Jak zagrać w Warszawie, by pokonać Legię? Trzeba wykonać ten sam plan, który nakreślił trener Ojrzyński przed spotkaniem z Lechem 2 maja poprzedniego roku. Rolę kopciuszka obrócić w atut, a defensywne usposobienie przekuć w zwycięstwo.
Trudno nie wyszukiwać analogii pomiędzy zeszłorocznym finałem a tym, który czeka nas 2 maja. Arka tak jak w poprzednich rozgrywkach jest w dołku ligowym, przegrywając co popadnie. Ale na przekór wszystkiemu na początku maja 2017 roku na Stadionie Narodowym zobaczyliśmy zupełnie inną drużynę – ubogą w gwiazdy, ale gotową na wyczyny spektakularne. Wydaje się, że żółto-niebiescy wzorcowo powtarzają schemat wyćwiczony minionej wiosny: zabierać bogatym (Legia) i rozdawać biednym (Sandecja, Piast).
DEFENSYWA KLUCZEM
Wróćmy więc do tego co wydarzyło się prawie 365 dni temu w Warszawie. Całą pierwszą połowę dominowali Lechici. Gdyby wykorzystali swoje okazje, już do przerwy byłoby co najmniej 2:0. Wspaniałe zawody rozegrał wówczas Pavels Steinbors, który wybronił mnóstwo 100-procentowych szans. I na pewno w środę także kluczowa będzie postawa we własnym polu karnym. Legia jak na polskie warunki dysponuje dużą siłą ofensywną. Wyszła z dołka sportowego ostatnich tygodni i powoli – jak na Mistrza Polski i najbogatszy klub w stawce przystało – wygrywa.
TWARDY ORZECH DLA TRENERA
Jak więc zachowa się Leszek Ojrzyński? Czy będzie konsekwentny i postawi na Krzysztofa Pilarza, który broni w Pucharze Polski, ale potrafi gubić się w prostych sytuacjach? A może zdecyduje, że to Steinbors gwarantuje większą jakość i dyktowany doświadczeniem sprzed roku, będzie korzystniejszym wariantem? W rękach trenera pozostaje mądre uzasadnienie tej decyzji. Nie nam, dziennikarzom, kibicom, ale szatni – tak by atmosfera przed spotkaniem pozostała niczym nie zmącona.
Nie można spanikować. Gdyby podzielić zeszłoroczny finał przeciwko Lechowi Poznań na dwie części, wyraźnie Arkę sparaliżowały pierwsze dwa kwadranse. Gdynianie na 50-tysięcznym Narodowym mieli problemy z komunikacją, gubili krycie, szczęśliwie bez konsekwencji. Ale widząc, że nie taki straszny Lech, jak go malują, w drugiej połowie to żółto-niebiescy ruszyli do ataku, częściej przenosząc ciężar gry na połowę rywala. Mądrej grze w obronie towarzyszyła z każdą upływającą minutą, coraz większa wiara, że i w ataku Arkowcy potrafią coś „zmontować”. A więc także w środę cel nadrzędny to jak najdłużej nie stracić bramki.
ZGRANI I ZMOTYWOWANI
Atutem Arki będzie to, że trzon zespołu, który wznosił Puchar Polski przed rokiem, pozostał niezmienny. Z piłkarzy, którzy pojawili się na murawie dokładnie rok temu, spokojnie można utkać jedenastkę. Poza tym są dwie przesłanki, które powinny podopiecznym Leszka Ojrzyńskiego działać na wyobraźnię: wygrany Superpuchar Polski na stadionie przy Łazienkowskiej oraz zaledwie 32 dni, jakie miną od ostatniego zwycięstwa nad Legią w lidze.
Wiadomo, po której stronie leżą argumenty sportowe, natomiast to te ambicjonalne robią różnicę. A ich Arkowcom przeciwko najsilniejszym nigdy nie brakowało. Wynik pozostaje więc sprawą otwartą.
W kolejnych dniach więcej obszernych analiz przed finałem Pucharu Polski.
Paweł Kątnik