Nie żyje Adam Wójcik. Jeden z najlepszych w historii polskich koszykarzy. W latach 2004-07 zawodnik Prokomu Trefl Sopot. Dwukrotnie uznany najlepszym koszykarzem Pomorza. Zmarłego sportowca wspomina Włodzimierz Machnikowski.
Wója (do tej pory nie wiem, czy przez „u” czy „ó”) poznałem osobiście, gdy został zawodnikiem Prokomu Trefl. Pamiętam oficjalną prezentację. Adam w jasnym sweterku, trochę onieśmielony, ale bardzo zadowolony. Podpisywał dobry kontrakt z najlepszą wówczas polską drużyną, z którą wkrótce miał rozgrywać mecze Euroligi.
DUMNY OJCIEC Z ZARAŹLIWYM UŚMIECHEM
Pamiętam Go jako bardzo pozytywnego człowieka z zaraźliwym uśmiechem. Adam śmiał się przede wszystkim oczyma… Jako dumnego ojca nastoletnich bliźniaków, którzy poszli w ślady taty. Jasiek i Szymon trafili już do młodzieżowych reprezentacji Polski, a ostatnią podróż z ojcem odbyli we wrześniu ubiegłego roku. Rodzice odwieźli ich do koszykarskiego ośrodka we Francji. Tam badaniom, trochę przypadkowo, poddał się także ojciec, u którego wykryto białaczkę. W czerwcu tego roku terapia przyniosła znaczną poprawę, w lipcu choroba zdawała się być w odwrocie.
TO NIE MOŻE BYĆ PRAWDA
Kilka dni temu stan zdrowia Adama pogorszył się gwałtownie. Zmarł w sobotę 26 sierpnia nad ranem. Przeżył zaledwie 47 lat. Był znakomitym koszykarzem i fajnym facetem. Wydaje się , że to wszystko nieprawda, że swoim słynnym „hakiem” Wójo natchnie do gry jeszcze wielu swoich przyszłych następców, że sympatycznym uśmiechem rozwiąże kolejny problem…
Niestety to prawda. Adam nie będzie już niczego rozwiązywał, nie będzie też cierpiał. Na pewno Jaśkowi i Szymkowi będzie kibicował z sektora „Niebo”.
Włodzimierz Machnikowski/pkat