Gol co 91 minut – to średnia, którą pochwalić może się Antoni Łukasiewicz. Pomocnik zawdzięcza ją jednak nie instynktowi snajpera, a temu, że wykorzystał jedyną poważną szansę, którą jak do tej pory dostał. Po raz pierwszy w meczu ligowym wyszedł w podstawowej jedenastce i nie zawiódł, a w dodatku wyrównał już swój wynik strzelecki z ostatnich dwóch sezonów. Łukasiewicz nigdy nie należał do bramkostrzelnych zawodników, choć zazwyczaj miał dużo więcej czasu na strzelanie goli, bo w ostatnich trzech latach był podstawowym pomocnikiem Arki.
„ADMIRAŁ” STRZELA – ARKA PUNKTUJE
Jeszcze w pierwszym sezonie na poziomie I ligi w żółto-niebieskich barwach Łukasiewicz opuścił tylko jedno spotkanie – nie zagrał w przedostatniej kolejce przez zawieszenie za cztery żółte kartki. Dokładnie tyle samo uzbierał bramek. Gole strzelał GKS-owi Tychy, Miedzi Legnica, Dolcanowi Ząbki i Flocie Świnoujście, a każde z trafień zapewniało Arce punkty (trzy zwycięstwa jedną bramką i jeden remis 4:4).
Rok później znów był bliski zagrania w każdym ligowym spotkaniu w sezonie, ale w 20. kolejce musiał pauzować za żółte kartki, a nie wystąpił także w przedostatnim meczu rozgrywek. Gorzej było także pod względem liczby bramek – tym razem trafił tylko raz – ale kolejny raz na wagę trzech punktów. Arka wygrała z Dolcanem 3:2.
PROBLEMY W EKSTRAKLASIE
Dużo słabiej wyglądały występy Łukasiewicza na poziomie ekstraklasy. Po awansie pomocnik zagrał w dwudziestu sześciu meczach i ponownie tylko raz wpisał się na listę strzelców. Jak do tej pory był to jedyny przypadek, w którym Łukasiewicz strzelił, a Arka skończyła mecz bez choćby jednego punktu, bo po skandalu sędziowskim wywołanym przez Szymona Marciniaka, przegrała z Jagiellonią 2:3.
W obecnych rozgrywkach sytuacja 34-latka wyglądała fatalnie. Do połowy sezonu zasadniczego pojawił się na murawie tylko raz – w ostatniej minucie meczu przeciwko Górnikowi Zabrze. Dwukrotnie wystąpił w Pucharze Polski, ale to w żaden sposób nie zmieniło jego sytuacji. Do „11” trafił dopiero w 16. kolejce na mecz ze Śląskiem i wygląda na to, że miejsce w niej utrzyma. Łukasiewicz strzelił gola i – jak zwykle w takich okolicznościach – Arka wygrała 2:1.
WYKORZYSTANA SZANSA
To dopiero pierwszy ligowy występ „Admirała” w poważnym wymiarze czasowym i Łukasiewicz zdecydowanie nie zawiódł, choć momentami miał duże problemy w grze przeciwko dobrym technicznie zawodnikom Śląska. Pokazał jednak, że może być mocnym punktem żółto-niebieskich i – co najważniejsze – dał Arce zwycięstwo.