FC Porto, Inter Mediolan, Real Madryt i Chelsea. To tylko nieliczne z drużyn, które w swojej bogatej karierze trenerskiej poprowadził José Mourinho. A wraz z nim – José Morais, przez wiele lat asystent wielkiego Mou, do dziś jego bliski przyjaciel. – On ma wyjątkowy dar. Wie dokładnie, w jaki sposób wydobyć to, co najlepsze z osób, z którymi pracuje, także z zawodników – mówił do mikrofonu Radia Gdańsk.
– Kiedy wymawiasz nazwisko Mourinho, uśmiecham się, bo czuję radość – mówił niegdyś w wywiadzie dla brytyjskiego Daily Mail.
Uśmiecha się do dziś, bo przyjaźń obu Portugalczyków, która rozpoczęła się, gdy w 2000 roku Mourinho zasiadał na stołku trenerskim w swoim pierwszym klubie – w Benfice, przetrwała próbę czasu.
Gdańsk José Morais odwiedził w poprzedni weekend, przy okazji sparingu z Lechią Gdańsk. Od połowy sierpnia prowadzi Karpaty Lwów, które 9 września, z ósmej pozycji ukraińskiej Premier League, zweryfikowały ówczesnego lidera Ekstraklasy na 1-0.
Choć od ponad dwóch lat José Morais ma w swoim CV już wyłącznie drużyny prowadzone w roli pierwszego trenera, wciąż najbardziej znany jest z tego, że przez prawie siedem lat asystował słynnemu Mou – w klubach, których nazwy przyprawiają kibica o szybsze bicie serca.
Posłuchaj rozmowy:
MOU ŻYCZYŁ POWODZENIA W MECZU Z LECHIĄ
Rozmowa z prywatnie arcy spokojnym, choć charyzmatycznym przy bocznej linii boiska José Moraisem wymagała taktyki zbliżonej do tej, która mogłaby zostać zrealizowana na zielonej murawie. No bo jak podejść przeciwnika wypytać szanowanego w środowisku piłkarskim, samodzielnego już trenera ekstraklasowej drużyny wyłącznie o człowieka, z którym prywatnie się przyjaźni, ale z jego pracą i celem, w jakim przyjechał do Gdańska nie ma już zupełnie nic wspólnego?
Taktyka często zakłada dozę ryzyka, nierzadko na nim się wręcz opiera. Na ryzyko zatem postawiliśmy – i opłaciło się. Ostatecznie José Morais okazał się aż nadto chętny do opowiadania o tym, jak wspaniały jest jego przyjaciel Mourinho i głównie geniuszu portugalskiego trenera okazała się dotyczyć nasza długa rozmowa, przeprowadzona w kuluarach gdańskiego stadionu.
Czy José Mourinho życzył mu powodzenia przed sparingiem w Gdańsku? – pytamy na początek, pół żartem, pół serio.
– Tak, José zawsze mi tego życzy – słyszymy w odpowiedzi. – Wymieniliśmy rano kilka wiadomości, jak zazwyczaj w niedzielę. Oczywiście rozmawialiśmy także o tym, że miałem dziś mecz towarzyski – przyznał Morais.
Wdech, wydech – José Mourinho wie, że Karpaty Lwów rozegrały sparing z Lechią Gdańsk. Wdech, wydech.
SINCE 2000…
Przyjaźnie w piłkarskim światku najczęściej albo kończą się zaraz po zmianie klubu, gdzie w ich miejsce nawiązywane są nowe, albo trwają latami. Dwaj José, Morais i Mourinho, to zdecydowanie druga z opcji.
– To było tak wiele lat temu… – wspomina były asystent Mou, zapytany, kiedy i gdzie się poznali. – Zaczęliśmy razem pracować w Benfice, gdy [Mourinho] przyszedł z Barcelony. On został pierwszym trenerem, ja pracowałem z zespołem do lat 23. Wtedy się poznaliśmy i już wtedy wyraził chęć współpracy ze mną. Wtedy też zaczęła się nasza przyjaźń – kontynuował.
Po krótkim epizodzie w Benfice, Mourinho na równie krótko objął União de Leiria, skąd w 2002 roku przeniósł się do Porto. To tam, po roku pracy, dołączył do niego José Morais, który wówczas po raz pierwszy został jego asystentem.
– Wiele się od niego nauczyłem i wciąż mam ten przywilej, że go znam – przyznał Morais. – Do tej pory jest moim mentorem w wielu sytuacjach, na tym polega przyjaźń. Jest to też ważne w naszym zawodzie. Jestem za to wdzięczny, bo José zawsze jest dostępny, gdy chcę z nim porozmawiać, czy wymienić poglądy na tematy piłkarskie – zdradza.
MORAIS VS KLOPP
Jak sam przyznaje, przez lata współpracy wiele mógł się od Mourinho nauczyć. Wiele jednak, jak się zdaje, mógł również przejąć – powiedzmy to tak delikatnie, jak to tylko możliwe – niekoniecznie umyślnie.
Choć prywatnie José Morais wydaje się być najspokojniejszym człowiekiem świata, emocje związane z rywalizacją powodują, że na 90 minut staje się zupełnie innym człowiekiem. Było tak również podczas sparingu z Lechią, gdy jeśli denerwował się, to robił to „na dwie ręce”, krzycząc raz po raz – to na zawodników, to wbijając wzrok w murawę, energicznie przy tym gestykulując. I zupełnie bez znaczenia było to, że jego zespół prowadził 1-0.
Jego meczowej twarzy doświadczył m.in. Jürgen Klopp, gdy w 2015 roku, w meczu Chelsea z Liverpoolem, trener The Reds musiał wysłuchać – wykrzyczanych! – pretensji ówczesnego asystenta drużyny przeciwnej.
– Posiadam pewne wartości, które uważam za niezmiernie ważne. Tamta sytuacja miała miejsce podczas meczu, a gdy w grę wchodzi rywalizacja, każdy chce wygrać. Chcemy jednak, żeby swoim zachowaniem ludzie nie przekraczali pewnych granic – skomentował sytuację sprzed trzech lat Morais.
Co go tak zdenerwowało?
– Doszło między nami do pewnego starcia. [Klopp] Zachował się w sposób, z którym w tamtym momencie się nie zgadzałem i musiałem wyrazić swoje emocje tak, a nie inaczej – podsumował.
MOURINHO JAKIEGO NIE ZNAMY
Im dłużej trwa nasza rozmowa, tym bardziej zdajemy sobie sprawę, że o swoim imienniku José Morais mógłby mówić bez końca. I nie jest to dla niego przytykiem, że to o słynnego Mou wypytujemy z błyskiem w oku – a nie o jego własną karierę. Zamiast tego, opowiada o swoim przyjacielu z zaangażowaniem tak wielkim, jakby mówił o sobie.
– On ma wyjątkowy dar. Wie dokładnie, w jaki sposób wydobyć to, co najlepsze z osób, z którymi pracuje, także z zawodników – kontynuuje Morais.
– Z piłkarzami oraz osobami, z którymi pracuje, jest w relacjach rodzinnych. To ktoś, kto troszczy się o ludzi. Zawsze o jeden krok wyprzedza teraźniejszość, zastanawiając się, jakimi słowami, bądź w jaki inny sposób może im pomóc. Zawsze interesuje go, jak czuje się rodzina zawodnika oraz to jak może mu pomóc. Nieustannie pyta o samopoczucie i zdrowie. Ma w sobie wiele współczucia. Umiejętność współczucia, moim zdaniem, jest jedną z najlepszych jego cech – słyszymy z ust człowieka, którego Mourinho darzy ogromnym zaufaniem.