Moje derby. Pierwszy raz w ekstraklasie (wspomina Włodzimierz Machnikowski)

3 października 2008 roku. Pierwszy mecz derbowy na wysokości ekstraklasy. Arka ponownie w najwyższej klasie po drugoligowym czyśćcu za udział w aferze korupcyjnej. Lechia, z finansowo-organizacyjnych względów, pokutę zaczynała od A-klasy. Rok wcześniej po bramce Grzegorza Nicińskiego Arka wygrała drugoligowe derby. Była też lepsza wiosną w meczu Pucharu Ekstraklasy. Bramki zdobyli Nawrocik i Wachowicz, wicekról strzelców 2. ligi. Przegrał tylko o jedną bramkę z… Robertem Lewandowskim, wówczas w barwach Znicza Pruszków.

BUZAŁA PO LATACH

Jedyną bramkę w 64. minucie zdobył Paweł Buzała. Bramkę piękną. Trochę podobną do tej, którą strzelał Barcelonie Piotr Grzelczak. Piłkę z autu wyrzucił Kosznik, jeden z partnerów przedłużył, a Buzała z narożnika pola karnego strzelił lewą nogą prosto w „okienko”. Stadion przy Olimpijskiej zamilkł. Cisza była wymowna i oddawała głębię przygnębienia. Nie było się komu cieszyć, bo kibice Lechii w proteście przeciwko przyznaniu zaledwie 300 biletów, imprezę zbojkotowali.

Na trybunach nie zabrakło biało-zielonych akcentów. Zdobyczne flagi wisiały na płotach i nie spłonęły, bo – jak wyjaśnili kibice Arki – zabrakło tych, którym byłoby z tego powodu przykro.

Oglądałem to wszystko z metalowego blaszaka na koronie starego stadionu. W malutkim pomieszczeniu, tym samym, w którym po zwycięskim meczu Arki z Wisłą Płock kilka tygodni wcześniej poznaliśmy się ze Sławkiem Peszką. Był smutny, bo Wisła przegrała.

Bramka zdobyta przez Buzałę była pierwszą po 11 latach strzeleckiej niemocy w spotkaniach derbowych. „Buzi” poszedł za ciosem. Wprawdzie rewanżowy mecz w Pucharze Ekstraklasy wygrała Arka po bramce Dariusza Żurawia, ale wiosną w ramach ekstraklasy Lechia znowu była lepsza. Przy Traugutta wygrała 2:1, po golach Wiśniewskiego i właśnie Buzały.

SIEJEWICZ SHOW

Pierwsze derby w ekstraklasie obejrzało 8 tysięcy kibiców. Taka była wówczas pojemność stadionu przy Olimpijskiej.

Z tamtych czasów zapamiętałem też starszą panią, pewnie 90-letnią, która z olbrzymim bukietem kwiatów czekała na koniec meczu, by wiązankę wręczyć któremuś z piłkarzy. Pamiętam też mego Kolegę – Jacka Kamińskiego, który przebieg spotkania relacjonował na antenie radiowej Jedynki w kultowym paśmie S-13. Ja o tym, co dzieje się na murawie, opowiadałem słuchaczom Trójmiasta i Pomorza w najstarszym sportowym pasmie na Pomorzu – Z Boisk i Stadionów. Pamiętam jak sąsiedzi z Wrzeszcza po relacjach z Gdyni pytali mnie, czy nie zabłądziłem…

Niezwykle barwną postacią, uczestnikiem tamtego spotkania, był także Hubert Siejewicz. Arbiter z Białegostoku, pracownik tamtejszego Urzędu Marszałkowskiego, zasłynął z tego, że jako pierwszy używał mikrofonu, dzięki czemu jego konwersacje z piłkarzami mogła usłyszeć cała Polska. Dwa lata później o Siejewiczu było głośno po tym, jak w komercyjnym radiu po wysłaniu SMS-a wygrał 50 tys. złotych. Troszkę się z tego podśmiewano. Nikomu nie było jednak do śmiechu, kiedy trzy lata później namierzono Siejewicza w punkcie bukmacherskim. Sędziom tam zachodzić z oczywistych względów nie wolno. Siejewicz tłumaczył się, że poszedł postawić na Radwańską, ale jego kariera była już skończona.

Jednak w meczu Arki z Lechią – pamiętnym, bo pierwszym w historii na szczeblu ekstraklasy – kompromitacji jeszcze zdołał uniknąć. 

Włodzimierz Machnikowski/mmt
Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj