Kilkukrotnie po porażkach zarzekał się, że kończy z boksem. Córki mówiły „tata przestań”, ale on bez boksu nie potrafi żyć. Tomasz Adamek wraca po ponad roku od ciężkiego nokautu, jaki sprawił mu Eric Molina.
Legendarny trener Mike’a Tysona, Cus D’amato mawiał: „Każdy wielki mistrz bokserski, nie ważne w jakim jest wieku, ma w swoim rękawie asa, którego potrafi użyć w momentach kryzysu”. Tomasz Adamek niewątpliwie należał do wielkich czempionów, którzy ów asa posiadali. Wygrywał mistrzostwo świata kategorii pół ciężkiej i junior ciężkiej. Pokonywał po wielkich bojach znakomitych pięściarzy – Paula Briggsa, Steve’a Cunninghama, Chrisa Arreolę. Przed laty ulegał tylko najlepszym z najlepszych – Chadowi Dawsonowi (2006) i Witalijowi Kliczce (2010). Od kilku lat jest jednak nie tylko na marginesie wielkiego sportu, ale także na skraju wiarygodności stawianych deklaracji. Czy w swoich rękawicach, ma pochowane asy o których mówił Cus D’amato?
BYŁ U SZCZYTU, ALE NIE W CIĘŻKIEJ
Cofnijmy się do roku 2009. Tomasz Adamek jest u szczytu sławy i sukcesów na zawodowych ringach. Właśnie dostał prestiżowy pas bokserskiego magazynu The Ring, przyznawany przez grono najbardziej uznanych ekspertów. Chwilę później gładko pokonał Amerykanina Bobby Gunna. We wszystkich telewizjach leci wówczas powtórka znakomitej kombinacji ciosów, którą z podobną szybkością i wybitną precyzją, wykonywali tylko najznakomitsi. W kategorii do 91 kilogramów, Adamek zdobył wszystko co mógł – pas mistrza świata, pozycję absolutnej gwiazdy, nokaut roku na Johnathonie Banksie, po ciosie, którego nikt nie widział. Ambicja sportowa i realia finansowe pchały więc Adamka do wagi ciężkiej, gdzie czekały dużo większe pieniądze. I to zdaniem wielu obserwatorów, był początek końca wspaniałej kariery.
PRZEZ KLICZKĘ DO KOŃCA WIELKOŚCI
„Waga ciężka to nie przelewki, tutaj jeden cios może złamać ci karierę” – mówił były mistrz świata WBO Lamon Brewster, który w ringu stracił oko. Adamek, przenosząc się do tej wagi, wiedział, że naturalnym „ciężkim” nie jest i będzie bazował nie na sile ciosu, nie na imponujących warunkach fizycznych (najwięksi w wadze ciężkiej bywają od niego 20 cm wyżsi), a na szybkości. Ta jednak dotychczas ewidentnie nie była wystarczającym atutem. Pojedynki z przeciętnymi pięściarzami, które Adamek wygrywał, ale których fragmenty niebezpiecznie zbliżały się do nokautu na Polaku, jasno dawały do zrozumienia, że „Góral” jest silny, ale w niższych kategoriach wagowych. Wtedy też nadeszła najgorsza decyzja w jego sportowej karierze – pojedynek z Witalijem Kliczką. Widowisko było jednostronne, zakończyło się w 10 rundzie przez poddanie, po lawinie ciosów które spadały na głowę Polaka. A o tym, że wspomniany kilka zdań wcześniej Brewster miał rację, mieliśmy się przekonać za kilka miesięcy. Adamek wygrywał, ale kontrowersyjnie i bez polotu. Stracił szybkość, pracę nóg, coraz większe kłopoty miał ze spójnym budowaniem zdań w wywiadach. Swoją przygodę z boksem kończył trzykrotnie – po porażkach z Kliczką, Arturem Szpilką i Erikiem Moliną. Zarzekał się, że jeśli będzie tracił swoje atuty, odejdzie. Został.
BOREK ODRESTAUROWAŁ GÓRALA
Gdy wydawało się, że kariera sportowa Tomasza Adamka dobiegła końca, z ambitnym pomysłem wyszedł dziennikarz Mateusz Borek. Wykorzystując swoje kontakty, załatwił Adamkowi profesjonalny obóz w Osadzie Śnieżka w Karkonoszach. Ziemniaki i sos robiony przez mamę, Adamek zastąpił jedzeniem fit. Przygotowania do walk naszego byłego mistrza, prowadzi dr Jakub Chycki – autorytet w dziedzinie fizjoterapii, aktywności fizycznej. Zmienił się także trener – Rogera Bloodwortha, zamienił Gus Curren, który twierdzi, że Polak znów może być wielki. I rzeczywiście – filmy promocyjne, które co jakiś czas pojawiają się w Internecie, pokazują tytaniczną pracę, jaką wykonuje tercet Adamek – Chycki – Curren. Z sobotnim przeciwnikiem – Solomonem Haumono, Adamek z wielkim prawdopodobieństwem wygra. To zwyczajnie pięściarz III-ligowy, dysponujący bardzo silnym ciosem. Kluczowe wydaje się jednak to, w jakim kierunku skieruje swe kroki po 24 czerwca.
ODEJŚĆ CZY PRÓBOWAĆ?
Historia Tomasza Adamka nie ma wyraźnej puenty sportowej. Góral nie zdobył upragnionego pasa mistrza świata wagi ciężkiej i wiele na to wskazuje, że już przed taką szansą nie stanie. Jego losy w ostatnich latach to trochę kopia tych Andrzeja Gołoty – ciągła wiara w to, że jeszcze jest szansa, że jeszcze można być wielkim. Nawet wtedy gdy wielkość zabiera upływający czas. Ten dylemat gryzie Adamka – odejść i żałować braku podjęcia próby, czy zaryzykować zdrowiem, renomą, nazwiskiem? Oby puenta tej historii miała inne odcienie niż smutne Andrzeja Gołoty.