Przez 80 minut Lechia wyglądała tak, jakby grała przeciwko trenerowi Nowakowi. Tego, co oczekuje szkoleniowiec, starczyło jedynie na bramkę Oliveiry. Jeśli przed spotkaniem z Wisłą pytań było wiele, to teraz jest ich już cała masa. Zwalniać czy zostawić? Trenera czy piłkarzy? Trudno oprzeć się jednemu wrażeniu. Im donioślej trener Piotr Nowak deklaruje, że dla zawodników nie do końca skoncentrowanych na futbolu, nie będzie miejsca na boisku, tym oni (a przynajmniej ci co występują na placu gry), wyglądają gorzej. I tak powstaje błędne koło.
BŁĘDNE KOŁO PIERWSZEJ CZĘŚCI
Gdańszczanie bardzo nie chcieli stracić gola, ale w tej kalkulacji zabrakło czegoś więcej niż tylko asekuracyjnego grania w poprzek boiska. Bo i owszem, posiadanie piłki po 45 minutach było na korzyść biało-zielonych, to jednak nie przekładało się na sytuacje do zdobycia bramki. Do przerwy więc prowadziła Wisła, czyli drużyna zwyczajnie silniej pragnąca w sobotnim spotkaniu zwyciężyć. Można by skupić się na tym, kto kogo zmienił i jakich roszad względem poprzednich spotkań dokonał trener Nowak. Ale jeśli przyniosły jakikolwiek skutek, to w pierwszej odsłonie na pewno bardziej negatywny niż pozytywny.
JAK W KIEPSKIM SERIALU
Festiwal ze zwalnianiem trenera przypomina trochę serial Moda na Sukces. Niby każdy dzień przynosi nowy odcinek i scenariusz, a jednak gra aktorska podobna do tej z ostatniej odsłony. Fabuła więc wciąż pozostaje niezmienna. Trener, w którego uderza się ze wszystkich stron – piłkarzy, dziennikarzy, kibiców – dzielnie próbuje wszystko poukładać i obronić nadszarpnięty autorytet, ale wydaje się że – pozostając przy terminologii aktorskiej – obsada tego spektaklu jakby już zdemotywowana do grania, a i widzowie wiedzący, że sztuka sztuką nie jest.
PYTANIE KLUCZ: RAZEM CZY OSOBNO?
Lechia przegrała kolejno z Cracovią, Śląskiem, Bytovią i Sandecją, w międzyczasie urwała punkty Górnikowi i Pogoni i teraz szczęśliwie zremisowała z Wisłą. To za mało na aspiracje klubu. Nie ma sensu zajmować się oczywistościami, jakimi niewątpliwie jest słaba postawa zespołu i rozłam na linii trener – piłkarze. Pytanie kluczowe brzmi, czy ten tandem będzie w stanie jeszcze sprawnie funkcjonować, bo przecież, że kiedyś potrafił to wiemy. I odrobinę tej poprawności wykrzesał w 79. minucie, kiedy Oliveira wyrównał na 1-1.
Potencjał na wielkie rzeczy zatem jest, trzeba tylko znaleźć wspólny język i uwierzyć, że w tym składzie personalnym i z takim trenerem, jeszcze można radować się futbolem. Póki co, większość minut to męczarnia biało-zielonych, ale zakończona drobnym promykiem nadziei, czyli remisem 1-1. Promykiem, być może zwiastującym, że nad gdański futbol z Piotrem Nowakiem jako sternikiem, jeszcze nadejdzie pełne słońce.
Paweł Kątnik