„Piłkarze uprawiają dyscyplinę, której zasady są im nieznane”. Obserwator UEFA ocenia sędziego Marciniaka, sprint Arki w Krakowie [PIŁKARSKI WTOREK]

Jedna bramka, plus 12 żółtych i 3 czerwone kartki – to w największym skrócie podsumowanie tego, co w niedzielę kibice zobaczyli podczas hitu 24. kolejki Ekstraklasy pomiędzy Lechem Poznań a Lechią Gdańsk. Czy za jego wynik oraz boiskową bijatykę można winić sędziego?
Sędzia Szymon Marciniak ma już swoich wrogów po obu stronach Trójmiasta. W grudniu naraził się kibicom Arki, dyktując w Gdyni podczas meczu z Jagiellonią rzut wolny pośredni. Ten został zamieniony przez podopiecznych trenera Probierza w gola, który ustalił wynik spotkania na 2:3. Meczowa zdobycz punktowa gdynian: 0.

Po niedzielnym spotkaniu w Poznaniu, międzynarodowy sędzia zyskał także nowych przeciwników w Gdańsku. Bo choć z kartkami, które pokazał, nie polemizuje nikt, to już nie wszyscy zgadzają się z sytuacjami, w których nie pokazał tych, które zdaniem wielu pokazać mógł. Media oraz kibice na głos oceniają także postawę sędziego w sytuacjach, w których nie pomógł studzić boiskowych emocji.

Posłuchaj audycji:

PRZYGOTOWANIE KLUCZEM DO DOBRYCH ZAWODÓW

Postawę Szymona Marciniaka w meczu kolejki, w której łącznie sędziowie pokazali 41 kartek (ponad 5 kartoników na mecz), przeanalizowała w rozmowie z Włodzimierzem Machnikowskim Katarzyna Wierzbowska – obserwator UEFA, niegdyś międzynarodowy sędzia liniowy.

– To były bardzo dobrze poprowadzone zawody przez naszego czołowego międzynarodowego sędziego – ocenia była pani arbiter, która podkreśla przygotowanie sędziów do każdego ze spotkań. To ono najpierw pomaga im przewidzieć niektóre z zachowań piłkarzy, a później prawidłowo na nie reagować.

– Każdy sędzia zawodowy przed meczem przygotowuje się taktycznie. To są profesjonaliści. Mają rozpoznanych zawodników, taktykę drużyn, ich grę i zachowania, także zachowania trenerów. Między sobą wymieniają również doświadczenia z poprzednich spotkań. Ich przygotowanie merytoryczne i taktyczne do zawodów jest na najwyższym poziomie. Wprowadził to kiedyś Pierluigi Collina i nasi zawodowi sędziowie idą tym tropem – zaznacza.

TRENER ZARZĄDZA DRUŻYNĄ, MECZEM – ARBITER

Kto zatem jest winny zamieszania w przerwie oraz w końcówce spotkania? Czy sędzia Marciniak nie powinien jeszcze w przedbiegach studzić emocji kartkami? – Nie ma prewencyjnego pokazywania żółtych kartek – zauważa Katarzyna Wierzbowska. – Kartoniki pokazywane są za konkretne paragrafy, wynikające z przepisów gry, dodaje.

Czy jednak uznany w Europie polski sędzia nie lekceważy swojej pracy w rodzimej lidze? I ta teoria powinna zostać zapomniana. – Wszystkie występy sędziów międzynarodowych są rejestrowane i analizowane, bez względu na to, czy jest to Liga Mistrzów, czy polska Ekstraklasa – słyszymy.

– Sędzia z tak olbrzymim doświadczeniem, który jest monitorowany i znajduje się pod stałą obserwacją komitetu UEFA i FIFA, nie może pozwolić sobie na błędy. Błędy się zdarzają, bo jesteśmy tylko ludźmi. To tak, jak zawodnik nie potrafi z pięciu metrów strzelić piłki w światło bramki. Sędziowie jednak robią wszystko, by te błędy eliminować, bo są oceniani. Wszystkie błędne decyzje podlegają dogłębnej analizie i są z nich wyciągane konsekwencje – wyjaśnia była pani sędzia.

CZY PIŁKARZE ZNAJĄ ZASADY GRY W PIŁKĘ NOŻNĄ?

O ile sędzia podchodzi do meczu przygotowany zarówno taktycznie, jak i merytorycznie, tak piłkarze – zdaniem Katarzyny Wierzbowskiej – często uprawiają dyscyplinę, której zasady są im nieznane.

– Często w oczach zawodników czy kibiców sędzia popełnia błąd, a zgodnie z przepisami jest to bardzo dobra, prawidłowa decyzja – mówi obserwatorka UEFA. – Bardziej skupiłabym się zatem nad tym, co zrobić, żeby poprawić w klubach świadomość i zrozumienie przepisów. Szachtar, Real Madryt – najlepsze kluby zatrudniają byłych sędziów, którzy uczą zawodników zasad, a to pomaga im samym w trakcie zawodów.

SPRINT DO DOMU, BRAK SPRINTU W GÓRĘ TABELI

Podczas gdy prezes Mandziara zapowiada kary dla zawodników, którym wyraźnie nie wytrzymały nerwy, w Gdyni kibice cieszą się umiarkowanym spokojem. Umiarkowanym, bo do górnej ósemki wciąż brakuje przynajmniej dwóch punktów. Można je było zdobyć w Krakowie, ale zamiast jednego, przywiezionego – to również w związku z decyzją sędziego – można było też nie przywieźć nic. Remis zatem na plus.

Znacznie szybciej, niż wzbijanie się w górę tabeli, wyszedł zawodnikom Arki sobotni, ekspresowy powrót z Krakowa do Gdyni. M.in. o wyścigu z czasem po meczu, który zakończył się na 57 minut przed planowanym odlotem samolotu do Gdańska, opowiadał w studiu Radia Gdańsk menedżer drużyny, Paweł Bednarczyk.

ESKORTA POLICJI I „KEVIN SAM W NOWYM JORKU”

– Gdy wyjechaliśmy ze stadionu okazało się, że ruch wokół niego był całkowicie sparaliżowany. Wszystko stało, nie było możliwości przejazdu. Pomóc starała się policja, włączając sygnały, ale i to okazało się zbyt mało. Trzeba było więc wysiąść i „pomóc” torującym drogę autom zrobić dla nas miejsce – opowiada menedżer.

– Na lotnisko dojechaliśmy o 18:03, 17 minut przed odlotem. I niczym w filmie „Kevin sam w Nowym Jorku” biegliśmy w 24 osoby z walizkami, przez cały terminal – żartuje.

Anita Kobylińska
Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj