Bezbarwna i anemiczna Arka. Na całe szczęście Wisła musi iść do okulisty

Zdobyli Superpuchar Polski przeciwko mistrzom z Warszawy, nie mieli pomysłu na Wisłę Kraków. Arka rozpoczęła sezon Lotto Ekstraklasy od bezbramkowego remisu. Żółto-niebiescy w meczu wyjazdowym podzielili się punktami z „Białą Gwiazdą” po remisie 0:0. O pierwszej połowie zarówno Zbigniew Smółka, jak i cała Arka będą chcieli jak najszybciej zapomnieć. Szczerze? Nie dało się tego oglądać. Gdynianie, można było odnieść wrażenie, byli przeładowani taktyką, założeniami, rozpracowaniem rywala, grą po ziemi. To było dla nich zdecydowanie za dużo.

ZABRAKŁO CHEMII

Oczywiście należy pamiętać, że Arka to zespół zbudowany niemal od podstaw. Zmienił się trener, kilku zawodników, ale nie zmieniła się mentalność – grania prostymi środkami, bez nadmiernej finezji. Granie po ziemi, które preferuje Smółka w Krakowie absolutnie nie wyszło. Wisła była szybsza, miała więcej argumentów w środku pola, często grała na jeden kontakt, a to bez najmniejszego problemu rozciągnęło żółto-niebieskich wzdłuż placu gry. Do tego musimy dołożyć błędy indywidualne, brak argumentów w ataku (podobno Zbigniew Smółka szuka Koleva do teraz), najmniejszy pressing krakowian powodował spustoszenie w szeregach Arki.

MĄDRA WISŁA

Wisła grała przyjemnie dla oka. Prawda jest taka, że raziła nieskutecznością, ale z łatwością dochodziła do sytuacji przy biernej postawie obrońców i robiła to w efektowny sposób. 45 minut w wykonaniu żółto-niebieskich można podsumować w kilku liczbach – 0 strzałów, 37 procentowe posiadanie piłki, ponad 100 podań mniej niż rywal. Bezbramkowy remis po pierwszej połowie to nie zasługa dobrej postawy defensywy Arki czy kilku świetnych interwencji Steinborsa, a po prostu rozkalibrowanych celowników piłkarzy „Białej Gwiazdy”.

GDZIE SĄ WNIOSKI?

Na początku drugiej połowy wydawało się, że Arka nie wyciągnęła absolutnie żadnych wniosków. Wrażenia odzwierciedlało boisko, bo kolejny raz Wisła miała przewagę, piłkę rozgrywała mądrze, a Arka po części biernie przyglądała się poczynaniom Wiślaków z perspektywy własnego pola karnego. Niepewny w pierwszej połowie Steinbors, tym razem okazał się zbawieniem, którego Arka potrzebowała. Tylko kwestią czasu było, aż Wisła zacznie poważnie zagrażać bramce i oczywiście tak się stało.

PAVELS WYCZUŁ

W 63. minucie… moment. Warto odnotować, że żółto-niebiescy pierwszy strzał na bramkę Buchalika oddali w 59. minucie za sprawą Bogdanova. Zatem w 63. minucie Helstrup niepotrzebnie popchnął rywala w polu karnym, a sędzia Lasyk nawet nie musiał używać technologii VAR. Bez zawahania wskazał na wapno. Karny dla Wisły. Do piłki podszedł Boguski, rozpędził się… i spartolił karnego niemiłosiernie. Strzelił w środek bramki, Steinbors wyczuł intencję, dobitka poleciała daleko w trybuny. W 69. minucie Łotysza starał się jeszcze zaskoczyć Kostal, ale robinsonada Steinborsa była na najwyższym poziomie.

MECZ ZAKOŃCZYŁ SIĘ W 70. MINUCIE

Jeżeli chodzi o oba zespoły – to by było na tyle. Ostatnie 20 minut to mizerne próby z jednej, jak i drugiej strony. Bohaterem Arki zostaje Steinbors. Niedobrze. Bohaterem nie powinien zostawać bramkarz, bo źle to świadczy o całej drużynie. Mecz z Wisłą źle świadczy o Arce Smółki, która nie miała nawet zalążka pomysłu jak zaskoczyć „Białą Gwiazdę”. Krakowianom na przyszłość polecamy trening strzelecki i wizytę u optometrysty. Sprawiedliwie? Wisła powinna wygrać to spotkanie przynajmniej 3:0, ostatecznie skończyło się bez bramek.

Wojciech Luściński
Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj