Na odpoczynek wakacyjny nie miał czasu. Najpierw był Draft combine NBA, potem mecze reprezentacji i treningi indywidualne w Serbii. Marcel Ponitka to tytan pracy. W wieku 9 lat trafił na mini camp Marcina Gortata. Dekadę później historia zatoczyła koło – Ponitka u boku Gortata uczy koszykówki takie same dzieciaki, jakim był w 2008 roku.
Złapać go na rozmowę niełatwo, chociaż to człowiek raczej nietypowy dzisiejszym sportowcom. Stawiając na szali wybór pomiędzy konsolą do gier a spacerem pod gołym niebem, Ponitka wybiera to drugie. – Bardzo mi się tu podoba. To mój czwarty rok w Trójmieście. Lubię wyjść ze znajomymi, poszukać kawiarni czy restauracji, by dobrze zjeść – mówi.
NADZIEJE POLSKI KOSZYKARSKIEJ
Wraz ze starszym o cztery lata bratem Mateuszem mierzą się z łatkami przyszłości polskiej koszykówki. I o ile Mateusz już ma za sobą grę w silnych ligach tureckiej, hiszpańskiej a teraz rosyjskiej, o tyle Marcel dopiero nosi się z zamiarem ruszenia w świat wielkiego basketu.
Ligowy sezon koszykarski w Polsce jest krótki, trwa od października do kwietnia, co – wydawałoby się – dla 21-letniego sportowca może być zgubną spiralą rozrywek. Ponitka jednak wydaje się być bardzo zapracowanym sportowcem. Najpierw Draft combine w Treviso, potem kadra narodowa, camp Marcina Gortata, do tego wyjazd do Serbii na indywidualne treningi. Jedyne wakacje młodego rozgrywającego to kilka dni u swojej dziewczyny w Londynie.
UCZYŁ SIĘ NA „GORTACIE”
A skoro o Gortacie, to człowiek, pod którego płaszczem dorastał Marcel Ponitka. Na pierwszy Camp Gortata trafił w 2008 roku mając… 9 lat. – Tylko garstka zapaleńców tam była. Odbywało się to tylko w Łodzi, na zupełnie innych zasadach niż dzisiaj. Nie do pomyślenia, że urosło to do takiej rangi, że jeździmy po całej Polsce, codziennie do innego miasta, uczyć kilkuset dzieciaków – opowiada.
Ale Gortat to nie tylko nauczyciel rzemiosła koszykarskiego. – Nauczyłem się od niego podejścia do dzieci i młodzieży, kontaktu werbalnego z fanami. Pokazał też, że na sukces składa się nie tylko sport ale też wizerunek medialny – zauważa Ponitka.
Fot. Radio Gdańsk
„MYŚLAŁEM, ŻE DA SOBIE SPOKÓJ”
Teraz przed 21-letnim rozgrywającym kolejne wyzwania. Powołanie do kadry przysłał trener Mike Taylor, we wrześniu w Gdyni pojawi się także wielka FC Barcelona. O miejsce w składzie Arki Asseco także nie będzie łatwo. Zespół zasilili były Mistrz Polski James Florence oraz choćby doświadczeni podkoszowi Adam Łapeta i Filip Dylewicz. – Filip na poważnie wziął sobie to przejście do Asseco. Byłem zaskoczony (śmiech), patrząc na niego myślałem, że da sobie spokój, ale walczy z nami, kolejna osoba z doświadczeniem – mówi.
To zresztą kolejna historia wymiany pokoleniowej w koszykówce. Gdy Dylewicz sposobił się do debiutu na zawodowych parkietach w 1997 roku, Ponitka… przychodził na świat w szpitalu w Ostrowie Wielkopolskim. Teraz obaj będą współpracować w jednej drużynie.
Paweł Kątnik