Skuteczny atak i niezawodny Steinbors. Arka wygrywa z Cracovią i przerywa fatalną passę

Pierwsze od marca zwycięstwo ligowe odnieśli piłkarze Arki. Gdynianie wygrali z faworyzowaną Cracovią 2:0 po bardzo dobrym występie Mateusza Szwocha i Pavelsa Steinborsa, który obronił rzut karny. Żółto-niebiescy przerwali passę pięciu ekstraklasowych porażek z rzędu. Dwa pewne utrzymania zespoły, sympatyzujący ze sobą kibice, bardzo słaba forma gospodarzy i będący już myślami na wakacjach goście – wiele można powiedzieć o meczu Arki z Cracovią, ale nie, że zapowiadał się emocjonująco. Tymczasem początek wyglądał tak, jakby ekstraklasa znów chciała zagrać oczekiwaniom na nosie i zgotować dobre widowisko. Niecałe dziesięć minut wystarczyło żółto-niebieskim do wywalczenia rzutu rożnego, precyzyjnego dogrania do Rafała Siemaszki, a ten – pilnowany przez  Krzysztofa Piątka i Miroslava Covillo, czyli zawodników znacznie wyższych – głową wpakował piłkę do siatki.

SZCZYPTA EMOCJI PRZED PRZERWĄ

Na tym niestety większe emocje w pierwszej połowie się skończyły. Niby obie drużyny biegały, próbowały atakować, ale niewiele było w tym konkretów. Strzał Nalepy był niecelny, uderzenia Sołdeckiego zatrzymał bramkarz rywali i serca kibiców mocniej zabiły dopiero w końcówce, kiedy indywidualną akcją popisał się Piątek, a efektownie zatrzymał go Steinbors. Chwilę później Łotysz musiał się jeszcze nagimnastykować po strzale głową, ale znów poradził sobie bez zarzutu. Generalnie emocji było niewiele, ale na plus trzeba zapisać Arce, że prowadziła i długimi fragmentami grała naprawdę pewnie w obronie.

KARNE URATOWAŁY MECZ

W przerwie meczu Adam Wilk, bramkarz Cracovii, przyznał, że przy straconym golu popełnił błąd. Powinien lepiej ustawić obrońców, jednak w tej sytuacji odpowiedzialność była zbiorowa. Wątpliwości co do winnego nie było jednak w 79. minucie, bo wtedy młody golkipier zupełnie stracił głowę i w bezsensowny sposób powalił na ziemię Patryka Kuna. A że sytuacja miała miejsce w polu karnym, to po chwili do wykonywania jedenastki zbierał się Mateusz Szwoch, który bardzo pewnie posłał piłkę do siatki. Chwilę później arbiter nie był już nieomylny, ale wspomógł go VAR i po weryfikacji Zbigniew Dobrynin znów wskazał na „wapno”, ale po drugiej stronie boiska po tym, jak Nalepa nadepnął na stopę Hernandeza. Do piłki podszedł inny bardzo dobry egzekutor, ale Piątek uderzył słabo i pozwolił Steinborsowi na podwyższenie sobie noty za całe spotkanie, bo Łotysz odbił piłkę.

WAŻNE JAK SIĘ KOŃCZY

Te sytuacje uratowały całą drugą połowę, bo wcześniej emocji było jak na lekarstwo. Więcej niż dobrych podań było niedokładnych przerzutów, strat i złych zagrań. Dogodnych okazji było jak na lekarstwo i niewiele było w tym ładnej dla oka piłki. Ważne jednak jak się kończy, a nie jak zaczyna i ostatnie minuty sporo kibicom wynagrodziły, a co najważniejsze dla gdynian, zapewniły Arce pierwsze od 31 marca ekstraklasowe zwycięstwo, które pozwoli poprawić gęstą ostatnio atmosferę wokół klubu.

Arka Gdynia – Cracovia 2:0 (1:0)

Tymoteusz Kobiela
Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj