Puchar Polski zamiast dodać skrzydeł piłkarzom Arki, na razie jest dla nich ciężarem. Zdobycie trofeum gdyńska drużyna okupiła ogromnym zmęczeniem i na ostatniej prostej walki o utrzymanie żółto-niebiescy mają problem, by utrzymać się w pionie. Historia pokazuje, że zespoły, które docierały do finału PP, w meczach ligowych zaliczały bolesne potknięcia. Margines błędu dla trójmiejskiego beniaminka staję się coraz węższy. W piątek w arcyważnym meczu Arka podejmie Górnika Łęczna, z którym 1 kwietnia przegrała u siebie 2:4.
DOGRYWKA W FINALE WYSSAŁA ENERGIĘ
120 minut gry na 100 procent na Stadionie Narodowym w Warszawie, kilka dni świętowania i w efekcie zaburzony mikrocykl przygotowań do meczu z Cracovią. To wszystko miało niebagatelny wpływ na porażkę Arki w wyjazdowym spotkaniu z „Pasami”. Na stadionie przy Kałuży zespół Leszka Ojrzyńskiego był apatyczny. Cała energia została spożytkowana w starciu z Lechem Poznań, a czasu na regenerację było bardzo niewiele. Finisz ekstraklasy odbywa się w zawrotnym tempie. Na ostatniej prostej nikt nie ma zamiaru zwalniać, a przed żółto-niebieskimi jeszcze pięć przeszkód do pokonania.
– Dzielenie się radością z kibicami, z włodarzami miasta na pewno nie jest optymalnym przygotowaniem do meczu. To była przyjemność, ale chodzenie z pucharem po mieście nie ułatwiło przygotowań do spotkania w Krakowie. Trzeba powiedzieć, że w tym przypadku nie zdaliśmy egzaminu. Miałem przeczucie, że tak to może wyglądać, że będziemy mieć problemy po tym finale Pucharu Polski. Zresztą jak spojrzymy na to, co działo się w ostatnich latach z drużynami po finale, to można było się spodziewać, że problemy też nas nie ominą – podkreśla trener Leszek Ojrzyński.
WZNIESIENIE PUCHARU POCAŁUNKIEM ŚMIERCI?
Faktycznie jeśli prześledzimy losy finalistów Pucharu Polski w meczach ligowych w końcówce sezonu okaże się, że drużyny, które walczyły o trofeum miały duże kłopoty z punktowaniem w lidze. Najbardziej dobitnym przykładem są losy Zawiszy i Zagłębia. Bydgoszczanie po zdobyciu PP w 2014 roku, w ostatnich sześciu meczach zdobyli zaledwie 1 punkt (remis 0:0 z Lechią Gdańsk). Występ w finale okazał się tragiczny w skutkach dla lubinian. Zagłębie także wywalczyło tylko punkt i po ostatniej kolejce zajmowało ostatnie miejsce w tabeli, co oznaczało spadek do I ligi.
OPTYMIZM PONAD WSZYSTKO
Arkowcy na ligowe zwycięstwo czekają od 24 lutego. Żółto-niebiescy nie wygrali w ekstraklasie od 9 meczów. Te statystki na pewno nie budują pewności siebie. Kryzys jest widoczny gołym okiem, ale także brak szczęścia w potyczkach ligowych. Fart, którego zabrakło w spotkaniach z Wisłą Płock i Piastem Gliwice, kiedy gdynianie dali sobie wyrwać wygrane w samej końcówce, zrekompensował się zespołowi Leszka Ojrzyńskiego w finale PP. Szczęściu trzeba jednak umieć pomóc.
– Do każdego meczu, który nam pozostał podchodzimy tak jak do finału z Lechem. Wtedy naprawdę wierzyliśmy, że możemy wygrać. Wiele osób myślało, że to jakieś mrzonki, ale my wiedzieliśmy, że jesteśmy w stanie to zrobić. Wiara góry przenosi – mówi Damian Zbozień, który stara się rozsiewać optymizm w żółto-niebieskiej szatni. – Jestem urodzonym optymistą. Nie lubię maruderów, którzy chodzą i narzekają, bo ściągają w dół i takim zachowaniem przyciągają złe rzeczy. Tylko pozytywnym nastawieniem i dobrymi wibracjami możemy się nakręcić na te najważniejsze spotkania – dodaje boczny obrońca Arki.
NIE ZAPOMNIELI JAK SIĘ GRA W PIŁKĘ
Uśmiechy, które nie znikały twarzy piłkarzy Arki po powrocie z Warszawy, od meczu z Craocivą ustąpiły miejsca powadze i koncentracji. Zawodnicy mają świadomość, w jak trudnym położeniu znaleźli się po porażce „Pasami” i jak trudna przeprawa przed nimi na każdym z ostatnich przystanków w drodze do utrzymania w ekstraklasie. Żółto-niebiescy mają jednak poczucie, że drzemią w nich jeszcze rezerwy, które uda się wykrzesać w najważniejszych momentach.
– Jesteśmy świadomi swoich umiejętności. To nie jest tak, że wygraliśmy z Lechem, a później przegraliśmy z Cracovią i nagle jesteśmy słabymi piłkarzami. My jesteśmy pewni siebie. Teraz gramy u siebie, będą z nami kibice, którzy dodadzą nam skrzydeł. Zresztą spotkali się z nami po treningu i nas motywowali. Mówili, że w nas wierzą. Każdy z zawodników zdaję sobie sprawę, że gramy dla kibiców, dla miasta, ale także o swoją przyszłość.
ZATRZYMAĆ BONINA
Przed Arką spotkanie z Górnikiem Łęczna, któremu z żółto-niebieskimi gra się wygodnie. Zespół z Lubelszczyzny spośród wszystkich ekstraklasowych przeciwników najlepszy bilans ma właśnie z gdynianami. W Lublinie padł bezbramkowy remis, a przy Olimpijskiej drużyna prowadzona przez Franciszka Smudę wygrała 4:2.
– To będzie ciekawy mecz. Ostatnie spotkania z zespołem z Łęcznej obfitują w dużą liczbę bramek. Tu będą akcje w jedną i drugą stronę. Górnik ma ofensywnych zawodników. Szczególnie musimy uważać na Grzegorza Bonina, który przeżywa drugą młodość. Zdobył w Gdyni piękną bramkę. Jest liderem tej drużyny i na niego musimy szczególnie zwrócić uwagę. W ataku są też Śpiączka, Ubiparip, Grzelczak. Trener Smuda ma w czym wybierać. Oni przegrali ostatni mecz w lidze i będą chcieli u nas wygrać tak samo jak my- ocenia trener Leszek Ojrzyński.
Mecz 33. kolejki Lotto Ekstraklasy Arka – Górnik w piątek o 20:30 na Stadionie Miejskim w Gdyni.