Remis nie wynagrodził, ale też nie skarcił. Lechia bez szkolnych błędów dzieli się punktami z Cracovią

Smutna rzeczywistość po derbach spotyka Lechię. Piłkarze grają lepiej, bilety kosztują mniej, ale na trybunach frekwencja nadal zasmucająca. I w takich okolicznościach gospodarze zremisowali z Cracovią 0:0.

Miłym wyjątkiem w odniesieniu do frekwencji było spotkanie derbowe, ale nie poszło za nim prawo serii. 

STADION ENERGA BEZ ENERGII

Piłkarze skutecznie nagrabili sobie słabym sezonem i walką o utrzymanie. A przecież oczekiwania były dużo większe, apetyty rozbudziła walka o Mistrzostwo Polski w poprzednim sezonie. Żółta kartka pokazana przez kibiców zawodnikom musi boleć, ale należy przyjąć ją z pokorą. Brak zwycięstwa przez kilka miesięcy zmagań może osłabić wiarę najwytrwalszych. W poniedziałek miało ją zaledwie 8722 osoby, czyli 1/5 całej pojemności obiektu. 

VAR WYGODĄ SĘDZIÓW?

Pokornie do wideoweryfikacji powinni podejść sędziowie. System VAR namacalnie demaskuje ich błędy. W poniedziałek biało-zieloni prowadziliby po golu, który zdobyty został z 1,5-metrowego spalonego. Zgodnie z duchem gry jednak bramka zdobyta przez Flavio ze spalonego nie została uznana. Należy podjąć dyskusję czy system oprócz oddawania sprawiedliwości, nie daje komfortu sędziom do popełniania większej liczby błędów? Przecież w jesiennym starciu obu ekip, z powodu weryfikacji decyzji arbitra, nie uznano „Pasom” dwóch goli. 

TYPOWY MECZ NA REMIS

Lechiści po twardym boju derbowym musieli dokonać kilku roszad w składzie. W miejsce pauzujących za kartki Dusana Kuciaka, Pawła Stolarskiego i Daniela Łukasika, pojawili się Zelenika, Nunes i Borysiuk. I choć widowisko nie stało na złym poziomie, we wszystkim zabrakło jasnej puenty w postaci goli albo przynajmniej spektakularnych strzałów. Typowy mecz na remis, w którym oba zespoły podział punktów przyjęły z dyskretną aprobatą.  

Tyle tylko, że takie założenia pachną grozą. Pod koniec Cracovia miała trzy”setki”. Gdyby Mateusz Wdowiak szybciej zdecydował się pognać w pole bramkowe, a chwilę później Rakels precyzyjniej kopnął futbolówkę, znów nad gdański klub nadciągnęłyby czarne chmury. 

STOKOWIEC NAPRAWIA

Koniec końców jednak Piotr Stokowiec poukładał bałagan widoczny w klubie w ostatnich miesiącach. Tchnął w Lechistach wiarę we własne możliwości, a ci jeśli nie zwyciężają, to przynajmniej punktują, nie popełniając szkolnych błędów w defensywie. Trzy spotkania zakończyli dopisaniem łącznie 7 punktów do ligowego dorobku. Całe szczęście swoich meczów nie wygrali bezpośredni rywale w walce o utrzymanie – Piast także zremisował, a Termalika przegrała. Wciąż należy oglądać się za siebie, ale ryzyko potknięcia się w trakcie obracania jest dużo mniejsze niż przed dwoma tygodniami. 

Paweł Kątnik

Reklama



Najnowsze



Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj