Jeśli można polec bez większej historii, to na pewno przeciwko Górnikowi, zrobiła to Chojniczanka. Mając świadomość siły rywala i beznadziejnego położenia po pierwszym meczu, zawodnicy z Pomorza nie podjęli dostatecznie wyraźnie rękawic. Ta sztuka nie udała się, bo po prostu nie mogła się udać. Nie zawsze same chęci wystarczą.
ZBYT SROGO POTRAKTOWANI
Brakowało doświadczenia, umiejętności, a one od początku całego dwumeczu, były po stronie lidera Ekstraklasy. Nawet remisowa, pierwsza połowa drugiego meczu, zdawała się być grana pod dyktando 14-krotnego Mistrza Polski. Wynik 1-6 w dwumeczu to po prostu zbyt duży wymiar kary jak na ten poziom rozgrywek. Uwidoczniła się różnica dynamiki i przygotowania fizycznego – im wyraźniej chojniczanie tracili siły, tym więcej goli strzelał lider Ekstraklasy. Animuszu zespołowi z Pomorza starczyło do pierwszej bramki strzelonej przez gospodarzy. Potem z podopiecznych Krzysztofa Brede uszło powietrze.
SZUKAJĄC POZYTYWÓW
Cieszyć mogą się kibice pierwszoligowca z małych rzeczy – że dane im było pojechać do Zabrza na Roosvelta, poczuć atmosferę trybun i piłki trochę większej niż ta I-ligowa. Należy pamiętać, że udział w ćwierćfinale Pucharu Polski I-ligowca i odprawienie po drodze ekstraklasowicza z Niecieczy, jest bardzo przyzwoitym wynikiem. Wysokimi zwycięstwami z Legionovią i GKS-em Bełchatów we wcześniejszych fazach pucharu, piłkarze z Chojnic także budowali atmosferę w szatni i pewność siebie przed ligowymi potyczkami.
A tam są najlepsi i już niebawem – zbierając doświadczenia tak potrzebne jak to wtorkowe – dla Górnika mogą stać się równorzędnym rywalem. Ale by tak się stało, trzeba utrzymać pierwsze miejsce do czerwca na zapleczu Ekstraklasy.
Górnik Zabrze – Chojniczanka Chojnice 3:0 (0:0)
Paweł Kątnik