W klubie powinni bić na alarm. Arka dryfuje coraz bardziej w kierunku niebezpiecznej strefy, która najpierw może ją wciągnąć, a następnie doprowadzić do zatopienia. Gdyński okręt pod dowództwem Grzegorza Nicińskiego stracił sterowność, a najważniejszemu człowiekowi na żółto-niebieskim pokładzie zaczyna brakować pomysłu jak przywrócić drużynę na właściwy kurs.
NIEPOKOJĄCA METAMORFOZA
Arka od początku tego roku nie potrafi złapać wiatru w żagle. Drużyna prezentuje się dużo gorzej niż w pierwszej części sezonu. Ostatnie tygodnie to dla gdyńskich piłkarzy najgorszy moment w całych rozgrywkach. Abstrahując od miłego wyjątku, czyli udanego występu w Pucharze Polski, w lidze forma żółto-niebieskich niebezpiecznie pikuje w dół. Arka z zespołu, który na początku rozgrywek pozytywnie zaskakiwał potwierdzając, że pierwsza liga była niewłaściwym miejscem dla zawodników mających smykałkę do gry na wyższym poziomie niż zaplecze, stała się jedną z drużyn, które są kandydatami do spadku.
KONKURENCJA NIE ŚPI
Patrząc na tabelę nie można dramatyzować. Niby 12 miejsce, ale przewaga nad przedostatnią ekipą stopniała zaledwie do 3 punktów. Nie to jest jednak największym problemem, a fakt, że rywale znajdujący się w sąsiedztwie Arki prezentują lepszą formę i w ich poczynaniach widać progres. Gdynianie notują zaś regres dyspozycji, bo tak należy określić to co ugrali do tej pory wiosną. W siedmiu tegorocznych spotkaniach zdobyli zaledwie 4 punkty. Ostatnie 3 mecze przegrali. O ile z Lechem nie mieli wiele do powiedzenia, o tyle w starciach z Piastem i Górnikiem stwarzali sobie sytuacje, ale słaba postawa w defensywie sprawiała, że tracili bramki, a w efekcie punkty na własne życzenie.
JAK NIE Z GÓRNIKIEM Z TO Z KIM?
Kwintesencją marazmu w jaki popadł zespół było ostatnie spotkanie z Górnikiem Łęczna. Zespół z Lubelszczyzny, który przed przyjazdem do Gdyni zajmował ostatnie miejsce w tabeli, ośmieszył żółto-niebieskich. Pstryczek w nos należy się nie tylko zawodnikom, ale także trenerowi Grzegorzowi Nicińskiemu. Szkoleniowiec wątpliwe decyzję podejmował już w Gliwicach. W meczu z Piastem nieoczekiwanie ściągnął z boiska najlepszego zawodnika swojego zespołu Rafała Siemaszkę, co na tamtym etapie spotkania wydawało się co najmniej dziwnym posunięciem. Po porażce na Śląsku „Nitek” postanowił przemeblować cały blok obronny. W dodatku wystawił w pierwszym składzie Dawida Sołdeckiego, który poprzedni ligowy mecz rozegrał pod koniec listopada. Okazało się, że stoper przez 4 miesiące siedzenia na ławce, nie stał się lepszym piłkarzem niż w poprzedniej rundzie, kiedy do jego gry było mnóstwo zastrzeżeń.
GDZIE SĄ LIDERZY Z JESIENI?
Mecz z Górnikiem śmiało można określić mianem jednego z najgorszych w wykonaniu Arki w tym sezonie. Można gdybać co by było, gdyby Arkowcy wykorzystali swoje okazje w ataku, ale to do gry defensywnej należy mieć największe zastrzeżenia. Obrona Arki prezentowała się jakby ktoś podłączył ją do prądu. Zachowanie każdego z piłkarzy tej formacji było elektryczne. Nawet Konrad Jałocha, który zbierał pochwały prawie przez cały sezon i nadal plasuje się w czołówce bramkarzy z największą liczbą „czystych kont”, łapał piłkę jak gorącego ziemniaka, albo ruszał do niej jakby miał przypięte do nóg ciężarki. Zawodnicy, którzy jeszcze kilka temu byli liderami zespołu bladną z meczu na mecz.
KIBICE MAJĄ PRAWO BYĆ WŚCIEKLI
Kibice doskonale widzą co się dzieję i w meczu z Górnikiem dali wyraz swojemu niezadowoleniu. W pewnym momencie bardziej niż na dopingowaniu swojego zespołu koncentrowali się na wyśmiewaniu postawy podopiecznych trenera Grzegorza Nicińskiego. Szkoleniowiec, któremu nikt nie może odmówić tego, że Arkę ma w sercu i zależy mu na losie klubu niestety powoli zaczyna tracić poparcie kibiców.
NICIŃSKI MIAŁ RACJĘ
Niciński słusznie robił tonując od początku sezonu pozytywne nastroje w żółto-niebieskim środowisku. Trener na każdym kroku podkreślał, że wysokie miejsce w tabeli i dobre wyniki nieco zakłamują rzeczywistość, bo dla jego zespołu, który jest tylko skromnym beniaminkiem, sukcesem będzie pozycja w górnej ósemce ligowej stawki. Patrząc na ostatnie wyczyny Arki można mieć obawy przed wtorkowym rewanżem w półfinale Pucharu Polski. Na szczęście zaliczka wypracowana w Suwałkach jest solidna. Może udany występ i efektowne przypieczętowanie awansu do finału będzie bodźcem, który pchnie Arkę na właściwe tory. Prawda jest jednak taka, że z taką grą jaką żółto-niebiescy prezentowali w ostatnich meczach ligowy, na Stadion Narodowy w Warszawie mogą się wybrać jedynie na wycieczkę.
ZIMOWE NIEWYPAŁY
O tym, że budżet gdyńskiego klubu nie pozwala na spektakularne transfery wiemy nie od dziś, ale po cichu każdy sympatyk Arki liczył na „złoty strzał” podczas zimowego polowania transferowego. Liga jednak boleśnie weryfikuje nowe nabytki żółto-niebieskich. Przemysław Trytko na razie nie pokazuję dużo więcej niż Paweł Abbott, Josip Barisić sprawia wrażenie jakby dopiero zorientował się, że zamiast w Gliwicach jest już w Gdyni. Większych pretensji nie można mieć do Dariusza Formelli, ale on w pojedynkę Arki nie abawi. Znamienne jest to, że o sile ofensywnej decyduje Rafał Siemaszko, który w zamyśle miał zajmować jedno z ostatnich miejsc na ławce rezerwowych. Zadania trenerowi Nicińskiemu z pewnością nie ułatwiają także kontuzje. W ostatnich meczach widać jak ważnym ogniwem w żółto-niebieskim łańcuchu jest Antoni Łukasiewicz.
TYLKO SPOKÓJ NA URATUJE?
W klubie powinni szybko ocenić czy Grzegorz Nicińskie jeszcze jest w stanie wstrząsnąć zespołem czy może sięgnąć po strażaka. Na korzyść obecnego szkoleniowca Arki działa dotychczasowe podejście działaczy, których cechuje rozwaga i spokój. Ruchy, które do tej pory wykonywali pokazały, że potrafią być cierpliwi i mają duże zaufanie do ludzi, którym powierzają określone zadanie do wykonania. Pytanie, czy ta przyjazna atmosfera przy Olimpijskiej nieco nie uśpiła czujność niektórych osób.
DYŻURNY STRAŻAK W GOTOWOŚCI
W takim momencie wszystkim tym, którzy są autorami spekulacji dotyczących ewentualnego zwolnienia Nicińskiego pożywki dostarcza Czesław Michniewicz. Były trener Arki, który ostatnio stracił pracę w Niecieczy praktycznie zawsze pojawia się na meczach żółto-niebieskich, ale podczas spotkania z Górnikiem Łęczna był bardziej aktywny niż zwykle. W przewie i po końcowym gwizdku można było zauważyć go spacerującego w okolicach murawy i ławki rezerwowych jakby sprawdzał na odległość, czy będzie mu wygodnie na siedzisku zajmowanym przez Nicińskiego. Na trybunach rozeszła się informacja jakoby Michniewicz miał rzucić zdanie, że od poniedziałku przejmie stery w Arce. Czy był to primaaprilisowy żart?. Michniewicz może się uśmiechać i puszczać oko, ale w Arce nikomu do śmiechu nie jest.