Piłkarski 2017 rok według naszych dziennikarzy obfitował w wiele zaskoczeń. Zarówno pozytywnych, jak i negatywnych. Na początek biorą na tapet naszych nadmorskich piłkarzy. Arka i Lechia – kto był objawieniem, kto zawiódł? A może w tym starciu nie ma faworyta, a potknięcia są nieuniknione? Wojciech Luściński: „Pół roku wizerunkowego koszmaru”
To było zdecydowanie 12 obfitych w piłkarskie emocje miesięcy. Tylko przez pół roku podziwiałem i ceniłem grę Lechii Gdańsk. Biało-zieloni od początku sezonu 2016/17 znajdowali się w czołówce ligi, trener Piotr Nowak współgrał z szatnią, a to odbijało się na doskonałych wynikach. Do ostatniej kolejki gdańszczanie walczyli o mistrzostwo Polski i Europejskie Puchary, ale koniec końców nie było ani jednego, ani drugiego. Drugie pół roku to wizerunkowy koszmar Lechii. Nietrafione transfery – Michał Nalepa, Mateusz Matras i Mateusz Lewandowski częściej zasiadają na trybunach niż wspomagają kolegów z drużyny. Za transfery współodpowiedzialny był trener (obecnie szanowny dyrektor sportowy) Piotr Nowak, który po kilku nieprzyjemnych słowach od kibiców zdezerterował i odegrał spektakl z namaszczaniem następcy w postaci Adama Owena. Nie udało się, bo Lechia zamiast bić się o pierwszą piątkę, balansuje nad strefą spadkową.
Na drugim biegunie jest Arka, w której wiele rzeczy funkcjonuje jak należy. Zdobyte Puchar i Superpuchar Polski mówią bardzo dużo o zespole, który w całość poskładał, Leszek Ojrzyński. Łyżką dziegciu w beczce miodu jest ostatnia ligowa porażka w Szczecinie, ale w tym roku, w Gdyni było więcej plusów niż minusów.
Włodzimierz Machnikowski: „Dobra energia wypełnia szatnię, co przekłada się na grę”
Arka i Lechia na przeciwnych biegunach. Gdynianie najlepszy rok w klubowej historii kończą w górnej połówce tabeli. W 21 meczach zdobyli 31 pkt, tyle samo, ile w 30 kolejkach poprzedniego sezonu. Na spotkaniu wigilijnym jeszcze przed wyjazdem do Szczecina czuć było znakomitą atmosferę. Większościowy udziałowiec, prezes, sztab trenerski, piłkarze mówią o Arce z jednaką pasją. Leszek Ojrzyński jasno określił reguły gry. Spośród liczącej 26 piłkarzy kadry, nikt się nie obraża, że gra tylko jedenastu i że trener stawia na kogoś innego. Dobra energia wypełnia szatnię, co potem przekłada się na grę. Piłkarze nie są zdemoralizowani kosmicznymi kontraktami, mimo to, a może dzięki temu, motywacji im nie brakuje. „Zbudowani” pucharowymi sukcesami osiągają wyniki ponad stan.
Lechia – pod kreską. Nie ma wyników – nie ma atmosfery. Od początku wszystko się nie układa. Mimo deklaracji, że transfery służą wzmocnieniu, prawda okazała się inna. Janicki i Maloca to były tuzy przy tych, którzy ich zastąpili. Nalepa to pomyłka. Matras jak wypadł ze składu, to wrócić nie może. Mila to już historia Lechii. Jak nie szło, to okręt opuścił kapitan. Piotr Nowak nie wytrzymał presji, nie miał chyba także pomysłu na drużynę, miał za to na siebie. Został Dyrektorem Sportowym, a odpowiedzialnym za nie najlepsze wyniki uczynił 37-letniego trenera przygotowania fizycznego – Adama Owena. Wcześniej ze stanowiska wiceprezesa ustąpił Maciej Bałaziński. Trudno mu się dziwić, to on liczył kasę, a w tej mamy deficyt według różnych szacunków, mieszczący się w widełkach 20-40 mln zł. Jest naprawdę źle, a perspektywy wcale nie w kolorach nadziei. Dopełnieniem goryczy był gol stracony w 92 minucie meczu w Niecieczy z Sandecją Nowy Sącz.
Mariusz Hawryszczuk: „Przewietrzenie szatni okazało się skuteczne”
W przeciwieństwie do Arki, w Lechii rok ułożył się na odwrót. Pierwsze półrocze było dużo bardziej udane. Biało-zieloni w poprzednim sezonie otarli się o podium i awans do europejskich pucharów, dołączając do ścisłej czołówki ligi. Gdańszczanie wypracowali nie tylko własny charakterystyczny styl. Ich sposób gry był jednym z najatrakcyjniejszych w lidze. Później przyszła kompletna zapaść. Drużynę opuściło kilku kluczowych zawodników, co odbiło się na jakości, wynikach i atmosferze. Pracę stracił Piotr Nowak, który wydawał się nie do ruszenia. Jego następca Adam Owen nie wydaje się być właściwym człowiekiem na odpowiednim miejscu. Informacje, dotyczące rosnącego zadłużenia także nie napawają optymizmem. Tak jak w Gdyni liczą na kontynuację, tak w Gdańsku z niepokojem spoglądają w przyszłość.