Każda historia biegowa związana jest z jakimś celem, który zmotywował do rozpoczęcia przygody z truchtaniem. Tych celów jest całe mnóstwo, jednak najczęstszym z nich jest walka ze zrzuceniem zbędnych kilogramów. Jedną z takich osób, które zdecydowały się rzucić biegową rękawicę nadwadze jest Grzegorz Gajewski.
Jego przykład pokazuje, że nie tylko można wygrać z nadmiarem tkanki tłuszczowej, ale również uzyskiwać takie wyniki, które budzą ogromny szacunek w środowisku biegowym.
Maciej Gach – Twoja przygoda z bieganiem zaczęła się ponad cztery lata temu. Dlaczego postawiłeś na bieganie?
Grzegorz Gajewski – Moja przygoda z bieganiem zaczęła się zwyczajnie i pewnie podobnych historii jest całe mnóstwo. Miałem kłopoty ze zdrowiem. Borykałem się z przyrostem wagi i słabym metabolizmem. Żadne diety i inne aktywności nie pomagały. Postanowiłem spróbować z bieganiem – pierwszy kilometr, potem drugi, piąty i jakoś poszło. Załapałem się na kilka treningów i wycieczek biegowych, co mnie jeszcze bardziej zmotywowało do działania.
Pamiętasz swój pierwszy start?
Mój pierwszy start to Karnawałowy Półmaraton w Łebie. Pamiętam jakby było to wczoraj i bardzo miło wspominam łebską połówkę. Co ciekawe, to do udziału jak i zresztą do wielu innych szalonych rzeczy, namówił mnie Łukasz Zwoliński szerzej znany jako Zwolo. Za jego namową spróbowałem nawet morsowania, ale skończyło się na zamoczeniu stóp.
Od Twojego biegowego debiutu minęło sporo czasu i progres jaki zrobiłeś budzi naprawdę szacunek. Obecnie 5 km pokonujesz poniżej 18 minut, 10 km biegasz w 36 minut z hakiem, a życiówka w półmaratonie to u Ciebie 1 godzina i 20 minut. Ciężko było do takich wyników dojść?
Z bieganiem bywa u mnie różnie. Wszystko się zmienia w zależności od przygotowań do różnych imprez biegowych. Obecnie biegam trzy razy w tygodniu na co składa się wybieganie, interwały oraz bieg ciągły w drugim lub trzecim zakresie. Oczywiście w trakcie intensywnych przygotowań, ilość treningów wzrasta – na przykład, gdy szykowałem się do maratonu to liczba jednostek treningowych wynosiła 5-6 razy w tygodniu.
Do tego dorzucam trening obwodowy (1-2 razy w tygodniu). Zawsze jest tak, że znajduję sobie jakiś cel i wtedy zaczynam przygotowania. W sieci można wyszukać wiele różnych planów treningowych. Dobieram je adekwatnie do moich postępów biegowych. Ostatni plan, przed maratonem w Kopenhadze, trwał 12 tygodni.
Stratujesz w wielu imprezach biegowych o różnym kilometrażu – masz jakiś ulubiony dystans?
Najbardziej lubię półmaratony. To dla mnie taki ciekawy i uniwersalny dystans, który łączy w sobie elementy charakterystyczne dla krótkich i długich biegów. Dzięki temu wymaga wykorzystania różnych umiejętności, zarówno wytrzymałości, jak i siły biegowej. Co ważne nie zajmuje całego dnia i nie wymusza długich oraz mozolnych przygotowań.
Za sobą masz nawet udział w biegach ultra jak Trójmiejski Ultra Track czy Bieg Rzeźnika, który biegłeś w parze z Piotrkiem Grzebinem – jak wspominasz udział w tej kultowej imprezie?
Bieg Rzeźnika wspominam bardzo ciepło. Załapałem się na niego przez zupełny przypadek, a właściwie pech partnerki biegowej Piotra, Asi Wilbik. Złapała kontuzję i Piotr musiał poszukać zastępstwa. Sam bieg był oczywiście wyjątkowo męczący, ale satysfakcja po nim była ogromna. Biegliśmy wtedy w koszulkach Pomorze biega i Pomaga. Miło mi podkreślić, że ku mojemu zaskoczeniu, akcja jest znana i najwyraźniej ma zasięg ogólnokrajowy. Przekonał mnie o tym bardzo entuzjastyczny doping kibiców i turystów na trasie biegu. Jaskrawy kolor koszulek był dla nas dużym ułatwieniem we wzajemnym rozpoznaniu swojego położenia.
Co ciekawe w pierwszym roku biegania zaliczyłeś sporo bardzo długich dystansów Z perspektywy czasu uważasz, że warto było?
Zdecydowanie tak!!! Wszystkie te biegi w jakimś stopniu przyczyniły się do moich dalszych osiągnięć. Nie ukrywam, że do wielu z nich nie byłem wystarczająco przygotowany ani do końca świadomy, co mnie czeka. Mój pierwszy maraton to Chojnik. Wcześniej startowałem tylko w płaskich półmaratonach, ale dałem się namówić na coś szalonego. W myśl zasady – ja nie dam rady? Po skończonym biegu miałem problemy z chodzeniem, ale jakoś udało doczłapać się do mety.
A jakbyś miał wybierać, to bardziej preferujesz bieganie w lesie czy po asfalcie?
Zimą zdecydowanie wolę biegać po asfalcie. W lecie zazwyczaj wybieram leśne ścieżki. Niestety często rodzaj treningu wymusza na mnie bieganie po asfalcie.
Cele biegowe na tegoroczną jesień?
Celów biegowych nie mam, ale planuję wystartować w kilku połówkach na Pomorzu i powalczyć o satysfakcjonujące wyniki w Półmaratonie Kamiennych Weselników, gdyńskim Półmaratonie Długa Góra, Półmaratonie Traktora, Półmaratonie Dwóch Zamków oraz w Półmaratonie Nadwiślańskim.
A jest jakaś wymarzona impreza biegowa, którą chciałbyś kiedyś zaliczyć?
Boston Maraton, ale to jeszcze bardzo odległe marzenie.
Co według Ciebie sprawia, że ludzie tak chętnie biegają i niemalże staje się to ich życiową pasją?
Moim zdaniem bieganie jest ciekawą odskocznią od codziennych obowiązków. Pozwala się wyciszyć i rozładować negatywne emocje. Dodaje energii i pomaga w utrzymaniu szczupłej sylwetki. Jest okazją do zawarcia interesujących i wartościowych znajomości oraz zwiedzenia wielu ciekawych miejsc. W ostatnich latach wraz z moją dziewczyną, a obecnie narzeczoną, miałem okazję zobaczyć i poznać Bieszczady, Mediolan, Budapeszt czy Kopenhagę. Formuła wyjazdów „Run & Travel” bardzo mi odpowiada.
Biegasz w barwach Pomorze Biega i Pomaga. Jakbyś zachęcił innych do biegania w charakterystycznej koszulce z logo akcji?
Przy okazji zapisów na zawody zawsze wpisuję drużynę „Pomorze Biega i Pomaga” i często przybieram barwy pomarańczowe. Uważam, że to bardzo szlachetna akcja i warto ją wspierać. Koszulki są bardzo ładne, wygodne i rozpoznawalne. Znajomi szybko wyłapią Was w tłumie, a Wy z łatwością znajdziecie się na zdjęciach. Koszulki są świetnym pomysłem na prezent dla aktywnych przyjaciół i znajomych.
Fot. 1 – Sport na Kaszubach
Fot. 2 – Darez
Fot. 3 – Gdynia Sport
Fot. 4 – Asia Wilbik
Maciej Gach