Odwiedził Rzym, nigdy nie rozstaje się z różańcem. Leszek Ojrzyński: „Po pielgrzymce byłem nie do poznania” [PIŁKARSKI WTOREK]

Twarda ręka, jaką prowadzi żółto-niebieską szatnię, wizerunkowo zupełnie nie idzie w parze z tym, jaki prywatnie jest trener Arki. Leszek Ojrzyński, szalejący z emocji przy linii bocznej podczas większości spotkań, oddaje się modlitwie, gdy w jego stronę nie są skierowane telewizyjne kamery. – Wiara jest w życiu potrzebna – mówi do mikrofonu Radia Gdańsk.
2 maja 2017 roku, Stadion Narodowy. Arka jest od krok od zdobycia Pucharu Polski w meczu z Lechem Poznań, prowadząc 2:0 po bramce Zarandii. W pewnym momencie, podczas transmisji telewizyjnej, kamera robi zbliżenie na trenera żółto-niebieskich – a ten z całych sił ściska w ręku różaniec.

Posłuchaj audycji:

POŚWIĘCONY PRZEZ JANA PAWŁA II

– Zawsze mam go na szyi – przyznaje Leszek Ojrzyński, komentując obrazek, który zaimponował kibicom. – Kiedy zaczynałem pracę w Ekstraklasie, dostałem go w prezencie od swojego przyjaciela, który był w Rzymie. On sam dostał go wcześniej od swojej mamy. Miałem go przy sobie podczas pierwszego meczu, gdy debiutowałem na Cracovii. Wygraliśmy, strzeliliśmy bramkę w ostatniej minucie. Od wtedy, od 2011 roku, ten sam różaniec jest ze mną praktycznie w każdej chwili – zdradza.

Różaniec, z którym nie rozstaje się trener Arki, nie tylko jest prezentem od przyjaciela. Poświęcony został przez papieża Jana Pawła II. – Tym większą ma dla mnie wartość, bo to był wielki Polak. Miałem okazję być dwa lata temu w Rzymie, byłem na jego grobie – mówi trener.

– Wiem, że to jest kibic Cracovii. Odwołałem się do Jana Pawła II na konferencji po meczu w Krakowie, dziękując mu za to, że szczęście sprzyjało tym razem mojej drużynie, Koronie, a nie jego Cracovii – zażartował.

ODMIENIŁA GO PIELGRZYMKA

Ze swoją wiarą trener żółto-niebieskich ani się nie kryje, ani nie obnosi. – Dużo przeżyłem – mówi do naszego radiowego mikrofonu. – Byłem na pielgrzymce do Santiago de Compostela, przez sześć dni zaliczyłem 223 kilometry. Gdy codziennie wstawałem o 6:00 rano i ruszałem w trasę, już do 10:00 potrafiłem zmówić trzy różańce.

Gdy był w trasie, będąc o krok od utraty posady w Kielcach, zatelefonował do niego prezes klubu. Trener telefonu nie odebrał, bo jak mówi, był to moment na wyciszenie. Po trzech kolejnych meczach nie prowadził już Korony, lecz jak przyznaje, pielgrzymka była czasem na medytację i okazała się doświadczeniem jedynym w swoim rodzaju.

– Gdy wróciłem po tych sześciu dniach, byłem nie do poznania. Nie chodzi tylko o wygląd, bo schudłem sześć kilo i wyglądałem może trochę szczuplej, ale przede wszystkim byłem zupełnie innym człowiekiem jeśli chodzi o duchowość – przyznaje.

Pielgrzymkę wspomina z nostalgią i planuje kolejne. – Byłem sam z kilometrami, sam z drogą, sam z przemyśleniami. Przez tak krótki okres czasu doświadczyłem rzeczy niewyobrażalnych. To ciężkie do wytłumaczenia, trzeba to przeżyć samemu – mówi trener.

CARPE DIEM

Jego filozofia życiowa wydaje się być bardzo prosta. Współpraca, wzajemny szacunek i radość z życia to trzy zasady, jakie z ręki trenera rządzą obecnie w gdyńskiej szatni.

– Miałem dwa poważne wypadki samochodowe i byłem blisko tego, by znaleźć się po drugiej stronie – zdradza trener. – Ostatecznie tak tragicznie nie było, ale jak się analizowało jak mogło się to skończyć, to dziękuję opatrzności, że nadal tutaj jestem – mówi.

I w związku z powyższym dodaje: – Z życia trzeba wycisnąć jak najwięcej. Zrób wszystko tak, jakbyś dzisiaj miał się pożegnać – radzi swoim zawodnikom, choć wie, że nie jest to postawa łatwa do przyjęcia.

PROSIŁ O KAPELANA

Nowy sezon piłkarze Arki rozpoczęli od mszy świętej, prosząc o pomyślność, poprzedni – zakończyli dziękując na mszy za zdobyty Puchar Polski oraz utrzymanie w wEkstraklasie. Gdy zaś dołączył do gdyńskiej drużyny, trener Leszek Ojrzyński upomniał się o kapelana.

– Wchodząc do szatni Arki zauważyłem nad drzwiami krzyż, więc poruszyłem ten temat. Oficjalnego kapelana nie mamy, ale jest ksiądz, który jest bardzo blisko drużyny – informuje trener.

– Zawsze trafią się w twojej drużynie zawodnicy, którzy również stawiają Boga na pierwszym miejscu i dla nich jest to ważne – mówi. – Cieszę się, bo mam w zespole kilku bardzo mądrych zawodników: i życiowo, i sportowo, i z cechami przywódczymi. Jeśli nikt się nie pogubi i będzie między nami dobra współpraca, to powinno być naprawdę dobrze – mówi z optymizmem.

BIAŁO-ZIELONE DEBIUTY

Choć w lidze Arka odnotowuje kolejne remisy, żółto-niebiescy zapewnili swoim kibicom sporo radości wygrywając w meczu pucharowym ze Śląskiem Wrocław. W Gdańsku, choć sytuacja nadal jest mocno napięta, działacze Lechii zadbali o pozytywny akcent i przywitali nowych zawodników.

W poniedziałkowym starciu z Pogonią po raz pierwszy w biało-zielonych barwach wybiegli na boisko Błażej Augustyn i Patryk Lipski. Ten pierwszy rozpoczął spotkanie w wyjściowej jedenastce, drugi na swoją szansę musiał zaczekać do 63. minuty. Choć na byłego zawodnika Ruchu Chorzów chrapkę miało kilka ekstraklasowych drużyn, on sam ostatecznie wybrał Gdańsk.

Do Lechii do końca sezonu 2017/18 wypożyczony został także młodzieżowy reprezentant Szwajcarii, Joao Oliveira. Dla 21-letniego zawodnika FC Lucern to pierwszy klub poza Szwajcarią.

Na „Piłkarski wtorek” zapraszamy na antenę Radia Gdańsk co tydzień o godz. 14:05.
 

Anita Kobylińska
Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj