przerwą na obiad

Potem pojawiał się jeszcze SKS w szkole. Poza hokejem na lodzie trenowanym przez rok, nie przypominam sobie, abym uczęszczał na zorganizowane zajęcia sportowe. Cieszę się jednak, że Dominik trenuje bieganie, bo wiem ile sprawia mu to frajdy, a i kreuje to jego mocny charakter, który w dzisiejszych czasach jest niezbędny.

Pierwszy twój strat z pomiarem czasem nastąpił 10 sierpnia 2013 roku w parkrun Gdańsk. Jak wspominasz tamten bieg? 

3 copy copy

Biegło mi się bardzo ciężko. Zaskoczeniem było dla mnie to, że udało mi się ten bieg ukończyć bez przejścia do marszu. Czas jaki uzyskałem to 24:35 i byłem z tego powodu bardzo dumny, że uwinąłem się z tym tak szybko. Wtedy jednak stwierdziłem, że takie bieganie na czas to nie dla mnie. Dobrze, że to było tylko takie gadanie. Teraz nie wyobrażam sobie tego, że miałbym odpuścić sobie tą nutkę rywalizacji ze swoimi słabościami, czasem i życiówkami. Ta chęć poprawy życiówek i przesuwania własnych granic, powoduje to, iż dalej biegam. Taka moja biegowa motywacja.

Miesiąc później nastąpił start generalny podczas 51. Biegu Westerplatte. 

Był stres i to naprawdę wielki. Moim celem było ukończenie tych 10 km, ale kompletnie nie wiedziałem w jakim czasie dobiegnę do mety. Nie analizowałem tego przed startem, co teraz bardzo mnie dziwi. Pamiętam jednak z tego biegu rewelacyjną trasę, której końcówka wiodła przez ulicę Długą na Starym Mieście oraz kibiców dopingujących nas zza szyb tramwajów.

Potem tych imprez biegowych było całe mnóstwo – zwłaszcza z upragnionymi próbami zejścia, poniżej 40 minut na dystansie 10 km?

Rzeczywiście marzy mi się złamanie tej magicznej, jak dla mnie granicy 40 minut. Obiektywnie rzecz biorąc, to jednak jeszcze na to nie zasługuję. Postaram się to zrobić na jesień, ale do tego potrzeba motywacji, aby wychodzić na treningi w upalne wakacje. Muszę się w końcu rozprawić z moimi życiówkami na 5 km i 10 km.

Wprawdzie nie udało Ci się złamać 40 minut na dychę, ale możesz pochwalić się tym, iż należysz do zaszczytnego grona „ASICS FrontRunner„, jako jeden najmłodszych biegaczy w Polsce
.

W sumie to przyzwyczaiłem się do tej roli, gdyż również w pracy jestem najmłodszy. Chociaż Panie będące w naszym gronie, także wyglądają na bardzo młode.

6 copy
Zapewne bycie „ASICS FrontRunnerem” wśród popularnych biegaczy, jest na pewno motywujące do osiągania kolejnych celów biegowych? 

Jest to dla mnie zaszczyt i ogromna motywacja być w gronie takich osób jak: Olga i Paweł Ochalowie czy Arek Gardzielewski oraz innymi biegaczami znanymi na swoich lokalnych podwórkach. Motywujące jest to, że mogę biegać w koszulce z napisem „ASICS FrontRunner„. Motywuje to szczególnie w chwilach kryzysu podczas biegu, że muszę zacisnąć zęby i dać z siebie 100%

To jest właśnie fajne w tym gronie. Ta różnorodność, że każdy jest szybki i silny na swój sposób, ale zawsze daje z siebie 100%. Tak naprawdę, każdy kto wkręcił się w bieganie, ma możliwość dołączenia do naszego grona, ponieważ w chwili obecnej trwa rekrutacja do „ASICS FrontRunner. Gorąco do tego zachęcam.

Między innymi taką motywacją był Twój ubiegłoroczny debiut na królewskim dystansie w ramach drugiej edycji Gdańsk Maratonu. Stawiałeś, że wynik 3 godzin i 25 minut uda Ci się uzyskać? 

Na początku przygotowań wyzwaniem było dla mnie pokonanie 42 km i 195 m. Z czasem jednak stwierdziłem, że dystans nie będzie problemem. Wyzwaniem stało się tempo w jakim trzeba pokonać ten kilometraż. Gdyby nie treningi organizowane przez MOSiR Gdańsk przy współpracy z Dudycz Team, taki wynik nie byłby możliwy. Celowałem w rezultat 3:30, lecz tydzień przed maratonem, Radosław Dudycz powiedział, że jestem gotów na atak na 3:25. Pomyślałem, że jeżeli Radek tak mówi, to nie mam wyjścia, co zadziałało na mnie jak bomba motywacyjna.

Byłeś jednym ze stałych uczestników akcji „Aktywuj się w Maratonie” i niewątpliwie chyba każdy, kto w nich brał udział, zobaczył namiastkę prawdziwego trenowania? 

Grupa, która powstała w ramach akcji „Aktywuj się w Maratonie”, nawzajem nakręcała się do działania. Super atmosfera i tak jak mówisz, namiastka prawdziwego trenowania. Rewelacyjna inicjatywa. Wstawałem szczęśliwy w niedzielę rano, że spotkam się z tymi osobami i że wspólnie wykonamy kolejny ciężki trening. Wracałem do domu strasznie zmęczony, ale czułem że żyję. I w tym zmęczeniu czułem tą namiastkę prawdziwego trenowania. Bez tej ekipy na pewno w niektórych momentach odpuściłbym, ale ona motywowała do tego, aby nie przestawać do osiągnięcia wyznaczonego celu.

Fot

W tym roku niestety nie ma przygotowań maratońskich z ekipą Dudycz Team, ale 9 kwietnia będziesz chciał powalczyć o poprawienie wyniku sprzed roku? 

Mam zamiar poprawić wynik sprzed roku, ale już teraz zauważam, że dużo ciężej wykonuje się te treningi w pojedynkę. Jednak ta kontrola, którą miała nad nami ekipa Dudycz Team, była bardzo pomocna. Tak jak mówiłem, mam zamiar poprawić wynik sprzed roku, lecz będzie o to trudniej, niż w przypadku, gdyby odbywały się przygotowania maratońskie z ekipą Radka Dudycza. Ale nie ma co marudzić, trzeba brać się do pracy i walczyć o jak najlepszy wynik.

Oprócz maratonu krążą wokół Ciebie jakieś nowe wyzwania biegowe? 

Szczerze mówiąc, w chwili obecnej nie. Skupiam się na poprawieniu rekordów życiowych na wszystkich dystansach i to jest dla mnie wystarczające wyzwanie. Może za rok wskoczę na rower i spróbuję swoich sił w triathlonie. Podoba mi się ta dyscyplina sportu, ze względu na różnorodność. Przynosi wiele korzyści jak umięśniona sylwetka. Ale to takie plany na 2018 rok.

Warto wspomnieć, że Przemek Szwed to nie tylko miłośnik biegania, ale również przyszły absolwent Wydziału Prawa i Administracji. W końcu nie samym bieganiem człowiek żyje?

Zdecydowanie nie samym bieganiem. W przypadku amatora to przyjemny dodatek do życia. Wydział Prawa i Administracji oraz praca licencjacka, która w dużym stopniu nawiązuje do mojej biegowej pasji. Cieszę się, że mogę połączyć te dwie dziedziny. Dzięki temu łatwiej przychodzi mi skupić się na nauce. Wprawdzie bywają momenty, że studiowanie pochłania wiele czasu, to jestem zadowolony z wyboru kierunku i wiem, że ten czas nie idzie na marne. A rewelacyjne grono znajomych ze studiów powoduje, że na zajęcia idzie się z przyjemnością

11209387 960226817342093 3890619606430000437 n

Kończąc, co z perspektywy tych prawie czterech lat od rozpoczęcia biegowej pasji, wymieniłbyś takiego najcenniejszego, co dało Ci bieganie?

Najważniejsze co dało mi bieganie, to wartościowe znajomości. Bieganie pokazało mi, że z ludźmi starszymi od mnie, też można porozmawiać i pożartować, a przy tym nie ma jakiejś niepotrzebnej bariery, która jest niekomfortowa. Stałem się dzięki temu bardziej kontaktowy. Po drugie pokazało mi, że można osiągnąć wiele, wystarczy chcieć i być wytrwałym. To zdecydowanie ułatwia mi naukę przed sesją. Mówię sobie wtedy  „jak przebiegłeś maraton czy osiągnąłeś taki czas podczas półmaratonu, to dlaczego masz nie zaliczyć tego czy innego egzaminu”

Oczywiście jest jeszcze masa rzeczy, jakie nauczyło mnie bieganie, a bardziej ludzie, którzy tworzą to bieganie, ale nie umiem w tej chwili wszystkich wymienić, a i część wolę zachować dla siebie.                                                      

Fot. 1, 5 – arch. Przemek Szwed
Fot. 2 – Agnieszka Rupińska  
Fot. 3 – Agata Masiulaniec (Biegowy Świat)
Fot. 4 – AK-ska Photo
      

Maciej Gach

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj