Arka szuka dna. I jest już blisko. Kompromitacja gdynian w Szczecinie

Fatalny mecz rozegrali w Szczecinie rozegrali piłkarze Arki Gdynia.  Beniaminek ekstraklasy w kompromitujący sposób przegrał w Szczecinie z Pogonią 1:5. Arka pojechała do Szczecina walczyć o życie, miejsce w tabeli i posadę Grzegorza Nicińskiego. Trener żółto-niebieskich po raz kolejny potasował składem. W porównaniu z ostatnim meczem pucharowym z Wigrami Suwałkami do dwóch zmian doszło w defensywie. Na ławce zasiedli Damian Zbozień i Przemysław Stolc, a w Szczecinie od pierwszych minut zagrali Tadeusz Socha i Krzysztof Sobieraj. Niciński zmian dokonał także wśród pomocników. Słabo spisującego się Yannicka Kakoko zastąpił dotychczas nominalny obrońca – Adam Marciniak i wraz Dominikiem Hofbauerem tworzył parę defensywnych pomocników. Na skrzydle do pierwszego składu Arki wrócił Miroslav Bożok, który zastąpił na skrzydle kontuzjowanego Marcusa da Silvę.

ZIMNY PRYSZNIC

Gdynianie spotkanie rozpoczęli fatalnie. Defensywa Arki zaspała już w 2. minucie meczu. Pogoń rozpoczęła bardzo ofensywnie, a podanie na lewą stronę dostał Delev. Ten nie miał problemu z ograniem Miroslava Bożoka i dograł miękką piłkę w pole karne. Tam był już Adam Frączczak, który zupełnie niepilnowany spokojnie przymierzył i pokonał bezradnego Jałochę.

Pogoń długo z bramki się nie cieszyła. Podrażnieni gdynianie odpowiedzieli minutę później. Tym razem doskonale na skrzydle zachował się Adam Warcholak, który popisał się świetnym dośrodkowaniem w pole karne. Na 11 metrze odnalazł się Przemysław Trytko, który wyprzedził obrońcę i pewnym strzałem głową doprowadził do remisu.

DUŻO WALKI

Po bardzo efektownym początku drużyny skupiły się na budowaniu przewagi. Lepiej wychodziło to Pogoni, która dominowała w środku pola, miała również bardzo duże posiadanie piłki, a Arka skupiła się na grze z kontry. W 17. minucie Pogoń mogła wyjść na prowadzenie po raz kolejny za sprawą Adama Frączczaka. Napastnik „Portowców” znalazł się z piłką na 16 metrze, strzelił lekko, ale z ogromnymi problemami interweniował Jałocha, który sparował piłkę w kierunku autu. Kwadrans później kolejną świetną okazję zmarnowali gospodarze. W doskonałej okazji na lewej stronie boiska znalazł się Listkowski, który wyszedł sam na sam z Jałochą. Piłkarz Pogoni lekki strzałem minął bramkarza Arki, a futbolówkę z linii bramkowej wybił Sobieraj.

Pogoń była stroną dominującą, a pojedyncze akcje gdynian rozbijały się o szczelną defensywę „Portowców”, którzy jeszcze przed przerwą byli blisko objęcia prowadzenia. Tym razem fatalny błąd w środku pola popełnił Hofbauer, który starał się zagrać piłkę w poprzek boiska. Do niej dopadł Delev. Bułgar świetnie zabrał się z futbolówką, minął przed polem karnym obrońcę Arki, ale zamiast podawać, starał się strzelać i ostatecznie piłka wylądowała w dłoniach Jałochy. Pierwsza połowa zakończyła się remisem.

BLAMAŻ ARKI

Pogoń od początku drugiej części meczu była nie do zatrzymania. Gospodarze korzystali głównie z fatalnej postawy gdyńskiej defensywy. W 47. minucie Arkę po strzale Gyurcso uratował jeszcze Jałocha, ale im dalej w mecz, tym gdynianie grali coraz gorzej. Katastrofalne błędy w ustawieniu defensywy Pogoń wykorzystywała niczym w przedsezonowym sparingu.

W 53. minucie szczecinianie dopięli swego. Kolejny raz doskonale w polu karnym odnalazł się Frączczak, który precyzyjnym strzałem głową pokonał bramkarza gdynian. Można tylko domniemać o czym rozmyślała defensywa żółto-niebieskich, ale na pewno nie był to napastnik Pogoni. W 60. minucie było już 3:1. Przy tym trafieniu również można mieć pretensje do obrońców Arki. Na lewej stronie znowu z piłką odnalazł się Nunes, który podał wzdłuż pola karnego gości. Obrońcy Arki skoncentrowali się na wchodzącym na piąty metr Frączczaku, ale kompletnie zapomnieli o zamykającym akcję Delevie. Niepilnowany Bułgar dopadł do piłki i bez problemów skierował ją do bramki.

To nie był jednak koniec strzelania w Szczecinie. Kolejna akcja, kolejna bramka dla Pogoni. Podobnie jak przy trzeciej bramce, tym razem z drugiej strony boiska, piłkę w pole karne dorzucił Nunes. Najwyżej w polu karnym wyskoczył Rapa i podwyższył i tak już wysokie prowadzenie gospodarzy. Dzieła samozniszczenia dopełnił w doliczonym czasie gry obrońca Arki – Michał Marcjanik, który pokonał własnego bramkarza.

NIEMOC I BRAK WIARY. KONIEC NICIŃSKIEGO?

Podopieczni Grzegorza Nicińskiego biernie przyglądali się rozpędzonej Pogoni i mecz ostatecznie zakończył się zwycięstwem „Portowców” 5:1. To było spotkanie o być albo nie być dla trenera Nicińskiego. Spotkanie w Szczecinie pokazało, że kryzys w przypadku gdynian to bardzo łagodne określenie. Gdynianie są głównym kandydatem do spadku z ligi, a przed nimi derbowy pojedynek przeciwko Lechii Gdańsk.

Wojciech Luściński
Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj