W roli zdecydowanego faworyta przystępowała Lechia Gdańsk do niedzielnego meczu z Piastem Gliwice. Nic dziwnego – mimo że biało-zieloni w tym sezonie zawodzą, to tym razem podejmowali zespół z samego dna tabeli. Ostatecznie na własnym boisku przegrali 0:2.
To był fatalny dzień dla każdego fana Lechii. Nie dość, że piłkarze przegrali na własnym boisku z rywalem z dołu tabeli, to mecz musieli kończyć w osłabieniu, bo poważnej kontuzji nabawił się Rafał Wolski.
BRAK KREACJI
Pierwszą szansę piłkarze Lechii mieli już mniej więcej w 7 minucie spotkania. Sławomir Peszko dośrodkował z lewego skrzydła prosto na głowę Marco Paixao, a ten mocno uderzył w róg bramki. Świetną i intuicyjną interwencją popisał się Szmatuła i tylko dzięki niemu na tablicy wyników wciąż widniały dwa zera.
To niestety była jedyna warta zapamiętania akcja z pierwszej połowy tego meczu. Trudno było oglądać tę potyczkę, bo o ile trudno odmawiać obu drużynom chęci do gry, to zdecydowanie brakowało jakości w kreacji. Środek pola Lechii Gdańsk zbudowany z duetu Sławczew-Łukasik może i był w miarę solidny w destrukcji, ale nie dawał wiele z przodu. Wspomagał ich Flavio Paixao, ale Portugalczyk też nie był zbyt efektywny. W meczu z Piastem bardzo uwidocznił się brak Haraslina i Wolskiego.
W Lechii najbardziej dziwiło jedno – czyli brak wykorzystywania Sławomira Peszki. Skrzydłowy za każdym razem, gdy miał piłkę, tworzył jakieś zagrożenie. Jednak futbolówka nie była do niego zbyt często dostarczana. Gospodarze znacznie częściej próbowali przedrzeć się prawą stroną. Tam sporo biegał Stolarski, ale na bieganiu to wszystko się kończyło, wszelkie wrzutki czy dryblingi kończyły się niepowodzeniem.
Przy tym wszystkim trzeba zauważyć solidność Gersona. Brazylijczyk zachowywał się jak „kapitan czołgu”. Kapitan – bo rozsądny i spokojny, czołg – tego nie trzeba bardziej wyjaśniać, wystarczy spojrzeć na jego posturę.
GROŹNIE WYGLĄDAJĄCA KONTUZJA
Rafał Wolski wszedł na początku drugiej połowy za Flavio Paixao. Niestety, nie dokończył meczu, bo ze łzami w oczach musiał zejść z boiska. Kontuzja wygląda na bardzo poważną i możliwe, że Lechia Gdańsk już nie skorzysta z jego umiejętności do końca sezonu. Na domiar złego gdy schodził z boiska, trener Adam Owen wykorzystał już wszystkie zmiany i Lechia mecz kończyć musiała w dziesiątkę.
A to zadanie okazało się niezwykle trudne, bo chwilę przed zejściem Wolskiego biało-zieloni stracili bramkę. Wszystko zaczęło się od pozornie niegroźnego wrzutu z autu. Piłka trafiła pod nogi Tomasza Jodłowca, a ten nic nie robił sobie z asysty Ariela Borysiuka, podbił piłkę dwa razy, odwrócił się i przepchnął futbolówkę dalej. Tam jak spod ziemi wyrósł Mateusz Szczepaniak i z najbliższej odległości wbił ją obok Kuciaka.
Na koniec meczu, już w doliczonym czasie gry, Piast Gliwice dobił Lechię Gdańsk. Papadopulos przestawił Gersona, który chyba na chwilę zapomniał, że jest czołgiem, i bez żadnych problemów pokonał bramkarza biało-zielonych. Brazylijski obrońca w ostatniej chwili spotkania obniżył sobie notę.
Ten rezultat jest dla Lechii Gdańsk po prostu fatalny. Chyba nawet najwierniejsi kibice tracą już wiarę w to, że biało-zieloni mogą w tym sezonie zagrać w grupie mistrzowskiej. Na domiar złego Rafał Wolski, który mógł być dużym wzmocnieniem w kreacji, wraca na listę kontuzjowanych.
mili