Jest coś nieprawdopodobnego w Arkowcach i ich mobilizacji przeciwko najlepszym w Polsce. Gdzie nie zaasekurują, tam „dobiegają”, gdzie zabraknie umiejętności, tam charakteru na pewno nie. W sobotę nie zabrakło też szczęścia, ostatecznie Arka pokonała Legię Warszawa 3:2 i obroniła Superpuchar Polski.
Podobnie było ponownie przy Łazienkowskiej. Nie trzeba być omnibusem piłkarskim by wyczuć, że Legioniści są o klasę lepsi indywidualnie, szybsi o tempo, sprawniejsi o kilkanaście milionów. Ale tam gdzie przeciwnik ma w swojej nazwie coś markowego, Arka włącza przysłowiowy piąty bieg, a indywidualnie przeciętni ligowcy stają się równorzędnym rywalem dla utytułowanych rywali.
ZŁE MIŁEGO POCZĄTKI
Zaczęło się jednak dla gdynian źle, by nie powiedzieć fatalnie. Stracili bramkę i to samobójczo – w roli głównej wystąpił Andrij Bogdanov. Że nie ostatni raz, to miał udowodnić za kilkanaście minut. Najpierw jednak do odrabiania strat zabrał sie Luka Zarandia. Jego umiejętności, wartość i znaczenie w gdyńskim zespole rosną, a dyspozycja z finału dowodzi, jak dużym sukcesem jest utrzymanie go w zespole na nadchodzący sezon. Trafienie, marzenie i w efekcie było 1:1.
To w ogóle był mecz pięknych bramek, co najpierw udowodnił Phillips wyprowadzając Legię na kolejne prowadzenie, a potem rehabilitujący się przysłowiową „angielką” Andrij Bogdanov.
TO DOPIERO POCZĄTEK
Pompowanie balonika przed sezonem nie ma żadnego sensu, trzeba szukać czynników obiektywnych. Mistrz Polski zagrał kolejne przeciętne spotkanie, zupełnie jak kilka dni wcześniej w eliminacjach Ligi Mistrzów. Arkowcy potrafili to wykorzystać, choć ich obrona jeszcze bywa dziurawa jak ser. W sobotę te błędy uszły jeszcze płazem, ale w trakcie sezonu na pewno kiksy pokroju notorycznego gubienia krycia, skończą się utratą punktów.
NIE BOI SIĘ TRUDNYCH DECYZJI
I jeszcze słowo o trenerze Zbigniewie Smółce. Nie boi się ryzykować i stawia mocno na swoich. Michał Janota, którego przywlókł ze sobą z I-ligowej Stali Mielec, pod protekcją Smółki odżywa – w sobotę udowadniając nieprzeciętne umiejętności, ponadprzeciętne wyszkolenie techniczne zwieńczone zresztą golem na 3:2. Wystawienie debiutującego w Arce Christiana Maghomy także było manewrem ryzykownym. I choć 20-letni stoper jeszcze na murawie jest zagubiony, jego warunki fizyczne i młody wiek pozwalają wierzyć, że z powodzeniem zastąpi Michała Marcjanika.
Zbigniew Smółka zaczął pracę od deklaracji, że chce sprostać osiągnięciom poprzednika Leszka Ojrzyńskiego. 1/2 planu już wykonał – ma Superpuchar Polski. Na pozostałe trofea przyjdzie jeszcze czas.
Paweł Kątnik