Ultra defensywnie i bez ochoty, a także pomysłu na kreację w ofensywie zagrała w Lubinie Arka Gdynia. Żółto-niebiescy za swoją zachowawczość zostali ukarani. Jedyny gol padł po kontrowersyjnym karnym dla Zagłębia. Dopiero w drugiej połowie po stracie bramki podopieczni trenera Grzegorza Nicińskiego zaczęli przejmować inicjatywę.
Dla Arki stawką spotkania w Lubinie był powrót na ósme miejsce. Żółto-niebiescy awansowaliby do górnej połowy tabeli w przypadku zwycięstwa nad Zagłębiem.
PIERWSZA POŁOWA BEZ HISTORII
W pierwszej połowie absolutnie nie było widać, aby celem drużyny trenera Grzegorza Nicińskiego był komplet punktów. Gdynianie okopali się na własnej połowie i tylko sporadycznie pojawiali się w okolicach pola karnego gospodarzy. Podczas pierwszych 45 minut nie oddali ani jednego strzału i nie wywalczyli żadnego rzutu rożnego. Zagłębie, dla którego był to dopiero pierwszy ligowy mecz w 2017 roku także nie zachwycało w ataku.
Szyki trenerowi Piotrowi Stokowcowi mogła pokrzyżować kontuzja Adama Buksy, który już przed przerwą musiał opuścić boisko. Przewaga zespołu z Lubina polegała na dłuższym utrzymywaniu się przy piłce. W tym elemencie zanotowali 65 procent, przy zaledwie 35 procentach Arki.
KONTROWERSYJNY KARNY
Początek drugiej połowy podobnie jak pierwszej był senny. Spotkanie ożywiło się w 54 minucie kiedy sędzia Bartosz Frankowski dopatrzył się faulu Tadeusza Sochy na Martinie Nesporze. Decyzja o karnym dla Zagłębia była kontrowersyjna. Jedenastkę na bramkę dla gospodarzy zamienił Filip Starzyński.
Trener Niciński dokonał ofensywnych zmian wprowadzając Dariusza Formellę, Przemysława Trytko, a także Michała Nalepę. Posiadanie piłki zaczęło się wyrównywać, ale momentami przewaga w tym elemencie była po stronie gości. Żółto-niebiescy w przeciwieństwie do pierwszej połowy, zaczęli oddawać strzały i szukać gry kombinacyjnej krótkimi podaniami. Jednak jedyne dwa strzały w światło bramki Zagłębia oddał Mateusz Szwoch.