Trzeci, czwarty, piąty – zacząłem spoglądać na palce lewej ręki, w których po setnym kilometrze utraciłem czucie. Kierownica trzymana mocno (i pewnie nie do końca umiejętnie) plus dystans zrobiły swoje. Tak, ja też mam swoje Tour de Pologne. I w najbliższych dniach zrobię wiele, żebyście się o nim dowiedzieli.
Spodziewajcie się, że mnie poznacie. Od dziś przez najbliższe kilka dni będę was zalewał relacjami z mojej rowerowej podróży. Usłyszycie mnie na antenie, tutaj zobaczycie zdjęcia. Ale nie martwcie się, to będzie dobra zabawa. No to jedziemy.
…SWEGO NIE ZNACIE
Cudze chwalicie, swego nie znacie… Dopadło mnie to porzekadło bardzo wcześnie, bo już na 30 km trasy 1 etapu. Niby całe dzieciństwo miałem te tereny pod nosem, ale żyjąc w Starogardzie rzadko zapuszczaliśmy się w kierunku Osiecznej i Śliwic. I był to niewybaczalny błąd – kto szuka wdzięcznego a nie tandetnego folkloru, swobody i życzliwości społeczności lokalnej, a także uroku kociewskiego, niezmąconego dyktowanymi trendami, znajdzie je właśnie w gminie Osieczna.
80-letni pan siedzący na krześle pewnie otrzymanym w schedzie po nieistniejącym już ośrodku wypoczynkowym, malujący o 8 rano bramę swojej posesji – to obrazek dnia. Szkoda, że nieuwieczniony na zdjęciach.
DWA RODZAJE HISTORII
Wypada zapytać Czesława Langa, dlaczego Tour de Pologne rokrocznie omija Chełmno, które na 92 km było naszym kolejnym przystankiem?! Przewyższenia 7-12 proc., których nie powstydzono by się pewnie w samej Bukowinie lub Karpaczu, tereny warte pokazania światu i historia: ta chwalebna (gotycko-renesansowy ratusz), przeplatająca się z
socrealem (betonowe bloki). Tutaj czas się zatrzymał. Kolejka w barze mlecznym, kilkunastu zniecierpliwionych turystów i… pan, który nakładając kaszę gryczaną z kotletem mielonym sugeruje, że nie zamierza się spieszyć.
DRUGI DZIEŃ I WĄTPLIWOŚCI
Nogi pobolewają, wspomniane palce nie wróciły jeszcze do pełnej sprawności, ale życzliwość ludzi u których regenerowaliśmy siły w Toruniu – wzorcowa. Ona ma wpłynąć na morale, bo drugi dzień to aż 180 km kręcenia. Jeśli się uda, to skończymy nad jeziorem Jeziorsko na wysokości Łodzi. Ten etap to jednak nie przelewki, zapowiadany upał będzie chciał pokrzyżować plany, a my z kolei – chcąc dojechać na czas – pewnie z bólem serca zrezygnujemy ze zwiedzania kilku punktów.
Paweł Kątnik