Kibice Lechii na taką inaugurację sezonu czekali od 9 lat. Biało-zieloni w końcu zwycięsko rozpoczęli rozgrywki. W piątek pokonali na wyjeździe Wisłę Płock 2:0. Wynik spotkania otworzył Marco Paixao, a wynik ustalił Mateusz Matras. Lechia zagrała na „chodzonego”, ale była niezwykle skuteczna w ofensywie i to wystarczyło do zwycięstwa.
„Gra się tak jak przeciwnik pozwala” mawiał niegdyś słynny trener reprezentacji Polski Kazimierz Górski. W piątek przeciwnik Lechii pozwalał na wiele. Na prawej stronie szalał Paweł Stolarski. Młody obrońca doskonale odnajduje się w ofensywie, co zaowocowało asystą przy trafieniu Paixao. Trochę zabrakło natomiast w defensywie, czego efektem były dwie dogodne sytuacje Arkadiusza Recy.
WISŁA ZOSTAŁA W SZATNI
Brak pomysłu na rozegranie, fatalne ustawienie w obronie i czerwona kartka – to obraz Wisły w starciu z biało-zielonymi. Podopieczni Jerzego Brzęczka najwidoczniej zostali w szatni, bądź – jak wskazuje portal weszlo.com – mentalnie w dalszym ciągu są na obozie przygotowawczym. Trudno się nie zgodzić. Każdy rajd wspomnianego Stolarskiego powodował drżenie nóg u obrońców gospodarzy. Już pierwsza groźniejsza sytuacja zakończyła się celnym trafieniem Marco Paixao.
Im dalej w las tym więcej błędów po stronie płocczan. O fatalnym ustawieniu Wisły w obronie świadczyła także druga bramka dla Lechii. Antybohaterem tej akcji, ale i całego meczu został „dowódca” Wisły – Dominik Furman. Kapitan najpierw nie upilnował Mateusza Matrasa, który w dziecinny sposób oszukał jego i Seweryna Kiełpina, a następnie postanowił łokciem uderzyć jednego z braci Paixao. Całej sytuacji przyglądał się sędzia meczu, który Furmana wyrzucił z boiska.
STATYCZNA LECHIA
Biało-zieloni wygrali, a zwycięzców się nie sądzi. Można mieć wątpliwości jedynie co do stylu. Mozolne rozgrywanie piłki w poprzek boiska i kilka niewykorzystanych sytuacji kole w oko, ale kibice nie powinni mieć powodów do obaw. Drużyna Piotra Nowaka zaprezentowała solidny i przemyślany futbol. Biało-zieloni wyprowadzili dwa mocne sierpowe i to na szczęście wystarczyło na nieobecną Wisłę pomimo nieco statycznej postawy.
PESZKO MOŻE DRŻEĆ O MIEJSCE W SKŁADZIE
Świetnie w Płocku zaprezentował się Lukas Haraslin. Słowacki skrzydłowy niemal jak na treningu mijał obrońców Wisły i odnajdywał się w dogodnych sytuacjach. Za każdym razem brakowało jednak ostatniego podania lub celnego strzału. Występ Słowaka trzeba jednak zapisać in plus. Haraslin godnie zastąpił Sławomira Peszkę, który będzie musiał pauzować jeszcze przez najbliższe trzy spotkania. Może się jednak okazać, że reprezentant Polski będzie miał problem z powrotem do wyjściowej jedenastki przy tak grającym Słowaku.