Moje derby. Spadek z Ekstraklasy i El Clásico (wspomina Anita Kobylińska)

Gdy słyszę „moje derby”, myślę: Arka za chwilę spadnie z Ekstraklasy, a ja cieszę się majówką w Londynie. Te w 2011 roku zakończyły się niepomyślnie, ale moje derby to również te hiszpańskie, Gran Derbi. Byłam, widziałam i tym razem wygrałam.
Niewiele zabrakło, by ostatnie derby zapewniły Arce grupę mistrzowską. „Niewiele”, bo tak naprawdę zabrakło bardzo wiele: zaangażowania, wiary w siebie, wyjścia na pierwszą połowę spotkania. No i utrzymania się wyniku 2-1 w spotkaniu Cracovii z Zagłębiem.

W sezonie 2010/11 to m.in. utracone dwie bramki w końcówce derbowego meczu przyczyniły się do ostatniego do tej pory spadku Arki z Ekstraklasy, do której ta nie powróciła przez kolejnych pięć długich lat.

DERBY GDYNIA-LONDYN

Wspomniany mecz, rozegrany 1 maja 2011 roku, śledzić mogłam jedynie za pomocą SMS-ów wysyłanych ze stadionu przez siostrę. Choć szybko tego pożałowałam, majówkę postanowiłam wówczas spędzić na koncercie w Londynie.

Sytuacja z gatunku słodko-gorzkich: po rodzinnym obiedzie zasiadłam na sofie z przyjaciółką Angielką, w telewizji leciały brytyjskie seriale, a tata Sary opowiadał, co nowego wyczytał w najnowszym wydaniu „The Sun” o niedawnym ślubie księcia Williama i jego wybranki Kate. W międzyczasie przyszedł pierwszy SMS: „1-0, Emil Noll!”. Radość ogromna, bo w Ekstraklasie z Lechią – tak wtedy, jak i dzisiaj – nie wygraliśmy ani razu.

Po dłuższym czasie ciszy przychodzi kolejna wiadomość – jest już 2-0. Drogę do bramki Lechii znalazł strzał Tadasa Labukasa (88’), a do zakończenia meczu pozostawały już tylko dwie minuty. Co robimy? Świętujemy zwycięstwo!

REMIS SPADEK W KOŃCÓWCE

W błogiej niewiedzy, z uśmiechem na twarzy jak z Londynu do Gdyni, pozostawałam przez kolejne trzy godziny. Po dwóch bramkach straconych przez Arkę w 89’ i 90’ minucie siostra zrezygnowała z wysyłania kolejnych wiadomości, a ja nawet nie pomyślałam, że wynik mógł się zmienić. Dzisiaj, nauczona doświadczeniem po meczach takich, jak choćby ten w Danii czy w Białymstoku, zapewne ostateczny rezultat sprawdziłabym kilka razy. Wtedy nie zrobiłam tego nawet raz. „Sarah, my zaraz spadamy. Spadamy z Ekstraklasy”, wykrztusiłam z niedowierzaniem.

Po remisie z Lechią, w kolejnych pięciu kolejkach Arka zdołała zwyciężyć tylko raz, zdobywając komplet punktów w meczu z Polonią Bytom. Dowiezienie do końca trzech punktów w derbach z Lechią dałoby gdynianom utrzymanie, o które walkę przegrali z Cracovią zaledwie jednym oczkiem (28 punktów versus 29).

DERBY PO HISZPAŃSKU

Moje derby to także z reguły bardziej widowiskowe (aczkolwiek czy na pewno bardziej emocjonujące?) El Clásico – a więc Gran Derbi, czy też wielkie derby Hiszpanii. Aż wstyd przyznać, że tymi żyłam na wiele lat przed tym, gdy moje zainteresowanie zdobyły lokalne pojedynki Arki z Lechią.

Na żywo swoje pierwsze hiszpańskie derby przeżyłam 2 marca 2013. „Clásico mundial” („Światowy klasyk”), krzyczała tego dnia okładka Marki, a ja z wypiekami na twarzy opowiadałam o panującej na stadionie atmosferze na antenie Radia Gdańsk. Uszczypliwe przyśpiewki na temat Shakiry, wilki sugerujące pożarcie przeciwnika na okładce klubowej gazetki, rozdawanej w dzień meczu na stadionie – klimat spotkań Realu Madryt z Barceloną jest nie do podrobienia.

Na trybunie zasiadłam z Olą, która wraz ze mną udała się także na swoje pierwsze El Clásico. Na jej szyi wisiał jednak szalik Barcelony, a jedyną radość mógł sprawić jej ostatecznie fakt, że obejrzała na żywo – piękną, trzeba przyznać – bramkę Leo Messiego.

José Mourinho postanowił tego dnia oszczędzić siły swoich najlepszych zawodników, sadzając Cristiano Ronaldo, Özila czy Gonzalo Higuaína na ławce rezerwowych. Xabi Alonso nie znalazł się nawet na niej. Mimo to, moje pierwsze derby Hiszpanii to derby zwycięskie – bramki Benzemy i Sergio Ramosa zapewniły Królewskim trzy punkty, na które w tamtym meczu nie liczył prawie nikt.

Anita Kobylińska
Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj