Marcodependencja. Lechia uzależniła się od Portugalczyka

Strata dwóch środkowych obrońców i dwóch środkowych pomocników – to najczęstsze usprawiedliwienie słabego początku sezonu w wykonaniu Lechii. Jednak to nie defensywa jest największym problemem biało-zielonych. Gdańszczanie są uzależnieni od Marco Paixao. Tylko pięć bramek w pięciu meczach zdobyła Lechia w tym sezonie. Z zespołów, które w tabeli są nad biało-zielonymi, tylko Arka Gdynia i Wisła Płock mają słabszą statystykę trafień do siatki (odpowiednio 4 i 3). Nawet ostatni w tabeli Piast Gliwice, który nie potrafił jeszcze wygrać meczu w obecnych rozgrywkach, ma na koncie 5 goli.

BYŁO ICH KILKU, ZOSTAŁ TYLKO JEDEN

Gdańszczanie w poprzednim sezonie imponowali siłą rażenia w ataku, zwłaszcza na początku rozgrywek. W pięciu pierwszych spotkaniach zdobyli dziewięć bramek, a co ważniejsze – odpowiedzialność za trafianie do siatki rozkładała się na wielu zawodników. Strzelali: Grzegorz Kuświk, Rafał Wolski, Milos Krasić oraz Flavio i Marco Paixao. Pierwszy ostatni raz w lidze gola zdobył jeszcze w lutym, drugi w tym sezonie jeszcze nie zagrał, trzeci przestał grać po drugiej kolejce (ostatnio 12 minut przeciwko Pogoni Szczecin), a Flavio ostatni raz do siatki trafił wtedy, kiedy Kuświk, czyli 25 lutego. Nic nie można zarzucić jego bratu. Marco to aktualnie podpora Lechii – w obecnych rozgrywkach jest odpowiedzialny za 80 procent goli swojego zespołu. Poza nim strzelił jeszcze tylko Mateusz Matras – w pierwszej kolejce po fatalnym błędzie Seweryna Kiełpina.

ZACHOWAWCZA GRA I GORSZE WYNIKI

Biało-zieloni są uzależnieni od goli Paixao. Piotr Nowak nie potrafi wzbudzić w zespole takiej determinacji, jaką drużyna miała na początku jego pracy, kiedy w Warszawie przeciwko Legii zagrała trzema napastnikami. Już w końcówce poprzedniego sezonu wydawało się, że szkoleniowiec gra zbyt zachowawczo, ale wtedy broniły go wyniki – Lechia nie straciła gola w ani jednym meczu rundy finałowej. Teraz gdańszczanie mają dużo bardziej dziurawą obronę (chociaż w zeszłym sezonie w pięciu meczach stracili o jednego gola więcej), a w ostatnim meczu w Szczecinie w pierwszym składzie było aż siedmiu zawodników defensywnych. Efekt został osiągnięty – mecz zakończył się bez straty bramki – ale był również spodziewany skutek uboczny – nie udało się jej także zdobyć. Drużyna jest uzależniona od goli Marco Paixao, ale Portugalczyk nie jest typem napastnika, który sam potrafi wykreować sobie sytuację bramkową. Potrzebuje podań od partnerów, a tych ostatnio zaczyna mu brakować. Nadzieją na lepsze jest przyjście Patryka Lipskiego i spodziewany powrót do zdrowia Rafała Wolskiego.

PRZEŁAMANIE NA BENIAMINKU?

Lechia z drużyny, która miała jedną z najsilniejszych linii ataku w Polsce, stała się zespołem zależnym od formy jednego zawodnika. Gdańszczanom trudno będzie o lepszą okazję do przełamania, niż mecz na własnym stadionie z Sandecją Nowy Sącz. Niełatwo także znaleźć lepszy sposób na uspokojenie sytuacji wokół klubu niż wysokie zwycięstwo – takie, jakie Lechia odnosiła w poprzednim sezonie nieraz. Ale czy tamta drużyna jeszcze istnieje?

Początek meczu Lechia Gdańsk – Sandecja Nowy Sącz o 18:00 na Stadionie Energa w Gdańsku.

Tymoteusz Kobiela 
Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj