Nie zabrakło ambicji, woli walki, ale to nie był ich dzień. Chojniczanka w bardzo zdecydowany sposób została odarta z marzeń o półfinale Pucharu Polski. O jednostronnym przebiegu zdecydowała fatalna postawa defensywy gospodarzy. W Chojnicach pucharowe rozgrywki wywołują przede wszystkim wspomnienia. 15 tys. ludzi, bramka Zbigniewa Bońka i równorzędną, ale przegraną walka z ówczesnym Mistrzem Polski, Widzewem Łódź. Ale to działo się blisko cztery dekady temu, mecz z Górnikiem był próbą sforsowania i usunięcia w cień tamtej historii. We wtorkowy wieczór, niespodzianki jednak nie było.
O PRZEJŚCIE DO HISTORII
Nim senna z początku publiczność, zdążyła się rozgrzać, lider klasyfikacji strzelców Ekstraklasy – Igor Angulo, miał skompletowane dwie bramki. Chojniczanka w tej edycji Pucharu Polski, rozkręcała się zawsze pod koniec meczów, więc kibice z nadziejami spektakularnego powrotu, przy wyniku 0:2, oczekiwali drugich 45 minut. Ale Górnik w kwestii snajperskich popisów, przed wtorkowym spotkaniem, był dla Pomorzan równorzędnym rywalem. W Ekstraklasie strzela najwięcej goli (28) i tę skuteczność w bezwzględny sposób zaprezentował w Chojnicach.
– Swoje sytuacje mieliśmy, sam miałem ze dwie, przy większym szczęściu ta piłka by wpadła do bramki. Ale na pewno szwankowała gra całego zespołu w defensywie. Za łatwo traciliśmy te bramki – mówił ten na którego skuteczność w Chojnicach liczono, Tomasz Mikołajczak.
GÓRNIK JAK BOKSER
W bardziej dosadnych słowach wypowiadał się strzelec wspaniałej, ale jedynej bramki dla Chojniczanki, Patryk Kieruzel. – Zawodnicy Górnika są jak wyrachowany bokser, w ostatnich dwóch meczach punktują nas bardzo mocno – zauważył Kieruzel.
Wynik 1-3 na własnym stadionie praktycznie przekreśla szanse Chojniczanki na awans do następnej rundy. W Zabrzu, będzie trzeba się pokusić o trzybramkowe zwycięstwo, co przy obecnej dyspozycji wicelidera Ekstraklasy, wydaje się mało prawdopodobne.