Zimowe igrzyska olimpijskie to dla mnie skok Wojciecha Fortuny w Sapporo w 1972 roku, trzy olimpijskie medale – każdy z innego kruszcu – Justyny Kowalczyk w Vancouver przed ośmiu laty i radiowe spotkanie z uroczą starszą panią z Elbląga – Heleną Pilejczyk – brązową panczenistką ze Squaw Valley z 1960 roku. Przed imprezą w Pjongczangu najdłużej o olimpijskich marzeniach rozmawiałem z bobsleistami, którzy jeszcze pół roku temu byli lekkoatletami.
PIERWSZY MEDAL
Pierwszy medal z zimowych igrzysk przywiózł Franciszek Gąsienica Groń w kombinacji norweskiej. To było w Cortina d’Ampezzo 62 lata temu. W sumie na 22 ZIO polscy sportowcy zdobyli 20 medali – 6 złotych, 7 srebrnych i 7 brązowych. Najwięcej, po 6 na ostatnich igrzyskach w Soczi i przedostatnich w Vancouver. Najjaśniejszym blaskiem świeciła Justyna Kowalczyk, która z Turynu, Vancouver i Soczi przywiozła w sumie 5 medali.
Największy niedosyt może odczuwać Adam Małysz, który w 2002 i 2010 musiał zadowolić się tylko srebrem i brązem.
SQUAW VALLEY 1956
Największymi gwiazdami polskiej ekipy był łyżwiarki szybkie. Ta dyscyplina w żeńskim wydaniu debiutowała na igrzyskach. Elwira Seroczyńska i Helena Pilejczyk zdobyły jedyne dla Polski medale. W biegu na 1500 metrów szybsza okazała się tylko Lidia Skoblikowa. Helena Pilejczyk po ukończeniu Liceum Pedagogicznego w Kwidzynie sportową klasę budowała w elbląskich klubach – Stali, Olimpii i Turbinie.
„Kiedy podano nasze czasy, aż krzyknęłam z radości. Lidia ustanowiła nowy rekord świata, ale ja, mając tak świetną partnerkę, uzyskałam trzeci czas! Jestem trzecia! Mam medal! Rzuciłyśmy się z Elwirą sobie w objęcia. Ona ma srebro, a ja brąz! Cóż za cudowny dzień!” – wspominała po latach.
SAPPORO 1972
Skok Wojciecha Fortuny to jeden z najbardziej spektakularnych wydarzeń w historii polskiego sportu. 19-latek nie był faworytem. Tracił mnóstwo punktów za fatalne lądowanie na dwie nogi. W poprzedzającym igrzyska Turnieju Czterech Skoczni uplasował się w trzeciej dziesiątce. Na małej skoczni Miyanomori zajął szóste miejsce. Na Ōkurayamie skoczył w pierwszej serii 11 metrów i sam bił sobie brawo.
Nota 130,4 pkt. była rekordową w historii skoków narciarskich. Po skoku Fortuny sędziowie przerwali konkurs. Faworyci domagali się anulowania wyników i skrócenia zjazdu, by nie przeskoczyć „skoczni”. U podstaw „zdrowego rozsądku” sadowił się lęk, że nie uda się zmienić koła Fortuny. Skrócono rozbieg. Polak nie wytrzymał napięcia i w drugiej serii osiągnął tylko 87,5 m. Trzynasty po pierwszej serii Szwajcar Walter Steiner skoczył 103 m i znalazł się o 0,1 pkt. za Fortuną. Rainer Schmidt z NRD uzyskał 101 m i stracił do Polaka 0,6 pkt.
„Miałem pewnie sto metrów za sobą, kiedy poczułem opór pod nogami. Instynkt kazał mi się jeszcze wychylić. Lecimy! Na spotkanie z grubą czerwoną krechą. Nie słyszałem uderzenia nart o śnieg. Tylko ciałem wstrząsnął dreszcz. Wtedy ręce same wyskoczyły nad głowę. Biłem brawo. Nie sobie. Tym siłom, które mnie nie zawiodły” – tak opisywał swe przeżycia Wojciech Fortuna.
ADAM MAŁYSZ
Adam Małysz był absolutnym dominatorem na skoczniach świata na początku XXI wieku. W Salt Late City w 2002 roku na drodze do złota stanął Simon Ammann, który osiągnął znakomitą formę i pewnie wygrał oba konkursy. Polak musiał zadowolić się srebrem i brązem.
Osiem lat później z Vancouver nie był już takim pewniakiem, ale okazało się, że igrzyska są specjalnością Ammanna. Szwajcar znowu dwa razy stanął na najwyższym stopniu podium. Adam Małysz wracał do kraju w blasku srebra.
JUSTYNA KOWALCZYK
Największa polska gwiazda zimowych igrzysk z Turynu, Vancouver i Soczi przywiozła w sumie 5 medali. Najwięcej emocji i szczęścia doświadczyła w w Kanadzie przed ośmiu laty. W walce z koalicją Norweżek zdobyła trzy medale każdy z innego kruszcu. Jej pojedynki z Marit Bjoergen przeszły do historii, a dla Polki absolutnie obojętne było czy uprawia półtorakilometrowy sprint, czy pokonuje „królewski” dystans 30 kilometrów.
Jeszcze w Soczi Kowalczyk wygrała bieg na 10 km techniką klasyczną. O powtórzenie choćby cząstki tamtych sukcesów w Pjongczangu będzie bardzo trudno.
SOCZI 2014
To były dla nas świetne igrzyska. Kamil Stoch zrobił „maxa”. Przed czterema laty nie mieliśmy jeszcze szans na drużynowe podium.
W zespołowej rywalizacji świetnie spisali się za to panczeniści. Panie zajęły drugie miejsce, panowie trzecie, a jakość kruszców poprawił sensacyjny zwycięzca biegu na 1500 metrów Zbigniew Bródka. Ten sezon szczególnie w wykonaniu panów jest znacznie gorszy, ale o kompleksach nie ma mowy. Bródka będzie chorążym polskiej ekipy, a ta zaszczytna funkcja obarczona jest mitem sportowego niespełnienia.
Żeńska drużyna, która stała na podium zarówno w Vancouver, jak i Soczi, otrzymała zastrzyk „świeżej krwi” w postaci niespełna 17-letniej Karoliny Bosiek. Nastolatka będzie miała od kogo się uczyć, bowiem jej koleżanką z teamu jest rekordzistka w polskiej ekipie, pięciokrotna uczestniczka igrzysk – Katarzyna Bachleda Curuś
PJONGCZANG?
Realnie oceniając możliwości polskiej ekipy, to niestety – jedynie skoczkowie mają medalowy potencjał. Z pierwszego medalu powinniśmy cieszyć się już w sobotę po konkursie na skoczni tzw normalnej. Tydzień później – 17 lutego – także w sobotę o 13:30 czasu polskiego zacznie się konkurs na dużym obiekcie. Drużyna powinna zwieńczyć medalowe dzieło dwa dni później w poniedziałek 19 lutego.
Justyna Kowalczyk tym razem nie będzie faworytką i powtórzenie wyczynu z Soczi wydaje się mało prawdopodobne. Kciuki będziemy trzymać już w sobotę 10 lutego podczas biegu łączonego na 15 km, we wtorek 13 lutego podczas sprintu stylem klasycznym i w ostatnim dniu igrzysk 25 lutego w trakcie biegu na 30 km.
We wtorek 13 lutego 1500 metrów mężczyzn z udziałem mistrza z Soczi – Zbigniewa Bródki. Bobsleiści – trzej z Trójmiasta – zaczną eliminacyjne ślizgi 18 lutego, jeśli zakwalifikują się do czołowej „20”, to będą się ścigać do ostatniego dnia igrzysk, czyli do niedzieli 25 lutego.
Włodzimierz Machnikowski