Błędy młodości przesądziły. Asseco słabsze od Anwilu i bez Pucharu Polski

Niezdecydowani, niedoświadczeni i bez pewności swoich liderów. Asseco Gdynia, mimo fragmentów dobrej gry, okazało się zbyt słabe na Anwil Włocławek i przegrało 73:87 w ćwierćfinale Pucharu Polski. Zawiedli ci, na których w Gdyni liczy się najbardziej – Jakub Garbacz i Krzysztof Szubarga.

Zabrakło zdecydowania w momentach dobrej gry Asseco. Co z tego, że zespół fragmentami grał szybszą, kombinacyjną koszykówkę, skoro w rezultacie nie umiał tego zamienić na punkty. Jak np. w 3. kwarcie, gdy Piotr Szczotka miał czystą pozycje – nie rzucał tylko oddał Szubardze, który zresztą nie trafił. Podobne sytuacje można mnożyć w nieskończoność. Chaos Anwilu znajdował odpowiedź w bezradności podopiecznych Frasunkiewicza.

TOTALNA CISZA

Pod koniec trzeciej kwarty w hali zapanowała grobowa cisza. Weteran parkietów PLK Szymon Szewczyk doznał koszmarnie wyglądającej kontuzji łokcia. Na twarzach kibiców malowało się skupienie połączone z niepokojem, co dalej z 35-letnim podkoszowym. Zawodnik Anwilu kilkanaście minut był opatrywany na parkiecie przez ratowników medycznych. Kontuzja okazała się dramatyczna – Szewczyk na noszach został odwieziony do szpitala. Diagnoza: najprawdopodobniej poważne przemieszenie w stawie łokciowym, podejrzenie złamania.

Po tej sytuacji koszykówka dłużej nie miała większego znaczenia. Zawodnikom obu drużyn zalegało z tyłu głowy to, co widzieli przed momentem.

Szybciej w tych nieprzyjemnych okolicznościach odnaleźli się gdynianie. Po trójce najlepszego w gronie zawodników w żółtych koszulkach Żołnierewicza i późniejszej udanej kontrze tego zawodnika, Asseco zbliżyło się do rywali na 8 punktów. Ale Anwil pokazał, dlaczego jest zdecydowanym liderem i głównym kandydatem do wygrania Pucharu Polski. W momencie zagrożenia, koszykarze z Kujaw bardzo szybko odzyskiwali koncentrację, zdobywając łatwe punkty po szybkich, zespołowych akcjach. 

UROKI MŁODOŚCI

Doświadczenie w koszykówce jest na wagę złota. Tego atrybutu brakuje większości koszykarzy Asseco. Deficyty w tym elemencie pokazał nawet znakomity w czwartek Żołnierewicz. W momencie bardzo istotnej kontry, w szkolny sposób dał się złapać na faul w ataku. Byłoby 8 punktów różnicy, a było 12. I tak punkt po punkcie, akcja po akcji, mecz po meczu. Dlatego właśnie gdynianie, choć potencjałem dorównują większości ekip PLK, zajmują dopiero 11. miejsce w lidze.

ALMEIDA NAMIASTKĄ WOODSA

Ivan Almeida z Anwilu pokazał, że na polskich parkietach jest kimś podobnie wielkim, kim dla Asseco lata temu był Qyntel Woods. Nieprzeciętne umiejętności, wspaniała kontrola kozła, szybkość – to zdecydowanie atrybuty, które mówiąc językiem piłkarskim „robiły różnicę”. Almeida zdobył wprawdzie 18 punktów, ale oprócz zdobyczy punktowej, udanie obsługiwał kolegów (3 asysty) oraz zbierał na tablicy bronionej (4 zbiórki).

Za mało punktów zdobyli Szubarga i Garbacz, na których od wielu tygodni w Gdyni liczy się najbardziej. Szubarga zanotował 9 punktów, a Garbacz 6, obaj przy niezbyt imponującej skuteczności. Postawa autora 21 punktów, Przemysława Żołnierewicza, była tylko pozytywnym odstępstwem od spodziewanej reguły. Anwil był jednak faworytem tej pary i porażkę trudno uznać ją za zaskoczenie. Waleczność należy docenić, wnioski i doświadczenie przydadzą się w walce o ligowe play-off.

 

Paweł Kątnik

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj